– Raz, dwa, trzy – wyliczał pod nosem ludzi, którzy zdecydowali się iść za nim. – Siedem. Siedem osób. Osiem ze mną. – Jego skupiony wzrok rozbiegł się nagle po ciemnościach, w jakich się znajdowali.
Położył dłoń na klamce i zamknął oczy, przyciskając do piersi karabin. Wziął kilka wdechów, by opanować ciało i niebezpiecznie szybko bijące serce. Nacisnął ją pewnie, kopnął drzwi i odskoczył do tyłu. Cisza; nikt nie obserwował tylnego wyjścia.
Wysunął broń, jako zanętę po czym dał susa do przodu. Prędko wybadał teren dookoła. Dachy były puste, widocznie jednostki snajperskie skupiły się na innym miejscu... Takim, gdzie znajdowały się ogniska zarażonych.
– Chodźcie – szepnął, dając im znak ręką.
Poruszał się wzdłuż ściany, na lekko ugiętych nogach. Reszta robiła dokładnie to samo, uznając go sobie w tej sytuacji za autorytet i jedyną osobę, która dała im chociażby minimalną nadzieję na przetrwanie. Nad głowami przelatywały śmigłowce, ogłuszając ich z lekka. W zaułku było strasznie ponuro. W tamtej chwili jedynym źródłem światła był księżyc.
– Mniej strzelają, dlaczego? – odezwała się blondwłosa kobieta, która mimo wielokrotnego upominania o szeptanie, nic sobie z tego nie robiła.
– Może opanowali sytuację? – mruknął posiwiały mężczyzna.
– Albo jest mniej strzelców – skwitował Sasuke, który zamykał szeregi.
Naruto wcale nie pocieszał fakt, że tylko on sam posiadał broń. Uchiha porzucił swoją, gdy uciekał z obleganego przez zarażonych budynku. Mimo tego mankamentu, cieszył się, że ma tu kogoś wyszkolonego. Zawsze zwiększało to ich szanse na przeżycie, a znalezienie karabinu w takiej sytuacji nie było niemożliwe.
Zatrzymał się na skraju budynku, przylegając plecami do jego fasady. Zaraz za nim zatrzymał się Shiro i jego siostra. Mężczyzna wyjrzał ostrożnie na ulicę.
– Pusto – szepnął i zwrócił się za siebie. Chwycił Tanję za przedramię i przyciągnął do siebie tak, by nie zgnieść stojącego między nimi chłopca, któremu spojrzał w oczy. – Posłuchaj, masz skupić się tylko na mnie, rozumiesz? Patrz na moje plecy – nakazał, na co blondyn pokiwał energicznie głową. – Biegniecie kiedy ja biegnę. Macie być jak mój cień, dobrze?
Dziewczyna skinęła zgodnie i przełknęła ślinę. Uzumaki wychylił się zza niej i wskazał ręką na Sakurę, która z uwagą go obserwowała.
– Patrz na jej plecy! Wy! To samo – zakomunikował i zwrócił się energicznie za siebie. – Nic nie mówcie, po prostu biegnijcie. Ruszamy!
Westchnął głośno i dał pierwszy krok do przodu.
Cały czas z uniesioną w górze bronią, podążał przed siebie, rozglądając się wokoło przez noktowizor. Prowadził ich przez ulicę, słysząc dokładnie za sobą kroki i oddechy. Gdzieś w tle rozbrzmiewały strzały i krzyki żołnierzy, nawołujących się nawzajem.
Zatrzymał ich na jednym ze skrzyżowań, gdzie musieli skręcić w prawo. Sprawdził każdy dach, by przypadkiem się komuś nie podłożyć; zerknął na każde okno i wszystkie zaciemnione miejsca.
– Poczekajcie tu – szepnął i przeładował broń, przez co wszyscy się wzdrygnęli. – Jak dam wam znać, ruszycie za mną.
Twarze dzieciaków, Haruno i Uchihy wyrażały pełne zrozumienie. Reszta jednak drżała ze strachu. Wiedział co czują, ale nie mógł chodzić przy nich i pocieszać każdego z osobna. Musieli go słuchać i skupić się na każdym jego rozkazie, jeżeli chcieli przetrwać. Czuł, jak sam balansuje na krawędzi. Zachowywał spokój, mimo obaw. W jakiś sposób wziął odpowiedzialność za życia tych ludzi.
Wybiegł na chodnik i sunął po nim, cicho jak mysz. Uważnie śledził każdy mijany budynek i dach. Rozproszył się na ułamek sekundy, gdy w słuchawce rozszedł się szum, a chwilę później usłyszał znajomy głos.
– Naruto, odbiór!
Chłopak dobiegł do zaułka i przywarł plecami do ściany. Włączył słuchawkę, wychylił się i skinął do wyglądającego na niego Shiro, by szybko tu przybiegli.
– Kakashi... – wyrzucił z siebie na wydechu, nadal patrolując okolicę. – Dobrze cię słyszeć.
