— Jaki jest plan? — Tanja usiadła obok brata, który spoczywał na zgniłozielonej kanapie pod oknem.
Elektroniczny zegarek na nadgarstku Naruto wyświetlał godzinę czwartą trzydzieści siedem, a za oknem szalał silny wiatr w towarzystwie deszczu i groźnych grzmotów, które zbudziły ich jakieś pół godziny wstecz. Po budynku kręciło się kilkoro zainfekowanych, którzy skutecznie informowali o swojej obecności wrzaskami i łomotem, jaki wytwarzały biegając za sobą po piętrach.
Jedno stało się pewne — opuszczenie tego bloku nie będzie wcale takie łatwe, jak im się z początku wydawało.
— Musimy dotrzeć jakoś na trzynastą do tego pieprzonego parku — mruknął Uzumaki, kryjąc zmęczoną twarz w dłoniach. Westchnął głośno i zerknął ukradkiem na Sakurę, która siedziała na fotelu, szczelnie owinięta kocem. Zadrżał lekko, wspominając sytuację sprzed kilku godzin. Ona natomiast odwracała od niego speszone spojrzenie. Z łatwością jednak doglądał, iż na jej buzi malował się spokój, jakiego do tej pory nie wykazywała. — Kakashi wiele dla nas ryzykuje, dlatego nie możemy tego zmarnować.
— Więc powoli się szykujmy... Weźmy stąd wszystko co może się przydać i ruszajmy — mruknął Sasuke, podnosząc się z krzesła, które miało swoje lata. Kołysało się niebezpiecznie na słabych nogach, grożąc wypadkiem. — Nie powinniśmy zwlekać.
— Już wam wczoraj mówiłem, mamy stąd jakieś dwie godziny drogi. — Ton snajpera lekko spoważniał. Podniósł się i podszedł do okna, zza którego nie dostrzegał nic, oprócz rozmazanych konturów pobliskich budynków. Deszcz spływał po szybie, a mrok budził nieopisaną grozę. — Musimy wyjść jakoś o dziesiątej, by trafić w czas.
— Ruszymy za późno, nie zdążymy — stwierdziła sucho Haruno. — Jeżeli zrobimy to za wcześnie, zginiemy. Rozciągniemy czas, w którym będziemy wystawieni zarażonym jak na złotej tacy, a to trochę cierpka opcja.
— Powinniśmy spróbować się jeszcze przespać — wtrącił się Shiro, kręcąc młynka kciukami. — Jeżeli mamy okazję do zregenerowania sił, powinniśmy ją wykorzystać. Musimy mieć energię by biec, walczyć. Chronić siebie nawzajem.
Uzumaki obserwował chłopca w pokrzepiający sposób. Nadal nie mógł wyjść z podziwu dla odwagi i determinacji dzieciaka, który najwyraźniej chciał chronić swoją siostrę. A ona, choć w niemy sposób, robiła dokładnie to samo.
— Młody ma rację. — Uchiha ziewnął głośno i usiadł pomiędzy rodzeństwem. — No! Sio z mojego łóżeczka.
Młodziki leniwie stanęły na nogach, po czym ruszyły do wcześniej okupowanej sypialni. Zielonooka również powłóczyła do pokoju. Wsunęła się pod kołdrę, chcąc zagrzać zmarznięte ciało i zdrzemnąć się jeszcze trochę. Zamknęła oczy, kładąc głowę na miękkiej poduszce i wzięła głęboki wdech. Jej powieki jednak błyskawicznie się otworzyły, gdy poczuła jak coś przygniotło materac za jej plecami. Odwróciła się do spodziewanego intruza, który siedział na brzegu mebla, wlepiając wzrok w ścianę przed sobą. Nie odzywał się, oddychał głośno i wyraźnie nad czymś myślał.
— Powiesz mi coś? — szepnęła, wznosząc się na ramionach, by usiąść. Gdy odpowiedziało jej ciche, zgodne mruknięcie, kontynuowała: — Czemu próbujesz oszukać nas, a przy tym samego siebie?
— Nie rozumiem — odparł, zwracając się do dziewczyny, lekko skręcając ciało w pasie.
— Słyszałam niechęć twojego przyjaciela, co do ludzi, których prowadzisz. — Zawiesiła spojrzenie na oknie, a raczej widoku znajdującym się za nim. Spokój jaki osiągnęła, został zmącony przez wspomnienie rozmowy żołnierzy. Opanowanie dosłownie ulotniło się jak para znad kubka, w którym mieściła się gorąca kawa. — Czemu chcesz nas tam zabrać, robiąc złudną nadzieję? Już lepiej, żebyśmy tu zostali i pozdychali z głodu, niż oglądali jak wzbijasz się w górę, ratując życie.
— Kakashi zabierze nas wszystkich. — Zlękła się, słysząc jego niesamowicie wrogi ton. Rozumiała, że te słowa, po tym wszystkim co już dla nich zrobił, były zupełnie nie na miejscu, wręcz okazywały brak szacunku, ale nie potrafiła inaczej. Obserwowała jego wściekłe spojrzenie, którym ją wręcz przeszywał. — Po prostu był zdenerwowany i pieprzył od rzeczy.
— I co? — sparowała, tracąc blokady. — Co z nami zrobi? Zawiezie do najbliższej bezpiecznej strefy i powie, że znalazł zguby? A wtedy wpierdolą nam po kulce w łeb? Naruto, oni wymordowali tysiące zdrowych ludzi, którzy uciekali by przeżyć. Z zimną krwią. Ty byłeś wśród tych, poddanych eksterminacji! Zaszufladkowali nas z zarażonymi, potraktowali jak odpady! Byleby tylko ich holokaust nie zaznał światła dziennego!
— Nie krzycz... Cholera jasna, nie wiem co zrobimy, rozumiesz? — Obruszył się i złapał za głowę. — Muszę pomyśleć... Jak nie ja, to Hatake coś wymyśli.
— Wszyscy zginie…
— Przestań! — syknął i wbił pięść w materac łóżka, tuż przy jej udzie. — Nie pamiętasz co ci kurwa obiecałem?! Ja nie rzucam słów na wiatr!
Przez chwilę patrzyła w jego oczy, które zdawały się drżeć. Wstrzymała oddech. Potrząsnęła jednak głową i prychnęła głośno, krzyżując ramiona na piersiach. Mężczyzna cofnął głowę nieco zaskoczony jej reakcją.
— Obiecujesz nam złote góry, Naruto. — Westchnęła i zamknęła powieki. — Sam nas nie uratujesz…
— Nie jestem sam — odpowiedział natychmiast, prostując palce dłoni na prześcieradle. Wziął głęboki wdech i popatrzył na sufit. — Jest z nami Sasuke, który oprócz bycia skurwysynem, zna się na rzeczy. Jesteś ty, która nie powie mi, że nie przeszła specjalnego szkolenia przed pojawieniem się tutaj. I są dzieciaki, które pewnie zaskoczą nas jeszcze niezliczoną ilość razy, jak to zrobiły do tej pory. Damy sobie radę, ale na pewno nie wtedy, gdy stracimy wiarę w samych siebie.
— Jedyne co mogę zrobić, to was bezboleśnie uśmiercić. — Przygryzła dolną wargę i opadła na materac. Różowe włosy rozsypały się na poduszce, a drobne, niekontrolowane łzy spłynęły po jej skroniach. — Wybacz ten atak, to wszystko dzieje się ze strachu. Mój mózg pracuje na za wysokich obrotach, co skutkuje takimi idiotycznymi wybuchami. Nie umiem nad tym panować.
Wspiął się na łóżko i dosłownie runął obok niej na brzuch, wciskając twarz w miękki zagłówek. Po chwili słychać było ciężki świst maksymalnie utrudnionego oddychania.
— Udusisz się, idioto — zaśmiała się nieśmiało.
— Trudno. I tak już mnie nie lubisz więc nie ma to specjalnego znaczenia — burknął niezrozumiale, co ledwo dosłyszała.
— No przecież przeprosiłam... — jęknęła, domyślając się, że Uzumaki próbuje w jakiś sposób rozluźnić atmosferę, jaka między nimi zapanowała.
Pchnęła go lekko, a przynajmniej spróbowała. Jego ciało, mocno obciążone udoskonalanymi od lat mięśniami, nawet nie drgnęło. Spiął się jednak reagując na jej dotyk. Mimo to, nadal tkwił w samobójczej pozycji. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, obróciła przodem do niego i zaczęła muskać jego odsłoniętą skórę opuszkami palców. Ramię, szyję, kark... Nie przerywała tego długi czas, póki nie zerwał się nagle, przysuwając do niej i wtulając twarz w jej szyję, by w końcu spokojnie usnąć. Zanim to jednak zrobił, zaczął myśleć nad tym co ich czeka, dochodząc do dziwnych wniosków.
