Yamato pędził przez wąski korytarz, który oświetlało blade światło starych lamp. Jedna z nich migotała, drażniąc oczy i zszargane nerwy. Mężczyzna zaciskał mocno pięści, nie mając pojęcia, jak przebiegnie konfrontacja z dziećmi, a tym bardziej z Kurenai. Przez cały czas nie docierało do niego, że to prawda. Wmawiał sobie, iż to co usłyszał od dwójki żołnierzy to żart... Był moment, kiedy powtarzał w myślach jak mantrę, że owszem – znaleźli ją. Ale martwą. Oczywiście nie miał takiej nadziei, ale przypominając sobie widok ze wsi, cała ta sytuacja stawała się dla niego niemożliwa.
— Pan Tenzou? — Usłyszał za sobą, gdy mijał jedno z oszklonych pomieszczeń.
Zatrzymał się w miejscu i zwrócił za siebie. Silny, umundurowany mężczyzna wyjrzał na niego z gabinetu i przyglądał mu się, czekając na jakąś odpowiedź.
— Tak — burknął po chwili.
Żołnierz cofnął się na chwilę z powrotem, zgarnął z biurka klucze i krótkofalówkę. Wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi, po czym ruszył przed siebie, wyprzedzając szatyna.
— Proszę za mną, sam pan do nich nie trafi — rzucił, nie czekając na niego.
Po niespełna pięciu minutach stali pod wahadłowymi drzwiami. Oficer popchnął je i wszedł do pomieszczenia, a Yamato wdreptał zaraz za nim. Pokój był mały i ciemny, znajdował się tu stolik, dwa krzesła i jakieś stare radio, które trzeszczało w bardzo irytujący sposób. Wzrok szatyna pobiegł jednak od razu przed siebie.
Od dzieci dzieliła go gruba, betonowa ściana z wbudowaną pancerną szybą i drzwiami otwieranymi na kartę magnetyczną oraz kod PIN. Gdy uświadomił sobie, że jego potomstwo znajduje się w celi dla naprawdę niebezpiecznych typów, pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Podszedł bliżej okna; Tanja siedziała przy stoliku i ze zdenerwowaniem bazgrała coś na kartce, a na łóżku leżał Shiro, który wpatrywał się w coś jak zahipnotyzowany. Yamato dopiero po chwili spostrzegł, że jest to dobrze znane mu zdjęcie.
Żołnierz wcisnął guzik na jakimś niewielkim urządzeniu, które do bólu przypominało domofon i zerknął na mężczyznę, stając w niewielkim rozkroku i krzyżując dłonie na nerkach.
— Słyszą mnie? — spytał Tenzou, zerkając na umundurowanego, który w odpowiedzi skinął zgodnie głową. — Dlaczego to zrobiliście? — zwrócił się bezpośrednio do potomstwa.
— Podobno widziałeś, jak zginęła — rzuciła w bardzo lekceważący sposób córka. Nie oderwała wzroku od kartki, jednak jej dłoń zaczęła poruszać się szybciej.
Shiro podniósł się i usiadł po turecku, odkładając zdjęcie na poduszkę. Wiedział, co będzie zaraz miało miejsce. Nie lubił, gdy ktokolwiek w rodzinie się kłócił, jednak dziś wiedział, że słowa siostry będą słuszne.
— Co? — żachnął się mężczyzna, do bólu siląc się na zdziwienie.
Tanja uderzyła dłonią w stolik, zrzucając długopis na ziemię i poderwała się z krzesełka, które runęło na zimną, kamienną posadzkę. Zbliżyła się do szyby, a Yamato, choć wiedział, że nie ma szans go stamtąd dostać, odruchowo cofnął się o krok.
— Powiedziałeś — wrzasnęła, marszcząc gniewnie brwi — że zginęła! Na twoich oczach!
— Nie powiedziałem tego — chrząknął, przekrzywiając na bok głowę. Jego ton sprawiał wrażenie, że sam sobie się dziwił.
— Tak powiedziałeś — wycedziła przez zęby.
— Nie użyłem takich słów! — Wzruszył nerwowo ramionami. Zerknął na Shiro, który zsunął się z łóżka i kierował w jego stronę, by stanąć obok siostry. — To jest... Boże, sam już nie wiem! To jest cholernie skomplikowane. Wam trudno jest to sobie wyobrazić, nie mieliście z tym styczności... Gdybyście widzieli ich, sami byście zwątpili! Ciężko to wszystko wyjaśnić…
— To chociaż, kurwa, spróbuj! — wrzasnęła, zaciskając pięści. — Jesteś nam to, do cholery, winien!
— Spróbować?! Co chcecie usłyszeć?! — krzyczał, przerzucając wzrok z dziewczyny na chłopaka i odwrotnie. Czuł, jak eksplodują w nim małe bomby, miał ochotę zapaść się pod ziemię i już spod niej nie wydostać. Z drugiej strony, niczego tak bardzo nigdy w życiu nie chciał, jak tego, by ją teraz zobaczyć... — Wydawało mi się, że widziałem, jak wasza mama zginęła... Tego inaczej nie da się wytłumaczyć... Ale nigdy nie powiedziałem, że byłem na sto procent pewien, że nie żyje. Inaczej bym tego nie powiedział... — westchnął i złapał się za głowę. Jego głos i wola zaczęły się łamać. — Ja też tego nie rozumiem... Ale cieszę się... Wasza mama żyje.
— Chce ją zobaczyć! — wrzasnął Shiro.
***
— Zmiataj stąd. — Głos Uzumakiego ściągnął uwagę bruneta, który wspierał się o barierkę i palił papierosa. Mężczyzna zwrócił się w stronę blondyna i uśmiechnął drwiąco.
— Co tak wcześnie? — mruknął, rzucając peta na ziemię. Przygniótł go podeszwą i wziął do ręki swój karabin. Przyjrzał się kompanowi, by po chwili wzruszyć ramionami, gdy ten minął go i podszedł do krawędzi dachu bloku, na którym się znajdowali. — Ej, stary!
— Nie mam co robić — fuknął, ściągając broń z pleców. — Zmieniam cię wcześniej... Zawsze narzekasz, że nie masz na nic czasu, daję ci go, więc rusz dupę i zejdź mi z oczu.
— E, co z tobą? — Tym razem się zmartwił. Nie słyszał nigdy u niebieskookiego takiego tonu, do tego był on z reguły miły i pogodny. W tej chwili biła od niego nieprzyjemna aura.
— Jack, spieprzaj stąd — warknął, łypiąc na niego złowrogo. — Nie mam humoru. Zaraz wpakuję ci kulkę w łeb.
— Dobra, dobra... — rzucił, zwracając się w kierunku schodów. — Do później.