Towarzysze dobiegli do niego i skryli się w cieniu budynku, oddychając ciężko. Sakura nie odstępowała na krok dzieciaków i cały czas bacznie przyglądała się ich przewodnikowi. Widziała po nim, że był strasznie zdeterminowany, jednak nie potrafiła się domyślić, co nim kierowało.
– Gdzie ty do cholery jesteś?!
– Na ziemi... – mruknął, mrużąc oko przed wizjerem. Słyszał helikopter, ale nie miał pewności, czy należał do jego przyjaciela. – Dystrykt pierwszy, rejony przejścia czternastego.
– Zmień częstotliwość.
Obrócił pokrętło radia i wyjrzał na ulicę. Nabrał powietrza i wyskoczył na chodnik.
– Dalej – mruknął Uzumaki, ponownie biegnąc przed siebie, by wejść w kolejną ślepą uliczkę, oddaloną o jakieś osiemnaście metrów.
– Kurwa, uważaj! Za tobą biegnie jakiś szajs!
Wykorzystali kolejny cień, w którym ponownie rozbrzmiewały tylko ich spazmatyczne oddechy.
– Szajs to my tu mieliśmy... – mruknął i spotkał się spojrzeniem z różowowłosą.
– Naruto, ja nie żartuje, będziesz miał zajebisty problem!
– Już go mam – odparł spokojnie, uciekając wzrokiem od zielonych tęczówek, które nawet w ciemnościach połyskiwały w dziwny sposób.
Wizjer, kolejne dachy, okna, cienie - pusto.
– Kawaleria powietrzna dostała rozkazy! Zbombardują pierwszą dzielnicę! Spłoniesz tam, kurwa, żywcem!
Sakura usłyszała dokładnie każde słowo i zacisnęła dłonie, na ramionach dzieci. Błękitne oczy umundurowanego ponownie spotkały się z jej, szmaragdowymi – oboje to wiedzieli. Nie mieli żadnych szans.
– Och – westchnął ostentacyjnie blondyn, a ramiona mu opadły – tak szybko?
– Uzumaki, kurwa! Eskadra zaraz wylatuje... Zarażeni wymknęli się spod kontroli! Doszli do wniosku, że nie będą ryzykować ich ucieczki poza dystrykt...
Opuścił broń i zaczął nad czymś głęboko myśleć. Nie wiedział, która droga ucieczki będzie najlepsza, ale skoro znajdowali się już niedaleko bramy czternastej, umiejscowionej w tunelu - to z niej musieli skorzystać.
– Jeśli się stamtąd nie wydostaniesz, to cię usmażą, rozumiesz?
– Ile mamy czasu?
Chwila ciszy ze strony Hatake, była zabójczą wiecznością.
– Są już w drodze, najwyżej cztery minuty.
Przerażone westchnienia towarzyszy rozbiły go całkowicie. Czuł jak ciężar odpowiedzialności przygniata jego serce i płuca, a na uratowanie ich życia miał tylko cztery minuty. Dwieście czterdzieści pierdolonych sekund.
– Mogę wylądować... W parku Regents jest lądowisko, to punkt kontrolny. Tam odbieram pasażerów. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię... Ale będę tam dopiero jutro, po trzynastej. Nie wolno nam zabierać nikogo, kto uratował się z dystryktu...
– Będziemy w kontakcie – odparł zdawkowo.
– Mam, kurwa, nadzieję!
Ogarnął wszystkich wzrokiem i ściągnął do siebie brwi, robiąc się tym samym niesamowicie poważny.
– Musimy uciekać... Biec... – Poruszył się gwałtownie i przycisnął do siebie broń. – Pochylcie się, głowy macie mieć nisko. Nie zwalniajcie, rozumiecie?
Bezradne skinienia głowami. Tylko to otrzymał w odpowiedzi. Bał się i zaczynał mieć sobie za złe to, że zaryzykował. Sam mógł zginąć, ale pociągnięcie za sobą tylu żyć to dla niego osobista tragedia.
– Za mną! – wrzasnął nagle.
Wybiegł na środek ulicy i gnał nią, odwracając się co chwilę za siebie. Dzieciaki były tuż za nim, za ich plecami reszta. Ich stopy odbijały się od mokrego asfaltu z siłą, którą napędzała adrenalina. Słyszał dokładnie każdy oddech, stąpnięcie, miotające się suwaki bluz... Modlitwę. Jego wzrok spoczął na staruszce, wszystko umilkło; przetłaczana w jego ciele krew, dudniła w uszach.
Strzał.
Moment po nim ciało padło na ziemię, tuż za chłopcem. Drugi strzał, drugi trup. Trzeci, konsekwentnie.
– To snajper! – ryknął Sasuke.
– Wracajcie! Wracajcie! – wrzeszczał Uzumaki, popychając ich do najbliższego, niewielkiego zaułka. – Szybciej!