Musiał zmienić kilka zachowań, by później nie mieć na sumieniu żadnych rozczarowań.
***
— Jesteście gotowi? — mruknął blondyn, stojąc przed drzwiami.
Wszyscy skinęli zgodnie głowami, obserwując go w niebywałym skupieniu. Haruno założyła porządny opatrunek i właśnie poprawiała ramiączka plecaka wypchanego jakimiś przydatnymi przedmiotami, jakie tu znaleźli. Sasuke doglądał swojej broni stworzonej z nóg połamanego krzesła i dwóch, przymocowanych do nich noży. Shiro i Tanja stali przed nimi uzbrojeni w niebezpieczną determinację, jaka malowała się w ich oczach.
— Pamiętajcie — kontynuował, przekręcając powoli zamek w drzwiach. — Oni są na klatce, a ja mogę strzelać tylko w ostateczności. Pomijam to, że mamy mało amunicji. Huk ściągnie więcej tego ścierwa.
— Będziemy szli przodem. — Uchiha stanął przy Naruto i westchnął głośno. — Podążajcie krok w krok za nami. Gdy coś zacznie się dziać, krzyczcie.
— Chcecie ich tak po prostu odpychać? — Sakura złapała za ramię starszego blondyna, gdy chciał już pociągnąć drzwi.
Zabrał delikatnie rękę i nie patrzył na nią, by nie odnalazła w jego oczach jakichkolwiek obaw lub innych uczuć, jakie obudził w sobie tej nocy.
— Nie mamy na razie innego wyjścia — odparł sucho. — Nie możemy ryzykować.
Dziewczyna zacisnęła zęby i pięści, gdy mężczyźni zaczęli wymieniać się jakimiś dodatkowymi uwagami. Denerwowała ją konspiracja jakiej żołnierze dokonali bez jej wiedzy. Wypuściła głośno powietrze, a dzieci obserwowały ją, gdy podeszła dosyć spokojnie do niewielkiej komody, która blokowała przez noc drzwi wejściowe. Nagle, bez żadnego uprzedzenia, kopnęła jej drzwiczki zdrową nogą. Raz, drugi, trzeci, wywołując huk i konsternację u reszty. Drewniane skrzydło runęło na ziemię, a ona nie przestawała go forsować.
— Następnym razem — wycedziła, łamiąc je na pół — komunikujcie się też ze mną. Nikt was, kurwa, nie mianował dowódcami.
Kącik ust Uzumakiego uniósł się delikatnie ku górze, eksponując zadziorny uśmiech. Zwrócił się do wyjścia:
— Otwieraj — syknął, celując już przed siebie z karabinu.
Drzwi uderzyły z impetem o ścianę, klamką uszkadzając jej fakturę. Tynk zsypał się na kamienną posadzkę, a mężczyźni wyskoczyli przed drzwi, czując jak serca zaraz wyrwą się z ich piersi. Nie minął nawet moment, gdy usłyszeli znajome charczenie i ryk, towarzyszące rumorowi przeraźliwie szybkiego biegu.
— Wypierdalać! — ryknął Sasuke, prostując przed sobą ramiona ze swoją prowizoryczną bronią, usytuowaną równolegle do ziemi. Docisnął nią zarażonego do barierki okalającej przepaść łączącą schody.
Naruto z obsesyjną siłą uderzył kolbą w głowę swojego przeciwnika, po chwili tłukąc w jego czaszkę podeszwą swoich wojskowych butów. Powtarzał to dopóki jego ofiara nie przestałą się ruszać. Uchiha przerzucił swojego oponenta nad balustradą, sekundkę po tym słysząc rozbijające się o kolejne piętra ciało.
— Dół, dół, dół — powtarzał cicho blondyn, gnając na czele grupy.
Do samego parteru nie napotkali już żadnego zainfekowanego, ale świadomość tego, że na zewnątrz czekało ich prawdziwe piekło, nakazała się im zatrzymać. Uzumaki przykucnął na półpiętrze by określić jakoś sytuację panującą poza budynkiem.
— Jakie szane? — szepnął brunet, gdy snajper do nich wrócił.
— Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt — odparł na wydechu i zaśmiał się, po raz pierwszy w tak żałosny, nerwowy sposób. Czuł jak tracił kontrolę, jednak gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z tym, należącym do Shiro, jego mina stężała. Determinacja chłopaka jednocześnie mu imponowała, jak i denerwowała. Naruszało to jego honor, jako żołnierza, który chociaż rzeczywiście werbalnie nie został wybrany na dowódcę, to jednak powierzono mu swoje życia, uznając za najodważniejszego i najbardziej kompetentnego. — Kurwa. Dobra, nie zwlekamy, idziemy!
Wziął trzy, szalenie szybkie oddechy i wyskoczył na schody, po których prędko zbiegł i wypadł na zewnątrz, dopiero przyswajając, że wciąż pada, a wręcz leje. Lodowate krople zaczęły rozbijać się o jego twarz, a on usilnie rozglądał się za otaczającym ich ścierwem.
— Naruto! Prawa! — Haruno wybiegła za nim tak jak reszta.
Sasuke wyminął ich i podbiegł do blondyna, stając plecami do jego tyłu. Sylwetki dwóch zarażonych, zbliżających się do nich ulicą zaczęły się wyostrzać w szarych strugach deszczu i to bardzo szybko.
— Sakura! — Tanja pchnęła lekko kobietę, gdy za ich plecami pojawił się inny intruz.
Zielonooka zwróciła się jednak energicznie za siebie, słysząc jak rzuca się do Shiro i rąbnęła zakrwawioną, byłą już, kobietę w twarz. Pozostałości z drzwiczek szafy walnęły o nią z taką siłą, że runęła na ziemię, po której zaczęła się rzucać.
— Giń, suko! — wrzasnęła uderzając zarażoną z całych sił.
W końcu poczuła coś zupełnie innego niż strach. Siłę, która pozwalała jej atakować z nową energią. A może była to świadomość, której trzymała się od początku? Nie wiedziała, ale im więcej uderzeń wyprowadzała, tym bardziej wszystkie granice zdrowego rozsądku się zacierały. Liczyło się to, by przetrwać i doprowadzić dzieciaki do bezpiecznego miejsca, gdzie nie miały już czuć żadnego zagrożenia i przede wszystkim mu podlegać.
— Co teraz? — syknął Sasuke, wyciągając włócznię z martwego ciała. — Jeżeli tak dalej pójdzie, to nie dotrzemy tam za cholerę.
— Zdaję sobie z tego sprawę. — Naruto z przejęciem wcisnął w broń ostatni magazynek. — Nie kurwa... — Uchiha popatrzył na niego pytająco. — Wydostaniemy się stąd, choćbyśmy mieli biec do portu i porwać statek wycieczkowy.
— Widzę, że humorek dopisuje — parsknął brunet.
— Wręcz przeciwnie…
— Jezus Maria, Naruto! — Chrapliwe ryknięcie medyka dotarło do mężczyzn na co zwrócili się w stronę kobiety.
Oboje zamarli, nie spodziewając się tego, co mieli ujrzeć.
Przed przyjazdem do Anglii, gdzie mieli zająć się pilnowaniem osiedlanych cywili, rozmyślali tylko o tym jakby to było, gdyby plaga zombie nagle natarła na dystrykt. Strzelanie do nudnych, powolnych celów nie było czymś spektakularnym.
Tym czasem zombie okazało się być niesamowicie szybkim, przebiegłym stworzeniem posiadającym ludzką wściekliznę. Charakteryzujące się nieopisaną agresją i usposobieniem najgorszego możliwego mordercy, ścierwo to mogło zarażać.
Sprawa komplikowała się jednak stokroć bardziej, gdy na ich drodze pojawiał się kompan broni, przyjaciel, towarzysz przeszłości... Ale inny, niż go zapamiętali.
— Madara — szepnął Sasuke, cofając się w tył o krok. Miał szeroko otwarte oczy i nie potrafił przełknąć śliny.
Naruto również został sparaliżowany. Ich wielki przyjaciel, ociekał deszczem zmieszanym z krwią. Brunatne białka, poruszały się dynamicznie w jakimś dziwnym afekcie. Długie, czarne włosy posklejały się w długie pejsy. Charczał, dyszał, warczał... Stał metr przed Sakurą i chyba nie potrafił się zdecydować do kogo dobrać się najpierw — do niej czy któregoś z Tenzou.
— Naruto, strzelaj! — wrzasnął młody Uchiha, potrząsając jego ramieniem.