Naruto już mu nie odpowiedział. Odetchnął z ulgą, widząc, jak żołnierz znika za rogiem, a po chwili słyszał już oddalające się kroki. Gdy dźwięk obijających się o metalowe schody, gumowych podeszw w końcu zaniknął całkowicie, odwrócił się i oparł łokciami o balustradę. Ciepłe promienie zachodzącego słońca, okalały jego twarz, delikatnie ogrzewając policzki. Zmrużone oczy wpatrzone gdzieś w dal traciły ostrość, a w żołądku kłębiło się coś dziwnego, czego opisać nie mógł, choćby bardzo chciał. Zamknął powieki i nabrał do płuc sporo powietrza. Dopiero w tej chwili poczuł, jak bardzo jest spięty. Delikatne skurcze dały o sobie znać w niektórych partiach mięśni, a po głowie rozszedł się dziwny szum.
— Te, romantyk. — Głos jego przyjaciela, który wydobył się ze słuchawki, ściągnął go na ziemię. Rozejrzał się za dachem, na którym mógł dostrzec helikopter i już po chwili zlokalizował, obserwującego go Hatake. — Co z tobą?
Blondyn nie odpowiedział, tylko nadal z dziwną uwagą przyglądał się Kakashiemu. Szarowłosy wyciągnął coś z kieszeni i na to popatrzył.
— Skacz na prywatny.
Chłopak zamknął oczy i westchnął. Sięgnął do własnej kieszeni kamizelki i wyjął z niej krótkofalówkę, do której podpięta była jego słuchawka. Pociągnął w dół pokrętło, spadając czternaście stacji niżej i włożył urządzenie z powrotem do schowka. Ukrył twarz w dłoniach, a opuszki palców docisnął do czoła.
— Co z tobą? — powtórzył szarowłosy.
— Nie wiem — odparł zdawkowo. Odbił się biodrami od barierki i energicznie zwrócił na pięcie. — Chodzi za mną coś dziwnego, nieprzyjemnego. Jakieś głupie przeczucie.
— Jesteśmy tu już jakiś czas... Masz prawo świrować — zauważył Kakashi. — Sam coraz częściej przyłapuję się na dziwnych stanach…
— To nie to — przerwał mu blondyn. — Nie masz czasem wrażenia, że nadchodzi coś złego?
— To znaczy?
— Przeczucie... — cmoknął, zastanawiając się, jak najprościej zobrazować niecodzienny stan, jaki mu doskwierał. — Mam niemalże stuprocentową pewność, że coś złego się wydarzy.
— Jeszcze dwie godziny temu byłeś bardzo rozentuzjazmowany. — Zaśmiał się.
— Nikt mnie nie zrozumie... — Westchnął.
Chciał coś jeszcze dopowiedzieć, jednak jego myśl przerwał gwizd z dachu budynku obok. Naruto zerknął w lewo i spostrzegł Sama, który cpyknął trzy razy palcem w słuchawkę, a następnie uniósł ramiona w geście zdziwienia.
— Chyba nas wołają, wracajmy — rzucił szybko, po czym ponownie zabawił się pokrętłem krótkofalówki.
— ...maki, zgłoś się. — Zatrzeszczało. Głos nie należał do żadnego z ich kompanów.
— Uzumaki? — upewnił się blondyn.
— Ty, Hatake oraz Uchiha. Jesteście natychmiast wzywani do pułkownika Sabaku.
— Odbiór — jęknął, przełykając głośno ślinę.
Jego wzrok energicznie przeniósł się na Kakashiego, który również skonsternowany wpatrywał się w przyjaciela. Po chwili oboje zerwali się do biegu i skierowali na dół.
— Ten pieprzony Sasuke, serio?! — warknął Kakashi, zaciskając pięści. Jak już miał kogoś darzyć jakąś specjalną awersją, to tylko jego. — Kurwa, no każdy, ale nie on! Cokolwiek to będzie, dzięki niemu zostanie spierdolone! — Uderzył dłonią w drzwi, z taką siłą, że z hukiem odbiły się z powrotem od ściany i mało nie połamały nosa Naruto.
— Stary, wyluzuj do cholery! — krzyknął blondyn, w momencie gdy dogonił przyjaciela. — Nawet nie wiemy o co chodzi.
— Bez znaczenia. On tam będzie, to wystarczający powód do denerwowania mnie — syknął mężczyzna. Uzumaki przewrócił oczyma i poprawił kamizelkę.
Resztę drogi przeszli w ciszy. Niebieskooki wolał nie rozdrażniać już Hatake, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że może przez to siarczyście oberwać, a nie miał na to najmniejszej ochoty. Trzy minuty później, w towarzystwie kilku innych umundurowanych, wkroczyli do sali szkoleniowej, gdzie znajdowało się już około trzydziestu osób. Stanęli w dwuszeregu, prości do bólu kręgosłupa i czekali na pułkownika.
— Nie widzę sukinsyna. — Kakashi nachylił się nad uchem Naruto i podejrzliwie przewertował wzrokiem obecne twarze.
Naruto westchnął głośno z bezradnym uśmiechem, który zniknął w chwili, gdy na salę wkroczył czerwonowłosy mężczyzna. Ponownie zesztywniał, przyjmując pozycję na baczność, jednak w duchu powstrzymywał się od roześmiania, gdy usłyszał zbiorowe plask w momencie, gdy wszyscy zasalutowali.
— Spocznij. — Mruknięcie Gaary było jak zwykle ciche, jednak donośne.
Sabaku tylko wyglądał na groźnego typa, który w każdej chwili mógł poderżnąć ci gardło, ale w środku był w miarę normalny. Nie znaczyło to jednak, że nie potrafił być surowy czy niesympatyczny, czy też agresywny i zdolny do zabicia. Wzbudzał ogólny respekt, niespecjalnie się przy tym wysilając.
— Wezwałem was, bo jesteście najlepsi — burknął, ściągając wojskową kurtkę. Przewiesił ją przez pobliskie krzesło, wrócił na miejsce, splótł dłonie na nerkach i spojrzał na zebranych. — Dostaliśmy dziwne informacje od dzisiejszego, nocnego patrolu. Dwóch naszych żołnierzy nie żyje. Kilkoro zaginęło.
— TE POJEBY NADAL TU BIEGAJĄ?! — krzyknął któryś mężczyzna.
Uzumaki zakrył usta, by nie wybuchnąć śmiechem, a Kakashi dla zabezpieczenia, bardzo mocno pstryknął go w ucho.
— Hashirama, pilnuj się. — Gaara zaczął masować palcem miejsce między brwiami. — Nie, to nie te po... Popaprańce.
— Sabotaż? — Głos Hatake zadzwonił w głowie Naruto.
— Przeszło nam to przez głowę — odparł Sabaku, przenosząc wzrok bezpośrednio na dwójkę przyjaciół. Uniósł do góry brew i przyjrzał się dłoni Naruto, która masowała obolałe ucho. — W każdym razie, nie mamy pojęcia co się dzieje, a nasz wróg nie jest ani głupi, ani słaby. Musimy się z tym liczyć.
Jego słowa przerwało skrzypnięcie drzwi. Zwrócił za siebie tylko głowę i z nachmurzoną miną obserwował, jak Sasuke leniwym krokiem zmierza ku zbiórce i bez słowa odnajduje sobie w niej miejsce. Naruto poczuł uderzenie gorąca zza siebie, wywołanego napływem niepohamowanej złości szarowłosego.