– Shiro, zawracaj! Raz, raz! – krzyczała Haruno.
– Tam! Tam w tę uliczkę! – Sasuke złapał za przegub Tanję i pociągnął za sobą.
Niebieskooki mężczyzna przeskoczył nad ciałem babuni i zacisnął powieki.
Ojcze nasz, któryś jest w Niebie...
Kolejne ofiary sumowały się w jego głowie. Wiedział, że jeżeli to przeżyje, to wyląduje u czubków, a jego umysł już do końca jego żywota, będzie odwiedzać ta kobieta.
Haruno biegła tuż przed nim. W ostatniej chwili pchnęła do przodu Shiro; znalazła się na jego miejscu i odwróciła głowę za siebie, by skontrolować czy Naruto nic nie jest.
Padła kolejna seria strzałów.
Dziewczyna zawyła z bólu i upadła na ziemię.
– Nie! – Uzumaki doskoczył do niej i nie zważając na jej ból, prędko wciągnął w ciemny zakamarek.
Tuż nad jego głową przeleciał kolejny pocisk. Trafił w ceglaną ścianę, pył buchnął dookoła, a odłamki upadły na ziemię.
– Szlag! – ryknęła Sakura, łapiąc się za udo, gdy tylko usiadła.
Tanja przyklękła przy niej i próbowała dojrzeć rany, jednak ta jej na to nie pozwoliła. Zaciskała dłonie nad dziurą w spodniach, tak samo mocno jak zęby.
– To tylko zadrapanie – mruknęła, by nikt przypadkiem się nie rozproszył jej stanem.
Kula rzeczywiście przerwała fragment skóry, pozostawiając spore wgłębienie. Nie zatrzymała się w ciele, ale jakby nie było, bolało, a krew mocno się sączyła.
Uzumaki tracił kontrolę nad samym sobą. Do tego sącząca się jucha sprawiła, że zakręciło mu się w głowie. Sięgnął do jednej z pochw, przymocowanych do paska i wyciągnął z niej awaryjny opatrunek. Podał go Shiro, a ten szybko podszedł do różowowłosej. Rozerwała fragment bojówek i przyłożyła tam gazy, po czym dokładnie owinęła nogę zaciskiem.
– Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę spłoniemy – syknął Sasuke, spoglądając na martwe ciała byłych towarzyszy.
Naruto prychnął na niego cicho i ciężko oddychając, włożył dłoń do kieszeni na piersi. Wyciągnął z niej małe, kwadratowe lusterko po czym kucnął. Rzucił przelotne spojrzenie na Sakurę, martwiąc się o nią niemiłosiernie.
Przylegając dokładnie plecami do fasady budynku, wysunął zza niej tylko palce, w których trzymał szkło. Umiejętnie poruszył nim, by dojrzeć miejsce, z którego do nich strzelano. Gdy już upatrzył ciemny zarys sylwetki, oddała ona w ich kierunku kilka strzałów. Lusterko pękło i rozsypało się po chodniku.
– Cała seria, tylko jedno trafienie – szepnął, opierając głowę o ścianę. – Panikarz nie snajper... Sasuke. – Podniósł wzrok na bruneta, który doglądał stanu medyka. – Chodź no tu.
– Czego chcesz? – warknął, podchodząc.
– Musisz nam pomóc... – Zbliżył się do niego i owinął ramieniem szyję. Przekręcił jego głowę w danym kierunku i wskazał tam ręką – Widzisz te drzwi?
Chłopak zmrużył oczy nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.
– Ta.
– Biegnij tam.
– Popierdoliło cię chyba! – ryknął, odrywając się od niego jak poparzony.
– Biegnij, jak najszybciej! Zygzakiem... Nie zestrzeli cię, jeśli się nie zatrzymasz... Masz się nie zatrzymywać! Rozumiesz?
– Nie będę pierdoloną przynętą!
– Nie... Nie, nie! Widziałeś idioto, jak strzela... Nie trafił nas, bo biegliśmy jak trzeba. Tamta trójka miała po prostu pecha. – Posłał mu pełen nadziei uśmiech, zupełnie nieodpowiedni dla tej sytuacji. – Jak będziesz biec zygzakiem, nie zestrzeli cię. Za to ja jego tak, wysunie mi się prosto na muszkę.
– Chyba oszalałeś, nie ma mowy! Nie pójdę tam!
Kto normalny rzucałby się śmierci pod nogi? W tej sytuacji nikt. Zwłaszcza, że większość ludzi chce zachować swój żywot, jak marny by on nie był.
Blondyn urósł, złapał go za kurtkę i uderzył nim o ścianę, zaciskając mocno zęby.
– Za dwie minuty wszyscy zginiemy, tak czy siak. Chcesz tego? – wycedził przez zęby.
– Ty pobiegnij, ja go zestrzelę – wydyszał.
– Kurwa, wiesz dobrze, kto ma większe szanse na trafienie!
– SHIRO!