Blondyn słyszał to jakby zza grubej ściany, a wielka gula w gardle nie pozwalała wydusić słowa. Mimo, że już wczoraj widział dawnego przyjaciela, nie stali ze sobą twarzą w twarz. Było ciemno, a on przez większość czasu próbował sobie wmawiać, że była to jakaś mara wytworzona przez zmęczenie i wszystkie inne wrażenia. Drżał lekko zdając sobie sprawę, że tę walkę przegrał. Walkę z rozsądkiem.
Madara doskoczył do Haruno, z którą runął na ziemię. W momencie gdy rozwarł szczękę, by dosłownie oderwać fragment jej ciała, zablokowała jego zęby pozostałościami z jej broni, a nogami próbowała go od siebie odepchnąć. Ale mężczyzna, który niegdyś był potężny... Zyskał jeszcze więcej siły.
— Naruto, kurwa mać! — ryknął Sasuke.
— Nie mogę…
Dzieciaki wskoczyły na plecy zarażonego i próbowały odciągnąć go od Sakury, jednak na nic nie zdawały się ich próby.
— NARUTO!
— Nie potrafię…
Brunet zerwał zapięcie paska, na którym zawieszony był karabin, wyrwał go po czym wycelował prosto w głowę Madary.
— Shiro, Tanja! — wrzasnął, by rodzeństwo prędko odskoczyło na boki. Gdy tylko to zrobili, zmrużył oko, by przypadkiem nie trafić w różowowłosą, która opadała już z sił. Coś ukuło jego serce, mimo wszystko również pamiętał starszego Uchihę jako kolegę po fachu. — Przepraszam…
Padł pierwszy dzisiejszego dnia strzał. Ciało znieruchomiało i opadło na swoją ofiarę. Ta z trudem wyczołgała się spod niego, nie potrafiąc ogarnąć swojego spazmatycznego oddechu. Z przerażeniem spojrzała na bluzkę, splamioną krwią denata i zdębiała.
— Nic ci nie jest? — spytał Shiro, pomagając jej podnieść się na nogi.
Skinęła przecząco głową i podniosła wzrok prosto na Naruto, który nadal stał w tym samym miejscu. Zlękniony spoglądał prosto w jej oczy, doszukując się w nich oznak wyrozumiałości, której nie odnalazł. Przecież złamał wczoraj złożoną obietnicę…
Jego uwagę odwrócił Sasuke, który podbiegł do dziewczyny. Powiódł za nim wzrokiem. Chciał ruszyć do przodu, ale niewidzialne korzenie, które wyszły spod ziemi, oplotły mu nogi.
— Wszystko w porządku? — Brunet obiegł wzrokiem kobiece ciało.
— Tak, chyba tak — odparła cicho, skupiając się na sobie. Obejrzała dokładnie ramiona. — Czysto.
— Lepiej się ruszajmy. — Tanja dała krok do przodu, patrząc cały czas z uwagą na starszego blondyna, który aktualnie wbijał wzrok gdzieś w dal. — Ten strzał na pewno kogoś tu przyciągnie.
— Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę chciał zaprzyjaźnić się z tłumikiem — westchnął Uchiha, zwracając się w odpowiednim kierunku. — Naruto, weź się w garść!
Snajper zwrócił spojrzenie w ich kierunku, pozbawiając resztę wiary w to, że wróci jego dawna energia. Błękitne oczy zupełnie straciły swój blask, pociemniały. Ten niewielki szczegół zmieniał całą jego postawę. Stał się zimny, nie wzbudzał dawnego poczucia bezpieczeństwa, odpychał. Postawa wręcz krzyczała, by dać mu spokój i zostawić tu, zupełnie samego. Przecież mu się nale…
— Nadchodzą! — syknęła Sakura. Zwróciła się za siebie, by ponaglić Shiro i jęknęła, zauważając, że ten grzebie przy zwłokach Madary. — Co ty wyprawiasz?! Rusz się!
Chłopiec jeszcze przez chwilę szarpał się z paskiem martwego mężczyzny i po chwili wyrwał do przodu, by ich dogonić.
Sasuke rzucił karabinem w stronę Uzumakiego, wiedząc doskonale, że ten zrobi z niego większy użytek. Mężczyzna złapał go w ostatniej chwili i wycelował w najbliżej znajdującego się zarażonego. Strzelił do niego, spinając przy tym wszystkie mięśnie. Musiał wrócić na ziemię i zrekompensować tę porażkę, o którą nigdy by siebie nie podejrzewał.
— Shiro, szybciej! — ryknął obruszony, spostrzegając, że chłopiec biegnie tuż przed nim.
Gdy zrównał z nim kroku, dzieciak przyspieszył i razem dołączyli do reszty.
Wyścig o życie właśnie się rozpoczął.
Deszcz utrudniał jakiekolwiek poruszanie się, nie mówiąc już o orientacji w terenie. Nadszedł jednak moment, gdy zaczął słabnąć, aczkolwiek zmarznięte z przemoczenia ciała wołały o dosłowną pomstę do nieba, za brak choćby minimalnej pomocy.
— Chyba nic za nami nie biegnie. — Sasuke czuł, że krztusi się już własnym oddechem. Cała reszta wyglądała jakby miała zaraz wyzionąć ducha, tylko Naruto utrzymywał postawę lekko zdyszanego.
— Zróbmy przerwę, błagam — wysapała Tanja. — Zaraz się zrzygam.
Naruto skinął zgodnie głową. Rozejrzał się za jakimś bezpieczniejszym miejscem niż środek ulicy i zaprowadził ich do niewielkiego kiosku. Sam wskoczył na jego dach, wspinając się po metalowym kontenerze i przyjął rolę wartownika.
Shiro opadł krzyżem na podłogę i próbował unormować oddech, tak samo jak jego siostra. Uchiha doskoczył do okna i spoglądał w stronę niewielkiego parku. Haruno usiadła na krzesełku i schowała twarz w dłoniach. Łokcie wsparła na udach i przechyliła się lekko do przodu.
Sytuacja sprzed mniej więcej godziny nie dawała jej spokoju. Nie miała pojęcia, że Uzumaki mógł okazać się tak sentymentalny. Nie przewidziała, że los wystawi ich na dodatkowe próby. Nie miała pojęcia jak sama zareagowałaby, widząc gdzieś Ino czy Shizune. Poderwała głowę do góry, przypominając sobie o swojej przełożonej, Tsunade. Zaczęła zastanawiać się, czy udało jej się uciec, choć nierealnym byłoby to, gdyby nie została ochroniona. Z drugiej strony, wszyscy stracili panowanie. Gdyby została w jednostce, kto wie… Może sama właśnie biegałaby i rozszarpywała zdrowych ludzi.
— Hej… — Brunet przykucnął przed nią i próbował złapać kontakt wzrokowy. — Wszystko w porządku?
— Pytasz poważnie? — prychnęła, odchylając się od tyłu.
— Musisz mu to wybaczyć — szepnął, nie spuszczając z niej oczu. Była zdziwiona jego zachowaniem. Z góry zakładała, że jest sukinsynem, który będzie dbać tylko o swój interes. — Przyjaźnili się…
— Wiem…
— No właśnie. — Spojrzał znowu w stronę okna i zamknął po chwili powieki. — Sam nie wiem, co zrobiłbym na jego miejscu. Przyszło mi to łatwiej, bo nie byłem tak blisko z Madarą, ale kurwa nie mogę sobie darować, że to ja go zabiłem. Mimo to, przynajmniej odciążyłem Naruto.
— On już był martwy.
Spojrzał na nią już z innym wyrazem twarzy. Ze spokojnego faceta, który próbował podnieść ją na duchu, przeistoczył się w zwierzę, które wyglądało na spragnione krwi. Haruno poczuła nadchodzący atak z jego strony.
— Chyba czegoś nie rozumiesz… — mruknął.
— Rozumiem doskonale, ale sam wiesz, że oni już…
— A uczucia? A pamięć? A przeszłość?
— W nich nie pozostaje nic z tych ludzi, których znaliśmy.
Zaczęli podnosić głos. Dzieciaki odsunęły się kawałek dalej, przewidując to, co zaraz się stanie. Sprzeczki w takiej chwili powinny być czymś, co bezprecedensowo powinno zostać pominięte, ale ludzkie umysły i organizmy nie miały szans na żadne opanowanie.
— Hej, przestańcie — wtrąciła Tenzou.
— Skąd to kurwa możesz wiedzieć? — Sasuke nawet nie zwrócił na blondynkę uwagi. — Zajmujesz się kwestią fizyczną, nie psychiczną.
— Naprawdę wierzysz w to, że któreś z nich podejdzie do ciebie, rozpozna i z radością przytuli? — fuknęła zielonooka. — Zejdź na ziemię!
— Strzeliłabyś do swojej matki?!