— Dlaczego się spóźniłeś? — Czerwonowłosy nawet nie patrzył na przybysza.
— Tak wyszło, pomyliłem halę — rzucił, śmiejąc się do swojego kumpla.
— Bóg się pomylił, pozwalając ci wstąpić do armii — skwitował Kakashi.
Głośny chichot rozdarł ciszę, która narastała po słowach młodego Uchihy. Brunet zwrócił ku Hatake złowrogie spojrzenie, jednak nie utrzymał go zbyt długo, wiedząc na co go stać. Ich potyczki znane były całej kampanii.
— Pragnę napomknąć — odchrząknął Sabaku — że jakakolwiek niesubordynacja podlega surowej karze. Dostajecie rozkazy i instrukcje, których macie się ściśle trzymać. Znieważenie jakiegokolwiek rozkazu pociągnie za sobą skutki, których naprawdę będziecie żałować.
— Co możecie nam zrobić? — Sasuke najwidoczniej chciał dziś dostać i szedł w dobrym kierunku.
— Dużo. — Gaara uśmiechnął się ironicznie i wciągnął powietrze. — Dobra, dzielimy się na grupy chłopcy. Jako, że mam zamiar uczestniczyć w dzisiejszej wyprawie, wychodzę z wybranymi i kieruję się do najistotniejszego miejsca. Reszta grup wybiera prowadzącego, który odbierze ode mnie współrzędne i inne bzdety.
— Nie rozumiem. — Kakashi stał przy ścianie, opierając się o nią czołem. Jego wzrok był otępiały, a umysł skołatany. — Doprawdy... Nie pojmuję.
— Oj przestań już, to tylko jedna wyprawa! — krzyknął Naruto, poprawiając przymocowane do paska spodni magazynki. — Nie będzie tak źle, z resztą idziemy z Gaarą i tym wielkim. Oni też nie znoszą Sasuke.
— Ale dlaczego on musi iść z nami?! — Szarowłosy odbił się od chłodnej powłoki i przyległ do niej z powrotem plecami.
— Jest jednym z najszybszych ludzi. — Blondyn zaczął walkę ze słuchawką krótkofalówki. — Widziałeś chyba, jakiej zostaliśmy poddani selekcji. Najlepsi z najlepszych, czyż nie?
— Blondasek ma rację! — Wesoły okrzyk dobrze znanego im głosu rozszedł się za plecami Uzumakiego. — Kakashi, nie przejmuj się tym patałachem. Przejdziemy się tam, zrobimy co mamy zrobić i wrócimy.
— Madara. — Hatake uśmiechnął się i zbił z nim męską piątkę, tak samo jak Naruto. — Niby macie racje, ale sama jego obecność mnie po prostu... No wkurwia.
— Będzie z nami pułkownik, więc nie będzie stresu. — Zaśmiał się brunet. — Przytemperujemy go w końcu w należyty sposób. Idziemy na rozluźniającego papieroska?
— Koniecznie. — Kakashi poprawił kaptur bluzy i ruszył w kierunku drzwi.
Umówieni z Sabaku na szesnastą trzydzieści na peronie głównym, skąd pociąg miał ich zawieźć do odpowiedniej strefy, z której wyruszą - opuścili bez zbędnych pytań salę. Wyszli na długi korytarz, którego ściany pomalowane były na nieprzyjemny, seledynowy kolor, a gdyby nie obecność lamp, panował by tu niewyobrażalny mrok.
— E, lovelasie — mruknął Hatake. Naruto, idący przed nim i Madarą, z opuszczoną głową, podniósł wzrok przed siebie i poczuł dziwny ładunek, który przebył drogę po całym jego ciele w przeciągu dwóch sekund. Zza rogu wyszła różowowłosa, której tak dawno w jego mniemaniu nie widział.
Dziewczyna z początku go nie zauważyła, jednak gdy już się mijali, Hatake nie omieszkał delikatnie pchnąć na nią przyjaciela. Uderzyli o siebie barkami, niemalże powtarzając sytuację ze stołówki, gdy miała już upuścić plik papierków, które niosła. Blondyn jednak sprawnie je chwycił.
— Lubicie na siebie wpadać, co? — rzucił szarowłosy, wymijając ich.
Dziewczyna popatrzyła na mężczyznę i zarumieniła się delikatnie. Odebrała dokumenty od Uzumakiego i spojrzała na niego. Po raz kolejny jego uśmiech i wzrok wprawiły ją w niesamowicie dziwny stan.
— Czy ty... — zaczęła, wyglądając ponad jego ramię, na wychodzących z sali żołnierzy. — Ty też wyruszasz na tę misję?
— Tak... — mruknął, wkładając ręce do kieszeni. — Razem z tymi dwoma, Sasuke Uchihą i pułkownikiem Sabaku.
Zdziwił się, dostrzegając na jej buzi zdenerwowanie. Czy nawet ona wiedziała, co znajdowało się za murami? Może naprawdę nie powinien podchodzić do tego na takim luzie, skoro wszyscy dziwnie reagują na wyjścia poza dystrykt.
Nie było to jednak w tej chwili najbardziej istotne, bo chwila ciszy, jaka między nimi zapanowała - dłużyła się. Zastanawiał się, czy może w końcu jej się przedstawić? Mieli ze sobą styczność, chyba nie byłoby tak głupio? Chciał poznać jej imię... A identyfikatora nie dostrzegał. A jak jej dane były zatajone? Przecież jest ze służb specjalnych… A może od razu zapytać o kolację, gdy już wróci? O ile w ogóle wróci…
— Hej, pobladłeś — mruknęła, wyciągając rękę do jego buzi. — Stało się coś? — zapytała nagle. Pokręcił głową, jakby chcąc odgonić myśli o nadchodzącej śmierci i wbił wzrok w jej usta. Jakaś magnetyczna siła nie pozwalała mu go odwrócić. Oddałby chyba wszystko, by móc w tej chwili ich spróbować, nie zważając na to, że to zauważyła i silnie poczerwieniała.
— Majorze, za mną. — Dotarł do niego niski, męski głos. Jakby w spowolnionym tempie widział, jak Shimura wyprzedza zielonooką i jego, a bijąca od niego pogarda sprawiła, że blondyn poczuł dziwne poddenerwowanie.
— Wybacz, muszę iść — szepnęła. Położyła mu dłoń na ramieniu i wyminęła go. — Uważaj na siebie.
— Rusz ten tyłek! — Wrzask Kakashiego sprowadził go na ziemię po tym, jak uchwycił jej przejęte spojrzenie.
— Dla ciebie mógłbym tam nawet nie iść — mruknął do siebie, odprowadzając ją wzrokiem. Ogarnęło go dziwne przygnębienie, jednak gdy spojrzała na niego po raz ostatni przez ramię, posłał jej jeszcze jeden, szczery uśmiech. Zwrócił się za siebie, dogonił szarowłosego i Madarę, po czym opuścili kwaterę główną.