Przeciągły wrzask Tanji i Sakury przerwał sprzeczkę. Naruto poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy, gdy ujrzał blondynka, pokonującego drogę według jego instrukcji. Puścił bruneta, który runął na ziemię i chwycił broń.
– Kurwa! – zaklął, gdy ciągnąca się seria strzałów goniła chłopca.
Pociski odbijały się od podłoża, tuż za jego stopami. Mimo to, dzielnie biegł przed siebie, zmieniając co chwilę kierunek.
Tenzou miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, gdy zielonooka nie pozwalała jej pobiec za bratem. Krzyczała, nawoływała, ślepo wierząc, że w jakiś magiczny sposób, z powrotem stanie obok. Uciszyła się w końcu, gdy obok niej padł strzał, a te, bombardującego jej brata - zniknęły.
Shiro dobiegł do drzwi, chwilę po tym, jak Naruto zestrzelił wroga. Zmachany oparł się o ścianę i próbował unormować oddech.
– Ja pierniczę – wyszeptał, podpierając się o uda.
Zaniepokoiło go wrażenie, że ktoś uważnie mu się przygląda. Łypnął na ulicę obok, gdzie na środku drogi ktoś stał.
– Tata – wyrzucił z siebie, otwierając szeroko oczy i usta ze strachu.
– Dobra robota mały. – Głos Uzumakiego sprowadził go na ziemię, a chwilę po tym poczuł jego dłoń na ramieniu. Mimowolnie przeniósł na niego swój wzrok. – Ale nigdy więcej tego nie rób, dopóki mnie nie uprzedzisz, zgoda?
– Zgoda – odparł cicho, a jego spojrzenie poszybowało w stronę ojca.
Już go nie było.
Naruto pociągnął dzieciaka za sobą w przeciwną stronę i zaczął wszystkich pospieszać.
– Dobra... Wiejemy, mamy mało czasu! – zakomunikował. – Biegnijcie przed siebie, do samego końca tej ulicy!
Tenzou pobiegli prosto, jednak nie pędzili, czekając na resztę. Przed nimi był Sasuke, który znał rozkład przejść tak jak Nauto i chciał sprawdzić, czy przypadkiem nikogo tam nie ma.
– Możesz chodzić? – Snajper zawiesił na plecach broń, gdy cofnął się kilka kroków do Sakury. Utykała na jedną nogę, jednak nie chciała okazać słabości, z jaką przyszło jej się zmierzyć.
– Mogę – odparła, przez zaciśnięte zęby. – Przepraszam...
– Za co, dziewczyno! – prychnął i przerzucił jej ramię nad własną szyją. Przycisnął jej bok do swojego, odciążając tym samym jej lewą kończynę.
– Jestem ciężarem, powinniście mnie tu zostawić. Te dzieci... Musisz...
– Po moim trupie, majorze – przerwał jej, spoglądając w zielone oczy.
Nie wiedziała, co to było za spojrzenie. Ale w jej wnętrzu buchnęło gorąco, którego nie czuła latami. Nie był to jednak czas na takie rozmyślania. Rozumiała, że ten chłopak może być ich ostatnią nadzieją.
Parli w przód, chcąc dobiec jak najszybciej do tunelu, który prowadził pod rzeką. Tylko po jej pokonaniu mogli być bezpieczni. Jak się okazało, los przygotował dla nich utrudnienia.
– Kurwa – warknął Sasuke. – Poczekajcie.
Wspiął się na solidną bramę, której górę ozdabiał drut kolczasty. Wojsko zabezpieczyło przejście, by przypadkiem zarażeni się nie wydostali i zwinęło się, by chronić swoje dupska.
Brunet chwycił w palce fragment bez kolców i pociągnął go w bok. Na całe szczęście, metalowe zabezpieczenie nie było przymocowane do szczebli, a do jednej szyny, dzięki czemu udało się je przesunąć na tyle, by móc przejść.
Chłopak wskoczył na bramę i po chwili był już na ziemi. Ponaglił dzieciaki, by pomóc im zejść, kontrolując przy okazji to, czy nikogo nie ma w pobliżu.
– Nie, nie wejdę... – Dziewczyna była wystraszona, jednak cały czas racjonalnie myślała. – Sierżancie, musisz wydostać stąd te dzieciaki. Nie mogę was spowalniać, zaraz zginiecie.
– Zamknij się – warknął, na co wstrzymała oddech.
Podszedł do niej i owinął ramionami wokoło tułowia. Jego oddech owiał jej twarz.
– Zaufaj mi – mruknął i podniósł ją lekko. Zbliżył się do bramy, po czym podsadził ją jeszcze wyżej. – Podciągnij się, jesteś silna! Zaraz wesprzesz stopę na moich dłoniach!
– Sierżancie! – krzyknęła, chcąc przyspieszyć czas i odwlec go od tych prób. Noga za bardzo ją bolała.