Niektórych rzeczy nie powinno się mówić, gdy nie zna się przeszłości rozmówcy. Sasuke przekonał się o tym, gdy pięść kobiety zatopiła się w jego policzku. Zachwiał się do tyłu i runął na półkę.
— Na całe szczęście nie zdążyła zobaczyć tego, co dzieje się z tym światem! — wrzasnęła.
Uchiha poderwał się na nogi i pchnął ją, po czym stanął tuż przed nią.
— Uważaj co robisz, suko! — ryknął chcąc wymierzyć jej soczysty policzek, jednak na jego drodze stanął Shiro.
— Nie mów tak na nią! — krzyknął, próbując go popchnąć.
— Uspokój się, chłopie! — Tanja chwyciła go za ramię. — Rozum cie odjęło?
— Jesteś żałosny! — Sakura wyprostowała się i stanęła tuż za chłopcem. — Brakuje ci pieprzonej odwagi, dwunastolatek poświęcił się, by nas wyciągnąć z tego pieprzonego gówna, kiedy ty mało nie zemdlałeś ze strachu! Gdyby nie on, spłonęlibyśmy tam żywcem!
Furia w jaką wpadł Sasuke zyskała na sile. Odepchnął rodzeństwo i dał krok do przodu, stawiając stopę pomiędzy jej nogami. Zacisnął zęby i schylił się, jednak powstrzymała go zimna stal, przystawiona do skroni.
— Drgnij… — wycedził przez zęby Naruto, trzymając palec na spuście.
— Zabierz to… — warknął brunet.
Sakura obserwowała skupione spojrzenie blondyna, który tym razem nie wyglądał na takiego, co miałby się zastanawiać nad strzałem.
— Ciebie zabiję bez wahania, pamiętaj. To trochę haniebne, umrzeć z ręki człowieka w takiej sytuacji.
— Zabierz to — ryknął głośniej, wytrącając broń blondynowi.
Chciał go uderzyć, jednak Uzumaki wyprowadził partyzanta* na brzuch żołnierza, powalając go tym samym ponownie na półki.
— Albo się ogarniesz, albo zostaniesz tu sam. — Naruto przewiesił broń przez ramię i podwinął rękawy kurtki. — Nie będę ryzykować ich życia przez twój pieprzony brak opanowania. — Odwrócił się i popatrzył na Tanję, która trzymała się za ramię. Podszedł do niej i zabrał jej dłoń, by skontrolować co się stało. — Wszystko w porządku?
— Tak, to tylko siniak — westchnęła, łypiąc na Sasuke.
Naruto obejrzał się za Shiro. Masował tył głowy, a Sakura zaciskała mocno zęby. Raczej ze złości, niż z bólu, ale po krzykach, huku i widoku wywnioskował, że to ona runęła na szafkę, z której wszystko pospadało na podłogę.
— Nie masz prawa się do nich zbliżać — zakomunikował ostro, ponownie spoglądając na bruneta. — Rozumiesz?
— Pierdolcie się. — Mężczyzna wyszedł przed kiosk, z którego zabrał paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpalił fajkę i skupił się na swoich myślach.
Dzieciaki również opuściły niewielki budynek, zostawiając Haruno i Uzimakiego samych. W milczeniu mierzyli się niespokojnymi spojrzeniami.
— Dzięki — szepnęła w końcu, poddając się i odwracając wzrok.
Ciszę zakłócały tylko ich oddechy. Blondyn zrobił krok w jej stronę, piach zachrzęścił pod podeszwami jego butów, na co dziewczyna się wzdrygnęła. Chwycił lekko jej dłoń i zastanawiał się nad czymś przez chwilę. Gdy otworzył usta by coś powiedzieć, poczuł jak dziewczyna zabiera delikatnie rękę. Posłała mu dziwny, krótki uśmiech, skrzyżowała ramiona na piersiach i ruszyła do wyjścia. Usłyszała tylko, jak uderzył pięścią o drewniany blat lady.
— Ruszamy? — spytała Tanja, podchodząc do Haruno.
— Powinniśmy… — odparła, spoglądając na chłopca, który stał sztywno na chodniku i spoglądał na ulicę, której ona z tej pozycji dojrzeć nie mogła. — Shiro?
— Ta… — stęknął, cofając się o krok. — Ta…
— Co? — Siostra była pewna, że to jej imienia nie potrafił wydukać.
— Tata! — wrzasnął, cofając się.
Blondynka wyglądała, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi. Powłóczyła nogami i dopiero po chwili przyspieszyła swoje tempo, by dotrzeć do brata. To nie były żadne zwidy.
Yamato naprawdę tam stał.
Brudny, wściekły, inny. Dziewczyna miała okazję po raz pierwszy doświadczyć tego widoku, który dosłownie ją złamał. Nie wierzyła w to, wmawiała sobie, że Shiro coś się przewidziało. Projekcja wspomnień, dotyczących kochającej się rodziny, zaczęła nagle płonąć jak stara, filmowa klisza. Jak można było pogodzić tak gorzką prawdę, z realiami jakie na nich czekały? Tenzou zostali sami. Bez żadnej rodziny, zdani na siebie i trójkę obcych ludzi.
Świat przestał istnieć.
— Tato! — wrzasnęła.
Sakura zdębiała, obserwując dzieciaki. Kątem oka zauważyła, że obok stanął Uchiha, beztrosko kończąc papierosa.
— No proszę, idź — prychnął, z posępnym uśmiechem. — Zastrzel go na ich oczach, przecież on już nie żyje.
Patrzyła na niego przez chwilę, zaciskając mocno zęby. Musiała przetrawić jego słowa i skupić na tym, co stawało teraz na pierwszym planie. Dobiegła do dzieciaków, by z przerażeniem dojrzeć, że one skupiły się tylko i wyłącznie na postaci swojego ojca.
— Naruto! — ryknęła, czując jak struny głosowe zaczynają się rozrywać. — Ja pierdole, wiejemy!
Złapała rodzeństwo za kołnierze i pociągnęła za sobą w stronę, w którą powinni już dawno ruszyć. Blondyn wypadł przed kiosk i słysząc wrzaski przynajmniej trzech tuzionów zarażonych, zaklął pod nosem i zerwał się do biegu za resztą.
— Ale tata… — jęknęła Tanja, zwracając się co rusz za siebie.
— Przestań! — krzyknął Shiro, zaciskając pięści. Łzy lały się po jego policzkach, a serce waliło jak oszalałe. — Sakura ma rację, to już nie jest on! Już nigdy nim nie będzie.
— Shiro — jęknęła oburzona.
— Zapomnij… — syknął Sasuke, chwytając ją za przedramię, gdy zaczęła zwalniać. — Lepiej, żebyśmy go zgubili, niż żeby ktokolwiek miał go odstrzelić na waszych oczach.
— Wolałabym to, niż mieć świadomość, że żyje w ten sposób!
Uchiha zmrużył oczy i warknął wściekle, przenosząc spojrzenie na Sakurę. Sama była zszokowana takim nastawieniem ze strony dziecka i czuła się poniekąd winna, jednak w duchu dziękowała za to, że rodzeństwo nie zaczęło płakać i nie próbowało ich zatrzymać.
— Do parku, do parku! — ponaglał ich Uzumaki.
Ogrodzony plac został przez niego wypatrzony, gdy rozglądał się z dachu kiosku po okolicy. Był jedyną drogą ucieczki, która pozwalała na spowolnienie rozjuszonego tłumu zakrwawionego ścierwa.
Gdy tylko wpadli na jego teren, szybko złapał otwarte skrzydło żelaznej bramy, by je zatrzasnąć. Złapał za zasuwę i pchnął ją mocno, zabezpieczając przejście. Nie była to specjalnie ciężka blokada, ale brak logicznego myślenia, oraz możliwości wspinaczki u ich przeciwników, przekładał się na czas, w którym musieli sforsować żelazne kraty.
— Biegnijcie, bo właduję wam po kulce w dupę!
Przemknęli główną aleją parku, nie zwalniając nawet na chwilę. Sakura, pomimo bólu w nodze dawała z siebie wszystko, by tylko nie spowolnić grupy. Nigdy jeszcze nie czuła, że ma tak ważny cel do spełnienia, a to była jedyna rzecz, jaką naprawdę musiała rozbić.
Uratować te dzieci.
***
— Słońce… — szepnęła Tanja, trzymając mocno dłoń brata.
— Nareszcie… — Sakura podążała kilka kroków za nimi, mając wrażenie, że jej sforsowany organizm zaraz odmówi jakiejkolwiek współpracy.
Park Regents rozciągał się wzdłuż i wszerz w takim stopniu, że nie szło dostrzec jego granic. W samym centrum znajdował się monumentalny plac, na którym spoczywały pozostałości wesołego miasteczka. W dniu, kiedy wybuchła epidemia, większość londyńskich rodzin znajdowała się dokładnie w tym miejscu, beztrosko bawiąc się i nie myśląc o mieście, do którego nie mieli prawa już nigdy wrócić.