***
— Trzymajcie mnie, bo zaraz coś mu zrobię! — Naruto wzbił ramiona w powietrze i miał nieodzowną ochotę udusić Hatake. — To jeep pułkownika, zrozumiałe że będzie prowadzić. Madara to wielki chłop, musi siedzieć z przodu. Nie zabije cię pół godziny jazdy z Sasuke z tyłu.
— Owszem, zabije — odburknął, zaciągając się dymem papierosowym. Uzumaki podszedł do niego, ze złością wyrwał mu fajkę i rzucił ją na ziemię, po czym zdeptał ze złością. — Popieprzyło cię?!
— Palisz trzecią z rzędu, ogarnij się człowieku! — odkrzyknął blondyn, zakładając na siebie wojskową kamizelkę, kuloodporną. — Dorosły, a głupi jak dziecko.
Nie zdążył podnieść na niego z powrotem wzroku, gdy poczuł uderzenie w głowę. Kakashim nosiło ze złości, ale nic nie upoważniało go do wyżywania się na młodszym kumplu, którego doprowadził właśnie do szału. Rzucili się do siebie i zaczęli szarpać, obijając o ściany magazynu i przewracając krzesła. Łomot metalowych szafek musiał rozchodzić się po całym budynku, tak jak ich krzyki i bluźnierstwa.
— Możesz przestać wyładowywać swoją frustrację na mnie?! — Blondyn rzucił się z Hatake na podłogę i przycisnął go do niej, trzymając za ramiona. — Chyba jest ci potrzebny przymusowy urlopik, staruchu!
— Niech cię szlag Uzumaki! — zawył, uderzając go kolanem w plecy.
— Co tu się dzieje?! — Głos Sabaku rozbił się echem po niewielkim pomieszczeniu.
Moment później zza jego pleców wyskoczył większy Uchiha i dopadł wojujących. Rozdzielił ich i zaczął się śmiać, spoglądając na ich czerwone twarze, pogniecione ubrania i rozczochrane włosy.
— A wam co? — parsknął, podnosząc z ziemi Hatake. — Okresu się nabawiliście?
— Kogoś tu pogięło — warknął niebieskooki, poprawiając kamizelkę. — Zabierzcie mu te papierosy, kopci gorzej niż komin.
— Nie powiecie mi chyba, że poszło o głupie fajki. — Madara ściągnął z wieszaka kamizelkę i wciągnął ją na siebie.
— Nie wiem co to było chłopaki... Przymknę na to jednak oko i mam nadzieję, że się nie powtórzy. — Gaara grzebał w jednej z szafek i nawet na nich nie patrzył.
Chłopcy fuknęli na siebie i kontynuowali pakowanie się. Niedługo później wyszli przed magazyn, gdzie w jeepie czekał już na nich czerwonowłosy, a obok niego stał Sasuke, który wyraźnie chciał dać im do zrozumienia, że nie chce z nimi siedzieć. Młody Uchiha złapał już za klamkę po stronie pasażera z przodu, ale Madara odsunął go jednym ruchem od drzwi.
— Niestety mój drogi, to moje miejsce — rzucił i wpakował się obok Sabaku.
Naruto wyczuł powstałe między Kakashim, a młodym brunetem napięcie i nie wiedział. jak je najszybciej zneutralizować, by przy okazji znowu nie doprowadzić do szarpaniny między nim, a przyjacielem. Wiedział, że gdyby pułkownik i wielkolud nie weszli w tamtym momencie, to do tej pory laliby się po mordach, bez sensownego powodu.
— Usiądę po środku — westchnął, przerzedzając dłonią jasne kosmyki.
Tak jak rzekł, tak wpakował się na wskazane przez siebie miejsce i zerknął tępo w lusterko, przez które obserwowała go dwójka siedząca z przodu. Gaara uśmiechnął się do niego z ulgą i wdzięcznością, a Madara puścił mu oczko. Gdy drzwi po jego lewej i prawej zatrzasnęły się z hukiem, Sabaku odpalił silnik i po chwili przejeżdżali już przez główną bramę.
— Za ile tam będziemy? — mruknął Sasuke.
— Pół godziny, maksymalnie — odparł czerwonowłosy, skręcając w lewo.
Za ich pojazdem ciągnęło się pięć innych, jednak Naruto miał wrażenie, że tylko ich samochód przypomina w środku bombę zegarową. Kakashi, dosyć naburmuszony, wyglądał przez okno, a jego oczy goniły za mijanymi obiektami. Młodszy brunet założył słuchawki i widocznie nie miał zamiaru się z nikim spoufalać.
— Co za syf... — Blondyn szepnął sam do siebie, przewrócił oczyma i oparł głowę o zagłówek.
Zamknął oczy i próbował wsłuchać się w Machine gun Jimiego Hendrixa, która dudniła w głośnikach auta. Starał się nie myśleć o tym, co może go czekać na miejscu.
Krajobraz bardzo szybko ulegał zmianie. Wyraźnie opuszczali strefę, którą przygotowano dla cywili i wkraczali w zapuszczone dzielnice Londynu. Nieuprzątnięte śmiecie, wraki samochodów, zarośnięte ogrody i domy.
— Armia tu nie dotarła? — mruknął Madara, rozglądając się i obracając w dłoniach zapalniczkę.
— Dotarła — odparł Gaara. — Z terenu całego kraju zostały zabrane i spalone wszystkie ciała, jednak jeżeli chodzi o ogólne uprzątnięcie, nie brali się za wszystko. Chcieli przygotować jakiś sterylny fragment i dopiero z czasem rozszerzać jego teren.
— Jak to możliwe, że ktokolwiek mógł przeżyć w takich warunkach? — Kakashi skrzyżował ramiona na piersi. Zamyślił się na chwilę, po czym ciężko westchnął. — W sumie to jak survival, jednak jaki debil uciekałby przed armią?
— Wiesz przecież, jacy ludzie chodzą teraz po świecie, Kakashi — prychnął starszy Uchiha. — Może to jacyś zagorzali amatorzy Biblii... Wiesz, skoro tak się stało to znaczy, że Bóg tak chciał i trzeba się tego teraz trzymać.
— Coś w tym jest. — Hatake osunął się na siedzeniu i ziewnął głośno. — Mimo wszystko, wolałbym być w łóżku.
— Spokojnie, załatwiłem już z Shimurą, że po powrocie pierwsza zmiana jaką dostaniecie, będzie jutro po południu. — Gaara wjechał z przyzwyczajenia na krawężnik i zatrzymał samochód, mimo, że w takiej sytuacji mógł to zrobić, gdzie mu się to tylko żywnie podobało. Odpiął pas i odwrócił się do pasażerów. — Zdążycie się wyspać.
— Wspaniale — westchnął Uzumaki, nabierając do płuc powietrza. — Skończmy to więc jak najszybciej, błagam.
— Już jesteśmy? — Odezwało się nagle z lewej strony blondyna.
Sasuke wyjął z uszu słuchawki i trzymając je przy głowie, obserwował chłopaków i czekał na jakąś reakcję. Ci jednak rzucili mu krótkie spojrzenie, po czym wygramolili się z auta, olewając go z pełną premedytacją.