– Zaufaj mi, Sakura! – Na dźwięk swojego imienia obudziła się w niej nowa siła. Nie mogła marnować już ani jednej sekundy. Podciągnęła się i poczuła, jak chłopak wypycha ku górze jej zdrową nogę. – Sasuke, chwyć ją!
Przesunęła się do przodu i gdy zawisła na brzuchu, zaczerpnęła powietrza, po czym wzniosła się na ramionach i zsunęła w dół tak, by nie upaść na Uchihę, a pozwolić mu na chwycenie jej.
Gdy już znalazła się na dole, dzieciaki podbiegły do niej i pozwoliły się na sobie wesprzeć. Oboje czuli, że są jej winni każdą pomoc. Uratowała ich życia i miała zamiar robić to cały czas, póki nie będą bezpieczni. Wzajemne wsparcie było w tej chwili najważniejsze.
Uzumaki wspiął się na bramę i stanął na niej. Spojrzał przed siebie, na drugą stronę rzeki. Miasto było odłączone od prądu, mieli środek nocy. Ciemność panowała wszędzie. Nie było nic, co ułatwiałoby im ucieczkę. Znad wysokich budynków wyleciało nagle kilka bombowców, które przemknęły nad ich głowami, stwarzając przerażający huk.
– Biegnijcie! Do tunelu! – wrzasnął, zeskakując. – Bezpieczni będziemy dopiero za rzeką!
Przechwycił dziewczynę i ponaglał pozostałą trójkę, bez przerwy odwracając za siebie głowę, by ujrzeć jak dystrykt staje w płomieniach.
– W dół i przed siebie! Raz, raz! – ryknął, gdy byli już w wejściu.
– Tu Q17.
– Z2 zgłasza się!
– Jesteśmy dokładnie nad centrum.
– Nie czekajcie... – Głos Shimury był pełen dezaprobaty.
– Przyjąłem.
– Odbiór.
Ziemia się zatrzęsła. Słychać było dziwny świst, a chwilę później dookoła zrobiło się o wiele jaśniej. Naruto miał wrażenie, że czas zwolnił. Zwrócił za siebie głowę, a w jego oczach odbiły się pomarańczowe kłęby ognia; potężne, wielkie jak same bloki. Bombardowanie rozpoczęto od przeciwnej strony, maszyny leciały w ich kierunku, zrzucając kolejne ładunki.
– Zapierdalać! – wrzasnął i ruszył ku schodom, w których połowie były już dzieciaki.
Ciągnął za sobą dziewczynę, nawet nie biorąc pod uwagę możliwości, że im się nie uda.
Pędzili tak szybko, że w ich głowach pojawiło się wrażenie spadania. Postój nie wchodził jednak w rachubę. Gdy znaleźli się na równym podłożu zwolnili, by złapać oddech.
Nie na długo.
W tunelu zaczęło się robić co raz jaśniej od pomarańczowej poświaty. Obawy Naruto się spełniły, siła rażenia dotarła, aż tu i miała zamiar przemieszczać się dalej.
– BIEGNIJCIE!
Sakura czuła, jak powoli uciekają z niej wszystkie siły. Nie spała całą zeszłą noc, którą spędziła na badaniach. Do tego noga i ból, jaki jej towarzyszył - sprowadzały ją na ziemię. Jedynie ciepło nadchodzących płomieni sprawiało, że wciskała w ten bieg resztki pokładów siły.
– Ten tunel ma stąd tylko jedno wyjście! Musicie pędzić ile sił w nogach! – krzyknął głośno do dzieciaków i Uchihy. Zacisnął mocniej dłoń na boku dziewczyny i zmrużył powieki. – Nie zginiemy tutaj...
– Jest! – krzyknęła Tanja, wskazując dłonią na szerokie schody.
Zielonooka zaklęła cicho, czując jak kamień spada jej z serca, a gorąc liże plecy. Wbiegli na schody, które rozświetlały się już na pomarańczowo.
– Dalej! Dalej! – wrzeszczał Uzumaki, nie mogąc pozwolić na to, by zatrzymali się już u szczytu schodów. Ogień nadal parł prosto na nich.
Gdy w końcu w ich twarze uderzył chłód nocy - rozbiegli się na boki. Wszyscy runęli na ziemię ze zmęczenia i nakryli głowy ramionami. Płomienie buchnęły w towarzystwie niewyobrażalnie wielkich kłębów dymu, oszczędzając ich życia. Ciągnęły za sobą zapach spalonych ciał, należących do niewinnych, którzy nie mieli szansy na ucieczkę. Tysiące dusz spłonęło żywcem.
Fragment Londynu był pochłaniany przez ogień, budynki waliły się na ziemię. Cały czas wyraźnie słychać było wrzaski ludzi i zarażonych, których połykała śmierć.
– Nic wam nie jest?! – krzyknął blondyn, szukając wzrokiem dzieciaków.