Sasuke poszedł w swoją stronę, skupiając się na dotarciu do jednego ze stoisk. Dzieciaki podbiegły do rzędu huśtawek, by choć na moment przypomnieć sobie, jakie to w ogóle uczucie.
— Nie oddalajcie się! — zakomunikował Uzumaki, pomagając różowowłosej dojść do wagonu kolorowej lokomotywy, gdzie kobieta mogła w końcu usiąść i skontrolować swoją nogę. — Mam mieć was w zasięgu wzroku!
— Znowu nas opuścili… — szepnęła blondynka, opierając głowę o metalową rurkę, do której przymocowane było drewniane siedzisko. — A zdawało się, że wszystko ma szansę wrócić do do normy…
— Myślisz, że mama nadal żyje? — Shiro przyglądał się swojej dłoni, brudnej od błota i krwi, która należała do Madary.
— Chyba nie Shiro… — Westchnęła i zamknęła oczy, czując niewyobrażalny ból w sercu. — Nie tym razem.
Tenzou cisnął kamieniem przed siebie i schował twarz w dłoniach.
— Gdy się rozdzieliliśmy… Myślałam, że ciebie też straciłam.
— Tanja… — szepnął, dociskając palce do skóry. — Nie rozdzielimy się już nigdy. Będziemy trzymać się razem, cokolwiek się wydarzy…
— Cokolwiek się wydarzy… — powtórzyła cicho.
Naruto obszedł pociąg, cały czas trzymając w gotowości karabin. Gdy upewnił się, że w pobliżu nikogo nie ma, wrócił do Haruno. Medyk zmieniała sobie opatrunek, zaciskając mocno zęby. Mężczyzna poczuł lekki zawrót głowy.
— Trochę zbladłeś — prychnęła, zakrywając ranę.
— Mdli mnie na widok krwi… — odparł cicho.
— Hemofobia? Żartujesz? — Przewiązała bandaż, odczuwając tępy ból. Starała się nie okazywać kolejnych słabości, ale nawet najsilniejszy człowiek nie potrafił temu podołać w niektórych chwilach. — Co z ciebie za żołnierz…
— Pewnie żaden… — Ironia wypływająca wraz z jego słowami sprawiła, że ugryzła się w język, by nie powiedzieć więcej.
Nadal nie do końca rozumiała, jak to się stało. Dlaczego do nich dołączył, chronił ich. Przecież nie mogło od początku chodzić o nią, nie znali się. Nie można było myśleć o jakiejkolwiek więzi. Snajper miał swoje wyznaczone miejsce i po tej całej strzelaninie, która nastąpiła chwilę po kodzie czerwonym, powinien zejść ze stanowiska i ewakuować się jak reszta tych tchórzy. On też się bał, nie mógł tego ukryć. Ale coś zaprowadziło go do tego pieprzonego marketu i sprawiło, że nadal żyją.
— Naruto… Nadal nie odpowiedziałeś mi na pewne pytanie.
— Hm?
— Pamiętasz moment, gdy pojawiłeś się w ostatniej chwili, by wyciągnąć nas z tego sklepu?
— Ta. — Zmarszczył czoło, zastanawiając się do czego zmierza.
— Nadal nie wiem, dlaczego opuściłeś swój posterunek. — Popatrzyła na niego wywierając dziwną presję. — Doskonale wiedziałam, że dyżurowałeś na jednym z dachów, widziałam cię, zanim to wszystko się zaczęło. Jednak przyszedłeś.
— Zobaczyłem go… — Przez chwilę wbijał wzrok w ziemię, jednak skinął na Shiro. Włączył radio, by nasłuchiwać Kakashiego, który mógł się już pojawić w każdej chwili. — Miałem go na muszce, gdy centrum kazało nam strzelać do wszystkich. Nie potrafiłem tego zrobić… Przecież on nie był naszym celem.
Kobieta powiodła wzrokiem za zieloną jaszczurką, przemieszczjącą się w wysokiej, niekoszonej od ponad pół roku trawie. Drażniło ją to, że natura nie musiała się poddać temu wszystkiemu, że tylko ludzie byli na to narażeni. Boska niesprawiedliwość nigdy nie stała się dla niej zrozumiała.
— Wszystko było spieprzone — syknął blondyn. — Wystarczyło posłuchać radia i już wiedziało się, że przegraliśmy. Cały plan odzyskania Wielkiej Brytanii posypał się jak domek z kart.
— Mogliśmy to zatrzymać… Mogliśmy uratować więcej ludzi… Tylko ten pierdolony Danzou… — Uderzyła pięścią w drewnianą podłogę wagonika i zamknęła oczy. Nie wiedziała, że kiedykolwiek znienawidzi tego człowieka jeszcze bardziej.
— A co z tobą? — spytał, gdy cisza zaczęła stawać się niewygodna. — Dlaczego do diabła tam byłaś? Powinnaś być już bezpieczna, daleko stąd…
— Ich matka — sparowała, nie czekając na swoją kolej — miała wyjątkową krew. Posiadała naturalny rodzaj odporności na wirusa.
Naruto spojrzał prosto w jej oczy, nie kryjąc swojego zdumienia. Próbował właśnie podliczyć ile razy kobieta starała się podjąć ten temat, a on zawsze ją zbywał. Sprawa nabrała dla niego nieoczekiwanego obrotu.
— Nie wszystkie genetyczne wzory przechodzą na dzieci… — kontynuowała, zmieniając tor spojrzenia. Usytuowała je w sylwetkach rodzeństwa. — Nie dziedziczy się takiego samego składu genów, ich przestępowanie z pokolenia na pokolenie jest niesamowicie rzadkie. Mogą je ominąć, lub po prostu… Zniknąć.
— Ale oni mogą je mieć… — szepnął, czując jak staje się zupełnie osowiały, przez napływające do niego informacje.
— To możliwe. — Skinęła głową. — Zwłaszcza, że Shiro posiada taką samą anomalię tęczówek, co jego matka. To wskazuje na większe prawdopodobieństwo… Musisz więc zrozumieć, że ich życie jest stokroć cenniejsze od mojego… Czy twojego.
— Rozumiem…
— Naruto! Naruto!
Zbawienny głos Kakashiego wypełnił jego umysł, wpływając do niego z pomocą słuchawki. Zarówno Uzumaki jak i Haruno, poderwali się na nogi, jakby wybudzeni z dziwnego letargu.
— Kakashi! Mów! — krzyknął blondyn, spoglądając na Sakurę.
— Ja pierdolę, udało ci się! Wiedziałem, kurwa… Wiedziałem! — Radość jaka opanowała lotnika, mogłaby być zaraźliwa, jednak okoliczności nie pozwalały na jej rozprzestrzenianie się. — Już po ciebie lecę, ale uważaj, dobra? Dostałem sygnał z centrali. Widziano zarażonych, którzy uciekli ze strefy bombardowania!
— Och, kurwa. Serio? — Ręce Uzumakiego opadły wzdłuż ciała. — Za ile tu będziesz?
— Za jakieś sześćdziesiąt…
— Minut?
— Nie! Sekund!
— Cholera… Dzieciaki! Ruszcie się, raz! Raz! Sasuke! — nawoływał ich i podbiegł do Haruno, której ramię przerzucił sobie nad szyją. Dobrze wiedział, że nie będzie w stanie dalej biec.
Wszyscy dali kilka kroków przed siebie, by wybiec na pustą przestrzeń, gdzie Hatake mógł swobodnie wylądować. Ich serca jednak zaprzestały swojego bicia na kilka sekund, kiedy na horyzoncie wzgórza zaobserwowali przynajmniej trzydzieści sylwetek zarażonych, którzy w dziwnym afekcie drżeli i rozglądali się dookoła, szukając choćby najmniejszej ofiary.
— Ja pierdole — syknął przerażony blondyn. — Na ziemię, na ziemię!
Towarzysze pokładli się w trawie, a Naruto przykucnął, zaciskając mocno zęby. Rozpoczął wszelkie modlitwy dotyczące tego, by ta zgraja ich nie zauważyła. Szum śmigła zaczął narastać, zwiastując przybycie pomocy.
— Widzę cię! Cholera, prowadzisz jakiś ludzi? Jezu Chryste, kim oni są?!
Helikopter zawisł w powietrzu tuż nad nimi. Uzumaki stanął na nogach i podbiegł do maszyny, gdy ta zeszła jeszcze niżej.