Naruto poczuł, jak w jego buzię uderza chłodne powietrze. Niebo spowiły ciemne chmury, które wcale nikogo nie uszczęśliwiały. Rozejrzał się po zdziczałej okolicy, jak reszta żołnierzy. Przyłapał się na tym, że zaczął nierównomiernie oddychać, a końcówki jego palców delikatnie odrętwiały. Co go trapiło? Nie wiedział... Ale jego spokój przez cały czas był zaburzony.
— Młody, czym się martwisz? — Madara klepnął go w plecy, nie zważając na swoją siłę, przez co chłopak poleciał do przodu. — W końcu będzie do czego postrzelać!
— Oooo nie, nie, nie, Madara! — Gaara prawie do nich podbiegł. — Nikogo nie zabijamy, zabieramy ich ze sobą, choćby stawiali opór. Takie są rozkazy z góry.
— No to się zawiodłem — prychnął Uchiha, wyciągając z paczki papierosa.
Blondyn przerzucił wzrok na Kakashiego, który miał zrobić to samo co brunet, jednak popatrzył na młodszego przyjaciela, posłał mu ironiczny, naburmuszony uśmiech i schował fajki z powrotem do kieszeni.
— No widzisz? — Naruto zaśmiał się, gdy szarowłosy zaczął iść w jego stronę.
— Spadaj — burknął, wymijając go.
Pięć minut później wszystkie grupy stanęły obok siebie, otrzymały dokładne rozkazy i rozproszyły się po ulicach Bromleyu. Sabaku prowadził swoją grupę bardzo ostrożnie, między starymi kamienicami. Rozprawiali o czymś razem z Kakashim, starszy Uchiha dreptał za nimi, podziwiając krajobraz zagłady, a Sasuke zamykał szeregi.
Naruto poczuł, jak coś podchodzi mu do gardła, gdy spostrzegł nad dachami opuszczonych mieszkań gmach jednej z większych galerii, jakie znajdowały się na tych terenach.
— Cykasz się? — Głos młodszego bruneta, który przesiąknięty był jadem, rozproszył dziwne myśli chłopaka.
Blondyn odwrócił się w jego stronę, by już coś odpysknąć, jednak jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Jednocześnie zrywając jedną ręką broń ze swoich pleców, drugą odepchnął chłopaka na bok. Karabin w ręku, lufa wymierzona w kierunku poruszającego się celu, stłumiony huk, precyzyjnie wystrzelony pocisk, jęk bólu i śmierć.
— Nieźle młody... — Madara pokiwał głową, nie ukrywając zaskoczenia szybką reakcją Uzumakiego i jego celnością. — Jestem pod wrażeniem...
Na środku zaśmieconej ulicy leżał wilk, którego jasne futro nasiąkało właśnie juchą. Naruto nie był zabójcą bez serca, ale nie pozwoliłby również na to, by komukolwiek coś się stało na jego zmianie. Podszedł do zwierzęcia i ze zdenerwowaniem popatrzył na jego pysk.
— Miał wściekliznę, dlatego na nas szarżował — mruknął Kakashi, przystając obok niego. Przeniósł wzrok, na tył drapieżnika i westchnął głośno. — Skróciłeś mu tylko cierpienia, robaki już go żarły.
Naruto poczuł cofający się obiad, zakrył usta i odsunął się od ofiary. Zwrócił się w stronę, w którą zmierzali od początku i minął Sasuke, który nadal spoczywał w krzakach i czekał na pomoc kompanów, którzy po raz kolejny nie zwrócili na niego szczególnej uwagi.
— Robi wrażenie, co? — Madara przykucnął, dopalając papierosa i zerkał w górę.
Naruto i Kakashi stali obok siebie, obserwując budynek z nieodpartym wrażeniem wszechobecnej śmierci. Powybijane okna, dookoła leżało pełno szkła. Kolosalny szyld, pełen stłuczonych żarówek, który niegdyś rozświetlał całą ulicę, wisiał na resztkach mocowań i wołał o pomoc. Wszędzie walały się papiery i kartony, dziesiątki samochodów, które uległy kolizjom, porośnięte były mchem, a w nim ptaki wiły swoje gniazda. Wszystko mówiło, by tam nie wchodzić. Nie było tam nic innego oprócz mroku, który pojawiał się zaraz za rozpieprzonym wejściem.
— Czemu zostaliśmy wybrani, do najgorszej roboty? — Naruto stanął na palcach, by wyszeptać to na ucho szarowłosemu.
— Pomyśl... Jak nam się uda przeżyć, to chociaż zdobędziemy jakieś uznanie — odparł, ruszając za czerwonowłosym.
— UDA?! — żachnął się Uzumaki, cofając o krok.
— Chodź i nie marudź. — Kakashi ruszył do przodu i naciągnął na nos, jak reszta, bandany.
Zrobili dosłownie kilka kroków, a już nic nie można było dostrzec bez pomocy noktowizora czy latarki. Naruto sięgnął do lewego ramienia, na którym owe urządzenie było umieszczone i włączył je, oświetlając tym samym szerokie plecy Kakashiego, na którego zaraz by wpadł.
Wszelkie sprzęty, meble i inne rzeczy, które niegdyś ustawione tu były w, miłym dla oka, porządku - leżały zniszczone na ziemi. Niemalże wszystkie szyby w witrynach sklepowych zostały stłuczone. Rozczłonkowane manekiny, a raczej ich części - walały się po podłodze, tak samo jak zniszczone ubrania, zabawki, biżuteria, resztki jedzenia... Wszystko to, zmieszane było z zaschnięta krwią i łuskami po nabojach.
— Co za piekło — szepnął Sasuke, podchodząc do maszyny z napojami.
— Nic nie dotykajcie — warknął cicho Gaara. — Nie zawaham się was odstrzelić, jak coś złapiecie.
— My ciebie też — zaśmiał się Madara, popychając butem lekko jakieś drzwi. — Nie wydaje mi się, żeby ktoś się tu krył. Tylko idiota siedziałby w takim grobowcu.
— Skoro wierzą, że Bóg to na nich zesłał, to nie wiem, czy warto spekulować nad tym, że są normalni — rzucił Kakashi. — Chyba powinniśmy zejść niżej.
Naruto nie czuł się najpewniej i nie chodziło tu o strach, a o dziwny niepokój, który z każdą chwilą wzrastał. Szedł przez cały czas z karabinem w rękach, wspartym o jego bark, gotowy do odbezpieczenia broni i ani myślał tego zmienić. Stale podążał za chłopakami, próbując wyłączyć umysł na ich rozmowy i skupiał się na tym, co słuszne.
Zatrzymał się nagle, słysząc jakiś stukot. Cichy, stłumiony ale nienaturalny dla opuszczonego budynku. Nastał moment zastanowienia i przyszła ochota na zignorowanie dźwięku, jednak gdy się powtórzył, blondyn rozejrzał się energicznie dookoła siebie. Odnalazł jakieś drzwi, przy których po chwili się znalazł.