Dwukrotne nie, uspokoiło go. Sasuke, siedzący w jednym kawałku obok nich - również. Dym szczypał w oczy i utrudniał oddychanie.
Naruto był roztrzęsiony, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Przeżył wiele, ale to nie śniło mu się nawet w najgorszych koszmarach.
– Sakura – szepnął do siedzącej metr obok dziewczyny – zwolnimy... Dasz radę?
– Postaram się... – odparła, próbując unormować oddech. – Ale gdy się poddam, macie mnie zostawić.
– Jasne – bąknął, przysuwając się do niej. – Po moim trupie.
– Uzumaki, jestem starsza stopniem. W takiej chwili to ja powinnam decydować co robimy.
– Przestań już – sparował, zbliżając do jej buzi swoją – naprawdę sądzisz, że w takiej sytuacji stopień ma znaczenie? Robisz to bo jesteś głupia czy uparcie chcesz byśmy cię zostawili? – prychnął, zaciskając palce na betonie.
– Musisz zrozumieć, że nie mogę was spowalniać, te dzieci... – zaczęła, chcąc w końcu uświadomić go w tak ważnej rzeczy, jaką jest ich życie.
– Tak, muszę je chronić – szepnął, zbliżając się jeszcze bardziej. Jego ciepły oddech docierał już do jej ust. – Ciebie również.
– Nie rozumiesz...
– Nawet jeśli, to nie moment na wyjaśnianie mi spraw medycznych – odsunął się nagle, przez co ogarnął ją chwilowy zawód, którego nie rozumiała. Zastanawiała się, skąd wiedział, że chodzi o medyczny punkt widzenia. – Na to przyjdzie czas, na razie wcale nie jesteśmy bezpieczni, musimy dalej uciekać.
– Naruto – przemogła się w końcu.
Chłopak wyprostował się na wydźwięk swojego imienia i zwrócił na nią ponownie swojw zaciekawione spojrzenie.
– Zrób po prostu wszystko, by przeżyły.
Mierzyli się wzrokiem, póki Sasuke nie zakomunikował, by ruszyli dalej. Uzumaki skinął w jej kierunku poważnie i zgodnie głową. Nie potrafił jednak tego obiecać, bo w razie nie dotrzymania słowa, jego dobry duch umarłby wraz z honorem.
Wstał i pomógł podnieść się dziewczynie. Pociągnął ją do siebie, sprawiając tym samym, że przylgnęła do jego klatki piersiowej. Przez chwilę wbijała wzrok w szyję, ale podniosła go na jego oczy, które wpatrywały się w nią z nutą strachu.
– Zrobię co w mojej mocy, ale jeżeli zginę... Ty przejmiesz pałeczkę.
Powaga z jaką to wypowiedział, zmroziła jej krew. Nie mieli bez niego żadnych szans. Do tego, gdzieś w środku, czuła, że są inne powody dla których nie chciała go stracić. Własne, egoistyczne.
– Dasz radę Sakura – wyszeptał.
– Naruto! – Głos Hatake ogłuszył go na ułamek sekundy. Wcisnął guzik aktywujący mikrofon i spojrzał prosto w zielone oczy.
– Co się dzieje? – spytał, czując za plecami obecność dzieciaków i Sasuke, którzy się zbliżyli.
– Żyjesz... – mruknął na wydechu. – To dobrze, a teraz stamtąd spierdalaj!
Zaniepokojone spojrzenia towarzyszy zastygły na twarzy Uzumakiego, przybierając ten sam wyraz, co jego.
– Nie rozumiem.
– Przynajmniej połowa zakażonych uciekła z dystryktu przed wybuchem! Jesteś w niebezpieczeństwie! – Szarowłosy był mocno zdenerwowany. – Musisz się gdzieś ukryć, inaczej rano nie będę już miał kogo ratować!
– Ja pierdole! – Zacisnął palce na plecach dziewczyny i odchylił do tyłu głowę.
– Schowaj się gdzieś! Do rana powinni tego trochę wybić... – zaczął, jednak wrzask Tanji przerwał mu w brutalny sposób.
– NARUTO, TO ONI! – ryknęła, cofając się o krok do tyłu.
Blondyn zwrócił wzrok za siebie. Horda, licząca około dziesięciu osobników, parła na nich wrzeszcząc w niebo głosy, wymachując brudnymi i zakrwawionymi ramionami.
– Co tam się dzieje?
– Jeżeli nie dam ci znać w przeciągu pół godziny o tym, że żyję – wykrzyczał, ciągnąc za sobą dziewczynę w stronę blokowisk – to możesz mnie już nie szukać. Bez odbioru.
– Naruto!
Wyłączył radio i przyciągnął do siebie mocniej Sakurę, która z całych sił starała się dotrzymywać mu kroku i ich nie opóźniać. Dzieciaki, razem z Uchihą, biegły ze dwa metry przed nimi, rozglądając się za jakąś otwartą klatką.