— Naruto, kim do cholery są ci ludzie?! — Kakashi wychylił się do niego, spoglądając na towarzyszy przyjaciela. — Nie mogę ich zabrać! Zestrzelą nas, gdy tylko spróbujemy wylądować w bazie! No kurwa, serio?! Sasuke?! Poważnie?!
— Nie do bazy! Nie zabieraj ich do bazy! — wrzeszczał blondyn, próbując przekrzyczeć warkot silnika. — Przeleć z nimi nad kanałem! Musisz zabrać stąd te dzieciaki, rozumiesz?!
— Nie zabiorę ich! Nie mogę!
— A ja ich nie zostawię!
— Naruto! — wrzask Tanji dotarł do niego z siłą pocisku. — Biegną!
Snajper zwrócił wzrok w stronę zainfekowanych, którzy parli na nich z niewyobrażalną szybkością. Zaklął głośno i podbiegł do Haruno, by pomóc jej wstać.
Kakashi wzbił się wyżej, by mieć szanse oszacować ilość nadchodzących wrogów.
— Nie oglądajcie się! Biegnijcie! — Uzumaki ciągnął za sobą Sakurę, co chwilę oglądając się za siebie. Miał nadzieję, że przyjaciel kupi im trochę czasu, który był w tej chwili najcenniejszy. — Szybciej!
Hatake ochoczo skierował swój lot na zainfekowanych, przechylając helikopter dziobem w dół. Śmigło zaczęło rozrywać nadgniłe ciała na strzępy, jednak nie zdołało zatrzymać wszystkich. Około tuzina przebiło się przez jego zabójcza blokadę i podążało prosto za przerażoną piątką.
— Tanja, pomóż Sakurze! — Naruto zatrzymał się gwałtownie, zwracając przodem do nadchodzącej grupy. — Nie czekajcie, przyjcie do przodu!
— Naruto! — wrzasnęła Haruno.
— NATYCHMIAST! — ryknął i oddał pierwszy, celny strzał.
Gdy tylko zdjął pięciu, cofając się cały czas w tył i zrozumiał, że to koniec amunicji, zerwał się do pędu. Dogonił przyjaciół i znowu przejął medyka na swoje barki, pędząc ile sił w nogach.
— Nie mamy amunicji! — zakomunikował to w taki szalenie wesoły sposób, jakby informował ich o ciąży swojej żony.
Shiro sięgnął do kieszeni bluzy i wyciągnął z niej dwa, pełne magazynki.
— Skąd to masz?! — wrzasnęła siostra, wybiegając na pobliską ulice, zaraz za Uchihą.
— Madara — rzucił, przekazując rzeczy snajperowi.
— Co my byśmy bez ciebie zrobili, dzieciaku… — Naruto uśmiechnął się radośnie, próbując odwrócić ich uwagę od pędzącego za nimi ścierwa.
— Naruto! Odezwij się! — Głos Kakashiego był zupełnie inny, niż do tej pory. Walczył. Walczył sam ze sobą. — Musisz przedostać się do bezpiecznej strefy! Gdziekolwiek! I czekać na mój znak! Bądź w pobliżu stadionu, zabiorę cię stamtąd, gdy tylko będę mógł, rozumiesz?! I… Kurwa, pozbądź się tych ludzi. Nie dam rady ich zabrać.
— Szybciej! — Naruto zdawał się nie słuchać przyjaciela, gdyż jego słowa działały aktualnie jak płachta na byka.
Próbował nie pozwolić na to, by wytrąciły go z równowagi. Gdy znaleźli się pomiędzy blokami, gdzieś w oddali rozległ się potężny wybuch. Eksterminacja nadal trwała i to nie tylko na terenie dystryktu. Blondyn przeładował prędko magazynek i w pełnym skupieniu zaczął pozbawiać egzystencji resztę goniących ich zombie. Gdy tylko skończył, nacisnął guzik mikrofonu.
— Kakashi, kurwa. Wiem, że mnie słyszysz. Pieprz kod czerwony i dowództwo! Niczego nie rozumiesz. Te dzieci muszą przeżyć, wyjaśnię ci wszystko, gdy tylko się, kurwa, zobaczymy! Lepiej szybko tu wracaj i bądź na tym zasranym stadionie. Bo my, bedziemy!
Zwrócił się na pięcie i podbiegł do Shiro, który leżał na drodze, oddychając niebezpiecznie szybko. Pomógł mu sie podnieść i spojrzał prosto w oczy, próbując nie okazywać nawet grama strachu. Liczyło się teraz tylko to, by przytrzymać przy sobie ducha walki, każdego z nich.
— Nic ci nie jest? — Chłopiec odpowiedział przeczącym skinieniem głowy. — Na pewno jesteś zmęczony, ja też… Ale potrzebuję twojej pomocy. Musicie mi pomóc. I ty i Tanja.
— Pomożemy — wydyszał, próbując unormować oddechy. — Zawdzięczamy ci życie, Naruto.
Uzumaki poczochrał mu włosy i przebiegł wzrokiem po reszcie. Wrzask, charczenie, tupot stóp. Śmierć nie schodziła im z ogona, nie miała nawet takiego zamiaru.
— Ruszamy! — krzyknął.
Przemierzali kolejne ulice, tracąc resztki sił i wiary w powodzenie. Amunicja znowu się kończyła. Wszystko zwiastowało koniec, dopóki na ich drodze nie pojawiło się troje uzbrojonych ludzi. Stali w bramie wielkiego podwórza, które usytuowane było na granicy miasta i lasu, rozciągającego się tuż za nim.
— Pospieszcie się! — wrzasnął jeden z nich, poruszając ramieniem w zachęcającym geście.
Ten widok sprawił, że siła do przebiegnięcia tego odcinka, ponownie wróciła. Cała piątka wpadła na teren posiadłości, nie zważając na to, kim byli ich wybawiciele, których było o wiele więcej. Żołnierze w mundurach wojsk Wielkiej Brytanii.
— Skąd oni się tu wzięli? — syknął Sasuke, gdy jeden z gospodarzy zawołał ich do sporych rozmiarów jeepa, gdy reszta zaczęła biec do bramy, by odeprzeć atak zainfekowanych. — Nie podoba mi się to, Naruto.
— Mi też nie, ale to jedyny ratunek… — Uzumaki zacisnął palce na ramieniu Sakury, która skuliła się i z bólu, i tego samego przestrachu, który zaczepił o umysły całej piątki.
— Przecież nikt nie przetrwał… — szepnęła. — Jak to możliwe, że armia Stanów nie odnalazła takiej ilości ludzi…
— Będzie dobrze, nie martwcie się. — Naruto zacisnął zęby, obserwując kierowcę, który łypał na nich w lusterku. — Będzie dobrze.
Chyba sam w to nie wierzył.
***
Helikopter osiadł na lądowisku zabezpieczonego terenu w dystrykcie pierwszym. Drzwi otworzyły się z rozmachem, a ze środka wytoczył się Kakashi. Opadł na ziemię i oparł plecami o łyżwę. Złapał za głowę, czując rozsadzający ból i zaciskał mocno powieki, próbując się uspokoić. Nie potrafił zrozumieć tego, co zrobił. Dlaczego zostawił przyjaciela na pastwę krwiożerczych mutantów, które mogły go w każdej chwili rozszarpać?
— Kurwa, kurwa, kurwa… — wysyczał, uderzając pięściami o beton.
Zaniechanie rozkazów było równoznaczne ze śmiercią. Gdyby był sam, ryzykowałby… Ale nie wtedy, kiedy w domu czeka na niego żona i syn. Z drugiej strony przelot nad La Manche mógł być dobrym pomysłem, więc dlaczego odleciał?
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął jednego, by się uspokoić. Z trudem przyszło mu zapanowanie nad trzęsącymi się dłońmi i odpalenie fajki, ale gdy już to zrobił momentalnie zaciągnął się dymem. Jenak nawet palenie nie było łatwe, gdy nie można było unormować niespokojnego oddechu. Zakrztusił się, a w jego oczach pojawiły się łzy, spowodowane kaszlem… I te, wywołane przez smutek i poczucie winy.
— Nie mogę tego tak zostawić… — wychrypiał do siebie i poderwał się na nogi, trzymając dłoń na lewym płucu. — Kurwa, nie mogę.
Chwiejnym krokiem ruszył do drzwi, za którymi znajdowały się schody. Zbiegł po nich na dół i ruszył do drugiego budynku, w którym znajdowała się część dowództwa. Uderzył rękoma w wahadłowe drzwi, taranując jakiegoś żołnierza. Stąpał pewnie przed siebie, zupełnie zignorował mijanego Shimurę, który obserwował go podejrzliwie i ruszył wąskim korytarzem, na sam jego koniec.
Wpadł do biura gdzie za biurkiem siedział Gaara, a przed nim stało jakiś dwóch szeregowych.