— Błagam, niech to będzie jakiś gigantyczny, zmutowany szczur — wyszeptał sam do siebie, zaciskając powieki. Pchnął nogą niegdyś białe, wahadłowe skrzydło i przeszedł przez nie, trzymając palec na spuście broni. — O kurwa... — odetchnął, wypuszczając z siebie powietrze.
Przejście wyprowadzało na spowity ciemnością korytarz. Nie miał zielonego pojęcia dokąd prowadził, jednak coś podpowiadało mu, by to właśnie nim się kierować. Podświetlił latarką zacieniowane na białej ścianie miejsce, gdzie znajdowała się drobna, prostokątna tabliczka. Pozłacany napis “MAGAZYNY”, uprzedzony strzałką, wzbudził w nim drobne dreszcze. Szedł w dobrym kierunku, tylko dlaczego sam? Nie był nazbyt odważny, wierzył w nadprzyrodzone rzeczy, ciemność nie była jego sprzymierzeńcem, a na widok krwi robiło mu się niedobrze. Powinien więc jak najszybciej stąd uciekać, tymczasem zachowywał się jak główny bohater horroru, który idzie za ścieżką juchy, w celu sprawdzenia tego, co go zaraz zamorduje, zamiast spieprzać jak najdalej.
Jego spokój zakłócił kolejny łoskot, który tym razem był głośniejszy i wyraźniejszy, wskazując na to, że Uzumaki znajduje się niedaleko niepożądanych dźwięków. Zgasił latarkę i uruchomił noktowizor, zamieszczony na grzbiecie karabinu. Przysunął do niego oko i zaczął cicho i finezyjnie zmierzać do zielonych, metalowych drzwi, znajdujących się na końcu tunelu. Jedno ich skrzydło nie było domknięte. Zatrzymał się przed tym zamkniętym, przymknął powieki, wziął głęboki wdech po czym wsunął się do pomieszczenia. Nieprzyjemna woń pleśni, stęchlizny i gnijącego mięsa, uderzyła w jego nozdrza, gdy znalazł się w gigantycznym, obszernym magazynie. Wydał z siebie cichy pomruk, gdy przełknął żółć, podchodzącą mu do gardła. W życiu nie czuł takiego zapachu, poza wyjazdem do Afganistanu, gdzie razem z Shikamaru i Choujim, w jednym z opuszczonych hangarów znaleźli zmasakrowane zwłoki sześcioosobowej rodziny.
— Hmpff... — wydusił z siebie, gdy do głowy uderzyła mu myśl, że zaraz zastanie to samo.
Gigantyczne półki, przypominające rusztowania, leżały powywracane na ziemi, tonąc w kartonach i kilometrach poplątanej folii bąbelkowej. Spostrzegł, że w suficie znajduje się kilka świetlików, które przykrywały warstwy liści i błota. Mimo to, dopuszczały do pomieszczenia znikome światło, a od jednego z nich ciągnął się ciepły, pomarańczowy refleks, który posiadał swój koniec na ziemi, gdzieś pomiędzy tym całym bałaganem.
Blondyn zastanawiał się czy ruszyć w tamtą stronę, bo nasilający się zapach fekaliów robił się zabójczy. Nie chroniła go już bandana i naciągnięty na nią materiał szarej bluzy, kryjącej się pod kamizelką. Z drugiej strony, jeżeli sprawdzi dokładnie ten magazyn, nie będzie musiał tu wracać po raz drugi z chłopakami. Westchnął głośno i ruszył przed siebie. Zaczął przeciskać się między wszystkimi rupieciami, coraz bardziej żałując podjętej przed chwilą decyzji. Dźwięk bzyczenia, wskazujący gniazdo, pełne wściekłych szerszeni, jeszcze bardziej zniechęcał go do dalszej wędrówki. W duchu wmawiał sobie, że już niedługo będzie z powrotem w dystrykcie, w którym nie śmierdzi gównem, weźmie prysznic i pójdzie spać. Nie wiedział tylko ile jeszcze czeka go przed tym powrotem…
— O kurwa! — warknął, stawiając szybki krok do tyłu. Potknął się o metalową rurkę i w ostatniej chwili złapał równowagę.
Smuga światła dochodząca ze świetlika, niczym promień słoneczny, padała na piętrzącą się stertę, przynajmniej, dwudziestu ciał. Wodził wzrokiem po wykrzywionych w przedśmiertnym bólu twarzach. Kobiety, mężczyźni, dzieci... Sińce na ramionach, szyjach; rany cięte. Na szczycie leżało dwóch żołnierzy z poderżniętymi gardłami. Czuł jak całe jego ciało odrętwiało po same czubki palców. Spojrzenie błękitnych oczu zatrzymało się na twarzy faceta, z którego oczodołów wypełzały białe larwy much. Zwrócił się energicznie za siebie, zerwał z nosa bandanę, cofnął ramiona do tyłu i obficie zwymiotował, chwiejąc się niebezpiecznie.
— Co za pierdolone gówno! — wychrypiał, czując jak niekontrolowane łzy zatrzymują się na granicach powiek. Zerknął kątem oka na zwłoki i próbował odnaleźć między nimi zarażonych. Nie było ich tam... Wszystko wskazywało na zwykłe barbarzyństwo.
Przez głowę przeszło mu , że górne partie tutejszego zarządu chciały się pozbyć cywili, którzy może byli świadkami jakiś dziwnych czynów, sytuacji. Chorobą tych czasów jest nienawiść i egoizm, a chronienie własnej dupy stawia się na pierwszym miejscu, może miał rację?
Pochylał się nadal nad ziemią, czując, że powtórzy manewr z torsjami, jednak wszystko cofnęło się z powrotem do żołądka, gdy usłyszał odbezpieczającą się broń. Wyprostował się i zwrócił wzrok w odpowiednim kierunku. Za ciałami rysowała się jakaś pokaźna sylwetka, a światło obejmowało tylko matową czerń pistoletu, skierowanego prosto w niego.
Zawahał się przez chwilę, myśląc, że to któryś z chłopaków, ale przypomniał sobie, że w ich wyposażeniu nie było zwykłych klamek. Zaczął bardzo wolno kierować lewą dłoń, do trzymanego karabinu, chcąc go dobrze chwycić i móc zatrzymać lufę na odpowiedniej wysokości, do zabicia napastnika. Nim jednak to zrobił, usłyszał za sobą świst powietrza, a następnie niesamowity ból kości ogonowej. Runął na kolana, broń upadła na ziemię, a on sam zaczął przypominać sobie treść pacierza, którego nie odmawiał latami. Odwrócił głowę w bok, a kątem oka zlustrował swoich oprawców. Jeden z dwojga mężczyzn, ciemnoskóry - zarzucił na bark pokryty zaschniętą krwią kij bejsbolowy, którym przed chwilą go uderzył i pokazał mu niepełny szereg pożółkłych zębów.
— No, nie spodziewałem się, że armia tak szybko przyśle nam kolejne mięsko — mruknął szatyn, stojący obok sportowca. — Czego tu szukacie?