– Sasuke! – krzyknął snajper. Brunet zatrzymał się i przejął od niego Haruno, wiedząc, co ten chce zrobić.
Uzumaki zwrócił się za siebie i przyklęknął. Przeładował broń, przycisnął do siebie i wymierzył w zbliżających się w niebywale szybkim tempie wrogów. Wcześniej strzelał do nich z dachu, nie byli tak blisko niego. Ponownie ogarnęła go panika, którą stłumił w sobie, słysząc jak Sakura i dzieciaki nawołują go z całych sił. I strachu.
Ich czerwone ślepia, których wcześniej nie dostrzegał, przeraziły go nie na żarty. Po plecach przebiegł mu bardzo nieprzyjemny dreszcz. Zwiększył się, gdy spostrzegł między nimi znajomą sylwetkę. Wziął głęboki oddech, nie chcąc upuścić karabinu przez drżące ręce.
– Kurwa mać... – Zacisnął powieki, żegnając w duszy mężczyznę. – Jebańce – syknął, oddając pierwszy celny strzał.
Drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty...
Zerwał się z miejsca i zaczął doganiać towarzyszy, którzy stali już w jakiś drzwiach bloku. Wpadł na klatkę i zatrzasnął z całą siłą drzwi, w które moment później wpadli zarażeni. Zaczęli je szarpać, uderzać w nie. Na grubej szybie, którą okalały z zewnątrz kraty, pojawiła się krew.
Shiro opierał się o nie plecami i tak jak żołnierze - zapierał nogami, by zakażeni nie dostali się do środka.
Naruto od początku nie mógł wyjść z podziwu, obserwując chłopca. Był niesamowicie odważny, inteligentny i opiekuńczy dla starszej siostry oraz rannej Sakury. Dosłownie mu imponował.
– Idźcie na górę, do póki nie znajdziecie otwartego mieszkania! – Sasuke przekręcił się z pleców na bok i docisnął drzwi mocniej.
Zarażeni zbiegali się tu z okolicy i nie mieli zamiaru dać za wygraną, póki nie dostaną tej piątki. Tanja pomagała Sakurze wskakiwać po stopniach i łapała za klamkę każdych drzwi. Te jak na złość były zamknięte, co zmuszało ich do pokonywania kolejnych pięter.
– Długo tak nie wytrzymamy – wysapał Naruto, blokując się nogą o balustradę. – Shiro, zmiataj na górę.
– Nie! – krzyknął, idąc w zaparte.
– Tak – sparował Uzumaki. – Jeżeli będziemy chcieli odskoczyć od drzwi, nie będę w stanie osłonić was obojga! Wbiegną tu i nie będą czekać, aż ich odstrzelę!
– Naruto ma rację, wiej na górę! – ponaglił go Sasuke. – Jeżeli nam się nie uda, nikt inny oprócz ciebie ich nie ochroni!
– Mamy mieszkanie! – Echo przyniosło krzyk blondynki. – Piąte piętro!
– Shiro, już! – Naruto oderwał chłopa od drzwi i pchnął go w stronę schodów. – Jeżeli nie zdążymy, zamknijcie drzwi i przystawcie je meblami!
– Naruto, co ty chrzanisz?! – Wrzask kobiety zbiegł prędko po schodach.
Snajper spojrzał w górę i dostrzegł Sakurę, opartą o barierkę. Włosy okalały jej brudną twarz. Nawet z takiej odległości dostrzegał jej przerażenie. Od zawsze wiedział, że żeby coś zyskać, trzeba coś poświęcić. Żałował, że tym razem musiało paść na niego, bo nawet nie zdążył się nacieszyć obecnością zupełnie obcej dziewczyny, która stała się tak ważna.
– Idź... – Usłyszał z lewej i zwrócił wzrok ku brunetowi. – No idź! Zatrzymam ich jak najdłużej się da, byś zdążył wbiec na górę.
– Nie wkurwiaj mnie nawet! – ryknął, opierając głowę o szamoczące się drzwi.
Zawiasy starły cegłę, w której były umieszczone. Wejście nie było już żadnym zabezpieczeniem.
– Naruto, biegnij do nich!
Jego imię rozbrzmiewało w całym budynku. Dzieciaki i Sakura nawoływali ich na zmianę, chcąc jak najszybciej skryć się w bezpiecznym mieszkaniu.
– Nie! – syknął, zaciskając zęby.
Naparł stopą jeszcze mocniej na metalową barierkę, by unieruchomić drzwi i zaczął kląć pod nosem.
– Naruto, Sakura powiedziała mi przed chwilą coś bardzo ważnego... – warknął Uchiha. – Zrozum, że jesteś jedyną szansą na to, by uratować świat przed tym gównem.
Lazurowe tęczówki zniknęły pod źrenicami i skupiły się na Sasuke. Chłopak nie miał pojęcia, że to co ta dziewczyna od początku chciała mu przekazać, jest aż tak istotne. Zastanawiał się nad tym, kto i jaką cenę będzie musiał przypłacić za to ratowanie ludzkości. Skoro dziewczyna tak bardzo napierała na rodzeństwo Tenzou, to połowa zagadki była już rozwiązana.