— Kakashi… — Sabaku doskonale wiedział, że coś jest na rzeczy. — Poczekaj chwilę, skończę…
— Nie, nie ma na to czasu — Hatake podszedł do stolika i popatrzył na młodszych rangą wojskowych. — Wyjdźcie stąd.
— Poczekaj — mruknął twardo pułkownik.
— Wyjazd! — ryknął szarowłosy, robiąc niebezpieczny krok do przodu. Mężczyźni bez słowa wyszli z pomieszczenia, a Gaara obdarzył go jednym z najbardziej zdenerwowanych spojrzeń, na jakie było go stać.
— Porąbało cię? — warknął, wstając z krzesła.
Kakashi zwrócił się do niego energicznie i spojrzał prosto w oczy, zdejmując kurtkę. Nie mógł tego dłużej ukrywać.
— Naruto żyje.
Od autorki: First of all, dla tych, którzy mogą nie wiedzieć. Wspomniany partyzant, to kopniak z frontu. Taki na klatę, wiecie. Tak zwany frontkick.
Boże, dwa miesiące czekania na taki krótki rozdział, to nie poważne z mojej strony. Przepraszam. Jeszcze obiecałam, że ten będzie szybciej, niż poprzedni… A wyszło jeszcze gorzej. xD Jestem pałą, tak wiem, Ichi. Cały ten zastój powstawał przez KakaSaku. Blokował mnie na pisanie innych tekstów. ;__; Ale teraz będzie dobrze, niedługo jedyneczka na zamkniętych i ciśniemy dalej z 28. Mam nadzieję, że dotrzymam tego bloga do 10 rozdziałów. DAM RADĘ! Choć nie obiecuję, bo pewnie znowu coś schrzanię.
Jak znajdziecie jakieś błędy, to mi je wypominać! Kejża betuje właśnie rozdziały od samego prologu, więc do tej części jeszcze szybko nie dotrze. xD
Faaaaaaaaaak *_* I znowu rozdział 50/50 z fabułą, więc mnie zaskakiwałaś.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, za zmiana nastawienia Naruto wynika z tego sławnego "lepiej się nie przywiązywać, jeżeli coś pójdzie nie tak". No i w sumie nie ma się co dziwić, jeżeli ich wszystkich wymordujesz. xD
Rozbawiła mnie akcja w łóżku, gdy Naruto chciał odebrać sobie życie poduszką i jeszcze ta, gdy Sakura przekopała szafkę, jadąc po Sasuke i Naruto. xD Ale gdy tylko wyszli z mieszkania, nie opuszczało mnie wrażenie, że od tej pory nie będzie już wesoło. Szkoda mi było Uzumakiego, gdy nie potrafił strzelić. Naprawdę prowadzisz to opowiadanie w taki sposób, że każdy jest zmuszony do tego, by stawiać się na miejscu innych i próbować ich zrozumieć. Sama nie wiem, czy mogłabym strzelić do przyjaciółki. Sama również nie wiem, czy na miejscu Sakury nie byłabym zawiedziona. Strasznie fajnie operujesz ich uczuciami. To się ceni xDD I jakoś od początku miałam wrażenie, że Shiro wyciągnie jakiś nóż pistolet, wiec byłam blisko.
Akcja w kiosku mnie podjarała. Fajnie było znowu zobaczyć, jak sakura się stawia i ogarnąć, że z Sasuke jednak jest coś nie tak. Nie umie nad sobą chłopaczek zapanować. Ale mogłaś bardziej rozbudować tę sytuację, bo była za krótka moim zdaniem xD No i Naruto mógl go zastrzelić, nie obraziłąbym się. xD Dzieciakom też współczuje, szczególnie Shiro, który musiał oglądać to po raz drugi. ;__;
No i tu jednak Sasuke zdobył plusa tym tekstem, żeby Sakura poszła odstrzelić ich ojca, no bo w sumie miał rację. To, że ona patrzy na tych zarażonych jako coś, co w sobie nie ma już nic z człowieka, to jej sprawa. Ale ludzie są sentymentalni, a ona musi to pojąć.
Kakashi, skurwiel numer jeden. Myślałam, że zrobisz coś, żeby było sympatyczniej, bo przecież go tak kochasz a tu klopsik. I sasek nie wskoczył na helikopter zxD
No i Sakura w końcu wyjaśniła o co chodzi. Zastnawiam się, dalczego Naruto nie zaczął myślec o niej w inny sposób. Bo mógł wierzyć w to, że po prostu chciała uratować dzieci, a okazało się, że ma w tym inny cel. Dobra, nie ważne.
Co do końcówki, mam nieodparte wrażenie, że wiem co kombinujesz. W końcu masz zamiar mieszać filmy, więc... No, no ^^. Ciekawa jestem co wymyślisz. ^^
Pozdrawiam Cię mocno, mocno.
Szablon ekstra, ale... ZA JASNY. XDDDDD NARA XDDDDD
Kto powiedział, że ich wymorduję? Wiecie, co mi się najbardziej podoba w Was wszystkich? Wasza niewiedza, jaką Wam stwarzam. xD
UsuńNie wkurzyłabyś się na miejscu Haruno, że dwóch żołnierzy knuje za jej plecami? Musiałam nacisnąć na to, że jest olewana, nie może być wiecznie dobrze tak? xD
Wiesz, jak nie znoszę Saska, musiałam go prawie zabić. xD
I cicho, nie spojjjjleruj. xD
I idź stąd. xD
Kocham to!! *-* Tylko błagam cię nie zabijaj nikogo z nich. :c
OdpowiedzUsuńNie mam weny na komentarz, więc za wiele nie napiszę.
Sytuacja w mieszkaniu mi się podobała i mnie rozbawiła. :D
Kakashi mnie za to wkurzył, no bo tak ciężko zabrać dzieci? W końcu on też ma córkę, to powinien to zrozumieć, tak? To przecież tylko dzieci, nie ich wina, że się tam znaleźli. Ale mimo to nadal go uwielbiam. ^^
Czekam na kolejny rozdział, więc pisz go szybko!
Pozdrawiam i weny! xx
Nic nie mogę obiecać co do mordowania, przepraszam. xD
UsuńDziękuję! :)
A ja specjalnie zrobiłam sobie przerwę w pisaniu, bo za cholerę nie mogłam przepuścić tego rozdziału! Tyle na niego czekałam <3
OdpowiedzUsuńKurde, nie dziwię się, że Sakura ma tyle obaw. Przecież Naruto nie jest pieprzonym herosem i raczej nie będzie w stanie ich wszystkich uratować... I nawet jest to świetnie ukazane w sytuacji z Madarą, choć dla mnie... Naruto powinien jakoś bardziej się ogarnąć, bo niezbyt się wykazał. Rozumiem też całkowicie myślenie Sakury. Sama bym tak myślała, choć trudno by mi było zabić osobę, z którą miałabym tyle wspomnień i gdy ta osoba byłaby mi bliska. Choć wolałabym, aby wtedy zginęła z mojej ręki, czy kogoś znajomego, niż miała by dalej istnieć jako zombie. Chociaż i tak ta wizja jest przerażająca.
Sasek jaki nerwowy... Kurde, opanował by się chłop. Ja rozumiem, że to taka emocjonalna sytuacja, ale żeby robić aż taką aferę... Każdy przecież ma inne zdanie na dany temat xD Ale to Uchiha w końcu. Skurwysyn numer jeden w Londynie, yolo. XD
Ja zatłukę tego siwego, jak ich wszystkich nie zabierze. XD Chociaż wiem, że na pewno ich nie uratuje, dupa. Ale wierzę w siwego! Kakashi pewnie jeszcze pokaże co potrafi... Taką mam nadzieję XD
Ja nie chce, aby oni umarli, nooooooooo...... Tacy zajebiście bohaterowie... Ten "związek" między Naruto i Sakurą... I to wszystko ma iść na marne. :< Protestuję! :D
Szablon jak już mówiłam i o tym wiesz, że jest wyrąbany! Jak patrzę na nagłówek, to się jeszcze bardziej nakręcam na ten paring. XD
I prócz piątki, zakochałam się jeszcze w trójce, omnomnom *.*
Czekam na kolejny rozdział. Wenyyyy!