— Domyśl się, pojebie. — Naruto fuknął na niego, po czym wskazał brodą na ciała, trzymając dłonie na wysokości głowy, w akcie poddania się. — To wasza sprawka?
— No popatrz Dann — prychnął posiadacz kija. — Widać, że to to nawet nie miało styczności z tym całym piekłem. Nie wiesz, jak wyglądali zarażeni, by nas o to pytać?
— Dlaczego zamordowaliście tych ludzi? — Uzumaki szarpnął się, gdy szatyn złapał go za kurtkę i oderwał od ziemi.
— Nie wasz interes — syknął mu w twarz,
Po raz kolejny miał ochotę zwymiotować, tym razem przez odór wydobywający się z jamy ustnej wroga, ale uznał, że zachowa resztki taktu i się powstrzyma.
— Czy mnie teraz zabijecie, czy nie - i tak wpadniecie w ręce wojska — rzucił blondyn. Nic go tak nie irytowało jak to, że ktoś obcy go dotyka i do tego szarpie. Miał ochotę odstrzelić mu jaja. — Czemu to robicie? Czemu nie chcecie poddać się kwarantannie i zacząć żyć normalnie, jak kiedyś?
— Normalnie? — Szatyn dosłownie opluł lewy profil Naruto, na co chłopak zareagował agresywnym ruchem głowy, jednak nie udało mu się uderzyć nią intruza. — Wy pieprzeni amerykańce, sterczący nam nad głowami dwadzieścia cztery godziny na dobę... Co w tym normalnego?
— Zostaliśmy tu przysłani dla waszego dobra i nie na zawsze... — Chłopak próbował uspokoić oddech. — Pytam po raz ostatni, czemu zabiliście tych ludzi?
— Myślisz, że dlaczego Bóg to na nas zesłał? — Bejsbolista kiwał swoim kijem jak wahadłem i palił papierosa.
— Bóg? Bóg kurwa? — Blondyn poczuł, jak zalewa go krew. — Nie Bóg, tylko trójka pseudo obrońców zwierząt! Skretyniali nastolatkowie z przepalonymi ziołem umysłami, którzy uwolnili swoje kochane szympansy, które powygryzały im z szyi tętnice. Dziwne pojęcie wiary, jak i zaburzony system bóstwa. Co z wami jest, kurwa, nie tak?!
— Stwórca doszedł do wniosku, że ten świat musi się skończyć. — Mężczyzna zupełnie zignorował jego słowa. — Dlatego to wszystko się dzieje. Ale oni wszyscy poginęli... Wy ich powybijaliście. Musimy dokończyć plan boży, który został nam zapisany.
Naruto obserwował go, wykrzywiając usta w chińskie osiem.
— Popierdoliło was? — spytał nagle, czując jak jego ciało zadrżało. — Popierdoliło — przytaknął sam sobie.
— Bóg was ukarze! — Szatyn po raz kolejny nim szarpnął, co poskutkowało nieoczekiwanym zapłonem Uzumakiego.
Blondyn wyrwał się, prędko nachylił, chwycił karabin, wsparł go na barku i przyłożył zimną lufę do czoła Danna, oddychając wściekle.
— To was trzeba powybijać — wydyszał, mając ochotę go zabić. Zerwał jednak broń do bejsbolisty, który natarł w jego stronę. — Jeszcze krok, a cię odstrzelę i nie będziesz już miał szansy spełnić woli boskiej.
— Naruto! — Słysząc głos Madary, poczuł jak jego spięte od dziesięciu minut mięśnie, delikatnie się rozluźniły. Chciał już zwrócić się w kierunku nadchodzących przyjaciół, jednak usłyszał wystrzał, a po chwili jego lewe ramię poleciało ku dołowi. Rozrywający ból rozpromienił się do dłoni i obojczyka, gdy kula rozerwała jego skórę. — Kurwa! Zapomniałem o tobie, śmieciu! — wrzasnął, przypominając sobie o mierzącym do niego z początku mężczyźnie, gdy chwytał za ranę.
— Stać! Nie ruszać się! — Kakashi i Gaara wypadli z ciemności, celując do strzelającego i Danna.
Madara stanął tuż za bejsbolistą, wyrwał mu z ręki kij i odrzucił go za siebie. Mężczyznę sprowadził brutalnie do ziemi. Miny chłopaków nie różniły się niczym od twarzy Naruto, gdy po raz pierwszy spostrzegł piętrzącą się śmierć, w formie ciał cywilów.
— Jezu Chryste... — Uchiha przeżegnał się i przełknął głośno ślinę, po czym zwrócił wzrok na Uzumakiego. — Oni to zrobili?
— Tak... — syknął blondyn, doglądając rany. Kula przeleciała na wylot. Wiedział, że jak najszybciej musi się udać do szpitala. Otworzył szeroko oczy i przeniósł wzrok na obserwującego go, szarowłosego przyjaciela. — Po ilu sekundach powinienem stać się żądnym krwi, skurwysynem?
— Już powinieneś nim być — zakomunikował Gaara, zakładając kajdanki na nadgarstkach szatyna.
— Dave, zabij ich! — Ciemnoskóry wrzasnął, mimo przyciskanej do betonu twarzy.
Mężczyzna kryjący się w ciemnościach skierował lufę prosto w Kakashiego, nim jednak zdążył strzelić, po magazynie rozszedł się cichy wystrzał z tłumika, a wróg upadł na ziemię.
— Ha! Mam go! — krzyknął triumfalnie Sasuke, który pojawił się znikąd.
— Co za idiota! — ryknął Kakashi, dobiegając do zastrzelonego. Nie wyczuł pulsu, poderwał się na nogi i pospiesznie skierował w stronę młodszego bruneta. — Kto ci kurwa kazał strzelać, kretynie!
— Uratowałem ci dupsko! — Zbuntował się chłopak.
— Kazał ci ktoś?! Mieliśmy nikogo nie zabijać! — Hatake chciał rzucić na ziemie karabin, by wolnymi rękoma zatłuc znienawidzonego gnojka.
— Kakashi ma rację, mogłeś strzelić w nogę, ramię. W cokolwiek, byleby nie zabijać. Powtarzałem wam to kilka razy — wtrącił Gaara.
Uchiha mruknął coś pod nosem i zbliżył się do swojej ofiary. Kakashi podszedł do blondyna i podświetlił latarką ranę, z której sączyła się krew. Przyjrzał się jej, cmoknął ustami i spojrzał na bladą twarz Uzumakiego.
— Rozbieraj się — nakazał.
— Co?! — Chłopak mocno się oburzył i wyrwał mu z dłoni ramię. — Słuchaj stary, lubię cię, ale dziś wyjątkowo nie mam humoru na pedaliadę.
Zerknął na swoją dłoń, na której znajdowało się sporo rubinowej cieczy i pobladł, czując jak zaczęło kręcić mu się w głowie.
— No zdejmuj kamizelkę i bluzę, trzeba ci to prędko zdezynfekować i zabandażować. — Hatake stał się stanowczy i nie miał zamiaru dać za wygraną.