– Biegnij... Skupią się na mnie, to da ci dodatkowy czas.
– Od kiedy Uchiha jesteś taki honorowy?! – wrzasnął, śmiejąc się nerwowo. – Kakashi by cię wyśmiał!
– Pozdrów go ode mnie, gdy już do niego dotrzecie – uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów. – I powiedz, że gdy spotkamy się w piekle, to ja będę mieć tam przewagę, więc niech się przygotuje.
– Nie...
– Wypierdalaj! – wrzasnął i pociągnął go za kamizelkę, po czym rzucił w stronę schodów. – Raz! Nie mam zamiaru poświęcać się na marne i być gorszym od tego dzieciaka!
Uzumaki z odwróconą w stronę kompana głową, wbiegł na pierwsze piętro i zatrzymał się na nim, nie potrafiąc dać kolejnego kroku ku górze.
– Naruto! – Tanja zbiegła poziom niżej, jakby to miało w czymś pomóc.
Sasuke wziął wdech i odskoczył od drzwi, zamykając oczy. Gotów na to, że zostanie rozszarpany, stał zwrócony przodem do wejścia, w niewielkim rozkroku, z rozpostartymi ramionami. Oddychał równomiernie, do momentu, aż poczuł pierwsze szarpnięcie.
Coś jednak było nie tak, bo pojawiło się ono na jego plecach.
– Zasrany szczęściarzu! – zawył Naruto, wciągając go za bluzę w górę.
Uchiha z przerażeniem spoglądał na oddalające się od nich drzwi, które jakimś kosmicznym cudem się zablokowały.
Lecz nie na długo.
Zarażeni wtargnęli na klatkę i już po chwili zaczęli przeć ku górze. Od żołnierzy dzieliło ich tylko jedno piętro, natomiast chłopaków od Haruno i dzieciaków - dwa.
– Szybciej, szybciej! – krzyczeli z góry.
Rodzeństwo stało w drzwiach mieszkania, natomiast Sakura u szczytu schodów. Mężczyźni pędzili na złamanie karku. Blondyn wrzucił Uchihę na piętro, a sam został chwycony za dłoń przez różowowłosą, która za sprawą adrenaliny wciągnęła go do mieszkania. Dzieci zatrzasnęły ciężkie, dębowe drzwi, znikając tym samym z oczu ich niedoszłych oprawców.
Sakura runęła na ziemię razem z blondynem. Brunet, z pomocą Tanji, przysunął do wejścia sporą szafkę i wlazł na nią. Przysunął twarz do judasza i przyjrzał się zarażonym. Stali na półpiętrze i rozglądali się wokoło, w jakimś dziwnym letargu. Nie widzieli, do którego mieszkania wbiegli, ale nie możliwym jest to, że ich nie wyczuli. Zastanawiał się nad tym, póki nie usłyszał, jak reszta, dziwnych szmerów w mieszkaniu.
– Pod drzwi, pod drzwi! – wyszeptał Uzumaki, podrywając się na nogi.
Dzieci pomogły Haruno podsunąć się do Uchihy i z przerażeniem wbiły wzrok w ciemność. Naruto włączył noktowizor i wziął głęboki wdech. Ruszył wolnym krokiem do pomieszczenia z lewej strony, cały czas trzymając broń, wymierzoną przed siebie. Wyszedł i skierował się do pomieszczenia naprzeciwko wejścia. Nie było go chwilę dłużej. Opuścił je jednak i przeszedł przez ostatnie przejście.
Czas, w ciągu którego nie wracał, dłużył się niczym wieczność. Cztery pary oczu skupiały się na miejscu, gdzie zniknął, w zupełniej ciszy. Słyszeli swoje bicia serc, do momentu, aż nie dotarł do nich wrzask Uzumakiego.
– Naruto! – zawyła Tanja. Wyrwałą się do przody, jednak Sasuke chwycił ją za ramię i pociągnął z powrotem do tyłu.
Blondyn wypadł z pomieszczenia tyłem, trzymając się za twarz. Oddychał ciężko i miotał się na wszystkie strony. Dzieci krzyczały, a Sakura z przerażeniem obserwowała domniemaną przemianę przez wirusa, w duszy przeklinając los za taki przebieg spraw.
Brunet zeskoczył na ziemie i podbiegł do Uzumakiego. Chwycił go mocno i powalił na ziemię. Wymierzył cios w czaszkę, by go ogłuszyć.
Zupełnie niepotrzebnie.
– Żarcik – roześmiał się głośno, spoglądając na skonsternowany wyraz twarzy Uchihy.
– Ty skończony idioto! – wrzasnęła różowowłosa, zrzucając z chłopaka bruneta.
Chwyciła go za kamizelkę i mocno nim potrząsnęła.