Pozdrawiam <3
No i moja wina, bo do pisania nie wróciłaś. xD
UsuńMusi być ofiara - Sakura, bohater/nie bohater - Naruto, i zimny skurwiel - Sasek. xD
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3
Kocham, uwielbiam, pragnę twojego opowiadania. OMG!!! To było zajebiste i nie lubię pisać komentarzy, ale dla ciebie musi być wyjątek xD Ogólnie mogłabyś podać mi tytuły piosenek, bo znam tylko 5 ze składanki, ale reszta jest równie zajebista. O i szablon! Pasuje jak najbardziej do historii. Uwielbiam to wszystko! Uwielbiam twojego bloga :* Życzę ci dużo weny i liczę na szybką odpowiedź :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, bardzo. :) Zaraz spiszę wszystkie kawałki i dodam kolejną odpowiedź z nimi. :)
UsuńI. Jest to OST z anime Shingeki no Kyojin
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=00akHnM0x8U
II. Les Friction - who will save you now
https://www.youtube.com/watch?v=vI0FETSHAv4
III. Hurts - somebody to die for
https://www.youtube.com/watch?v=Pt1kc_FniKM
IV. Epic Rock - figh
https://www.youtube.com/watch?v=IfZ0dbmKRZM
V. Hurts - illuminated
https://www.youtube.com/watch?v=6CvuyaKmLnw
VI. Rise Against - wait for me
https://www.youtube.com/watch?v=EnpfoD6zdAM
Jak zobaczyłam jakie to krótkie to chciałam Cię faktycznie nazwać pałą. Ale kuźwa, mi się podoba. I jeszcze to "wait for me" w tle <3 Awww. Choć na początku nie byłam przekonana do 28 (nie lubię jak się miksuje Naruto z odbiegającym od fabuły filmem lub książką) to z każdym rozdziałem się jaram bardziej i aktualnie jestem na etapie zakochania. Czy znając Ciebie zaraz skończysz T_T I od momentu "Dzieciaki podbiegły do rzędu huśtawek, by choć na moment przypomnieć sobie, jakie to w ogóle uczucie." włączyła mi się II piosenka i zrobiło mi się tak bardzo smutno :< Nie kończ tego szybko, musisz nam zrekompensować tak krótki rozdział :D
OdpowiedzUsuńPRZYSZŁY POSTARAM SIĘ NAPISAĆ DUŻO DŁUŻSZY, OBIECUJĘ!
UsuńJuż Ci mówiłam, że cała drżałam podczas czytania tego rozdziału, ale lubię się powtarzać. Zwłaszcza pod sam koniec, myślałam, że wybuchnę. :D Ale w sumie dopiero po skończeniu zorientowałam się, że się trzęsę. xD Chyba jeszcze nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu, za dużo emocji i strachu. Jak tylko się denerwuję, zaczynam się telepać. .____.
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet, co powiedzieć, bo cały ten rozdział był idealny. Złość Sakury, że faceci knują za jej plecami, bezradność Naruto - NO KURNA ON TEŻ PRZECIEŻ JEST TYLKO CZŁOWIEKIEM (szukam u niego podobnego wytłumaczenia jak u Yamato, oni są tylko ludźmi i niekiedy mają blokadę), dlatego nie winię go za ten "zawias". Też nie wiem, czy strzeliłabym do przyjaciółki. Wątpliwe. Potem: Sasuke, dupku. Nic, tylko wystrzelać po mordzie. A z drugiej strony trochę nie zrozumiałam, czemu aż tak się uniósł, ale no nadpobudliwy z niego człek. .____. I dobrze, bo przynajmniej do akcji mógł wkroczyć Naruto. Jego "drgnij" mnie wysztywniło i bałam się, że zaraz ja zostanę kulkę w łeb, jeśli tylko się ruszę. Serio! Serce załomotało mi w klatce piersiowej jak jakieś porypane. :D Genialna scena, taka mrrrrrrrrrrrr. Naruto taki fajny. :3 <333333 Co dalej... Yamato. I tekst Sasuke do Sakury. Och man, dlaczego zauważyłam oczami wyobraźni jego wykrzywioną w ironicznym uśmiechu gębę i przeszło mi przez myśl, że jest przy tym taki męski? ._____. Brrrr. No ale miał rację, mówiąc do Sakury, żeby go zabiła na oczach dzieciaków. Miał, skurczybyk, rację. A później akcja w parku i Kakashi-skurwiel-nawrócony, Maja! CO TY ZE MNĄ ROBISZ! TO OPOWIADANIE WYWOŁUJE WE MNIE TAK SKRAJNE EMOCJE, ŻE TERAZ JUŻ SIĘ NIE DZIWIĘ, ŻE CAŁA DRŻĘ CZYTAJĄC JE.
Będę niecierpliwie czekać na kolejny rozdział, chyba nawet bardziej niecierpliwie niż w przypadku Zamkniętych (csiiiiiii xDDD).
A do szablonu przywyknę. O wiele lepszy niż ten wcześniejszy próbny, który nam podesłałaś. No i w ogóle ładny, no. Jak wszystko, co wychodzi spod Twoich zdolnych łapek! Ale nic nie pobije poprzedniego, który ozdabiał 28. :3
KOCHAM I NIENAWIDZĘ JEDNOCZEŚNIE. <3333 Zabij mnie kogoś, a spotkamy się wcześniej, niż byś chciała. Wezmę ze sobą maczetę, mhm!
W przyszłym rozdziale każdy zrozumie, dlaczego Sasuke się tak uniósł.
UsuńCo to "drgnij" to mówiłam, że sama się tym zjarałam. xDDD
Ej, boli mnie serce. Mogłam wcześniej pomyśleć nad lepszym doborem postaci, a nie teraz z mojego ukochanego Kakasia robię taką mendę. Chyba pod Hatakę zmienię lekko scenariusz. Przecież nie mogę go tak oczerniać, reszta niech tam sobie zdycha. xD
Och, zabiję. Hihihi, już w przyszłym rozdziale. :3
Uwielbiam, bożę uwielbiam. Sasuke wygrał swoją wypowiedzią skierowaną do Sakury. Też nie rozumiem tej ich kłótni, a tym bardziej zachowania Różowej. Chłopak schował swoje egodo kieszeni, próbował ją pocieszyć, dowiedzieć się jak się czuje,a na końcu wyszło, że to on jest ten zły. No to mi się nie podobało. Ogólnie nie mogę się nadziwić nas oryginalnością tekstu jaki nam prezentujesz, niesamowity wątek. Jestem bardzo ciekawa jak rozwiniesz sytuację z żołnierzami na zakażonych terenach.
OdpowiedzUsuńCzekam bardzo i to bardzo mocno na next.
Chcę przedstawić Sakurę jako człowieka, a nie panią idealną i widzę, że mi wychodzi. :D Cieszę się. :) Już niedługo zaczynam pisać, także no. Cierpliwości. :)
UsuńPoprostu zajebiste, ta akcja i te emocje głównych bohaterów zarąbiste. Proszę napisz kiedyś książkę.
OdpowiedzUsuńOooo, do tego to muszę jeszcze trochę dojrzeć. ;) Ale dziękuję, miło mi. :)
UsuńZobaczyłam nie dawno twojego bloga *.* brak mi słów zarąbisty .Tak wciąga ,, przeczytałam wszystkie rozdziały , mam nadzieje że może nie będzie tylko 10 rozdziałów :( .Bardzo ładnie piszesz , wszystko opisujesz starannie . Naruto jaki dzielny snajper :* i Sakurka <3 .Czekam na next , pozdrawiam ♚
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :)
UsuńNo, wreszcie przeczytałam! <3 Boże, jestem taka leniwa. ;__;
OdpowiedzUsuńJuż ci mówiłam, że szablon przebombowy, ale powiem jeszcze raz! Nadal mi się nie znudził i mogę na niego patrzeć i patrzeć, i... patrzeć.
A co do rozdziału, to zastrzelę cię kiedyś.
No przecież zawału można dostać, ech.
Tak coś czułam, że Naruciak nie będzie w stanie strzelić do Madary, ale w sumie czemu tu się dziwić, to musiał być naprawdę straszny widok.
Wkurwił mnie ten Sasuke, tak bardzo, że aż mnie coś trafia. W takim momencie, żeby się rzucać na dzieci i kobietę... ;_; Nie pojmuję tego.
Bożebożeboże, jestem tak cholernie ciekawa, czy uda się ich uratować, czy Kakashi ich zabierze, no...
I czy faktycznie mają to, co ich matka, może udałoby się w końcu raz na zawsze zwalczyć tego pieprzonego wirusa, ech.
Miażdżysz mnie, stara!
I nie mogę przeboleć tej końcówki, chciałabym się już dowiedzieć, czy uda im się uciec.
Nie mam ostatnio weny na komentarze, więc zakończę moje nudne wywody. Jak zawsze czytałam z szeroko otwartymi oczami! ;> I wierzę, że niedługo dowiem się wszystkiego, co tak mnie interesuje. :p
Trzymaj się, spadam zaraz na Zamknięte :3
Mi się wydaje czy oglądałam ten film........ Super po prostu tyle emocji, że nie potrafię skończyć czytać chce więcej,więcej...
OdpowiedzUsuń