Od kiedy Uzumaki trafił z nim do jednego plutonu, miał wrażenie, że szarowłosy dba o niego lepiej, niż jego własna matka, zanim przegrała walkę z rakiem. Choć miał wrażenie, że żadna kobieta na tym świecie po prostu nie mogła być bardziej upierdliwa i nadopiekuńcza niż Kushina, coraz częściej miał ochotę obarczyć tym mianem starszego przyjaciela.
— NIE, DZIĘKI — fuknął obrażony. — Przeżyję, wolę żeby lekarze się tym zajęli.
— Ale ty mi dzisiaj działasz na nerwy — mruknął Kakashi, po czym zajął się sobą.
— Dobra, wynośmy się stąd. — Gaara dźgnął karabinem w plecy swoją ofiarę, a ta ruszyła w kierunku wyjścia.
Choć spędzili tu sporo czasu i ich węch trochę przyzwyczaił się do fetoru zgnilizny, to nadal było to nie do wytrzymania. W pośpiechu opuścili magazyn, wyprowadzając z niego dwojga pojmanych rebeliantów. Przemknęli prędko przez ciemny korytarz, wyszli na dziedziniec galerii i skierowali się w stronę wyjścia.
— Naruto, ręczę na swoje zamiłowanie do zabijania, że jeżeli jeszcze raz, znikniesz ot tak, bez słowa, to własnoręcznie cię zabiję. — Madara prowadził ciemnoskórego mężczyznę, paląc fajkę i spoglądając co chwilę na młodszego kolegę.
Naruto podrapał się po karku zdrowa ręką i uśmiechnął się do niego. Nie było mu wcale do śmiechu. Czuł się coraz gorzej, przez osłabienie spowodowane utratą krwi i młynem w głowie, powstałym przez smród i wydarzenia.
— To chyba niesubordynacja, co? Pułkowniku? — Sasuke usilnie chciał zaszkodzić Hatake lub Uzumakiemu, ale otrzymał odwrotny skutek.
— Stul pysk — warknął szarowłosy.
— To nie Naruto się jej dzisiaj poddał, tylko Ty — odparł spokojnie Gaara. — Będziesz mieć okazję na zapoznanie się z karą, której tak ciekawy byłeś.
Kończąc satysfakcjonujące Kakashiego zdanie, przeszedł przez wejście marketu, na którego miejscu znajdowały się kiedyś ruchome drzwi. Naruto wyszedł ostatni i bardzo szybko przestał myśleć o zajęciach na wolny wieczór, gdy poczuł na lewej skroni lodowatą lufę pistoletu.
— Więc jednak jest was troszkę więcej — mruknął cicho Madara, rzucając peta obok prawego buta.
Wejście budynku otaczało około dziesięciu bożych buntowników, którzy mierzyli do nich z oczywistym zamiarem eliminacji intruzów. Naruto poznając wcześniej ich cele, wiedział, że nie zawahają się wyrżnąć jego oddziału jak świń. Mimo to nawet nie drgnął, chociaż adrenalina spowodowała, że odzyskał siły, a nadchodzące omdlenie cofnęło się do swojej nory.
— Zabili Davea... — odezwał się ciemnoskóry, spoglądając na swoich współpracowników. — Nie miejcie dla nich litości.
Chłopcy unieśli ramiona w górę, w geście kapitulacji, chociaż wiedzieli, że i tak są na przegranej pozycji. Mogli zacząć uciekać, ryzykując tym samym... Przecież i tak mieli zaraz umrzeć. Umysł Naruto zaczęła obejmować czarna wizja śmierci. Odstrzelony przez chorych ludzi, którym chcieli pomóc. Na zupełnym pustkowiu, w martwym Londynie, z towarzyszami broni pod opuszczonym supermarketem. Wiedział, że wstępując do wojska podpisuje w jakiś sposób deklarację na to, że umrze jako honorowy bojownik w imię lepszej przyszłości, ale nie tak sobie ten koniec wyobrażał.
Kilkoro mężczyzn uniosło do góry lufy swoich broni i najwidoczniej nie mieli zamiaru czekać na nic. Gotowi do strzałów, wymierzyli prosto w głowy chłopaków. Naruto czuł, jak jego oprawca przyciska do głowy broń, uciskając w ten sposób jakiś nerw. Zaciskał zęby tak mocno, że drętwiała mu szczęka. Zastanawiał się, czy zrobił wszystko co zrobić miał w swoim życiu, by odejść spokojnie. Doszedł do konkretnego wniosku. Nie zrobił w sumie nic. Spojrzał w górę i przebiegł wzrokiem po granatowym niebie, zasypanym białymi punktami.
— Rzucić broń! — Zadrżał, gdy usłyszał wrzask jakiegoś mężczyzny.
Wypuścił z płuc powietrze, dopiero, gdy gnat stojącego obok niego faceta uderzył z łoskotem o beton. Światła latarek delikatnie wszystkich oślepiały, drażniąc zmęczone ciemnością oczy.
— Gdzie teraz jest wasz Bóg? — mruknął Hatake, wymijając buntowników.
Okazało się, że Gaara zdążył powiadomić resztę oddziałów o ich położeniu i potrzebie pomocy przy możliwych kłopotach. Umundurowani kompanii otoczyli rebeliantów, a niecałe pół godziny później blondyn ponownie zajmował miejsce między Kakashim, a Sasuke który wyraźnie bał się powrotu do bazy.
— Czuję ten smród na sobie. — Madara stukał knykciami o szybę samochodu, za którą kryła się tylko ciemność pozbawionego prądu miasta.
— Taaa, prysznic to pierwsze, co mnie czeka po wejściu do mieszkania — wydukał szarowłosy
— Ja pierwszy! — oburzył się Uzumaki, dzielący z nim pokój. — Przeżyłem więcej od ciebie!
— Jestem starszy — odburknął, krzyżując ramiona na piersiach.
— Naruto — wtrącił Gaara, spoglądając na niego w lusterku — pierwsze, co czeka ciebie, to szpital.
Blondyn zerknął na ramię. Odsłonił ranę, którą skrywał pod prawą dłonią, jednak niewiele mógł dostrzec w ciemnościach. Chociaż bardzo nie chciał tam iść, wiedział, że to konieczne. Westchnął głośno i pocieszył się myślą, że wraca do dystryktu, wolnego od bandy psycholi.
***
Madara i Gaara z racji tego, że musieli odwiedzić szpital i załatwić w nim kilka spraw - odprowadzili do niego Uzumakiego. Starsza pielęgniarka wprowadziła blondyna do niewielkiej sali zabiegowej i kazała mu się rozebrać, od pasa w górę, po czym wyszła. Stanął na środku pomieszczenia i z bezradnością popatrzył najpierw na obolałe, zranione ramię, a następnie na okno. Każda przechodząca przez korytarz osoba, mogła ze spokojem go oglądać, a niekoniecznie miał na to jakikolwiek nastrój.
— Szlag — syknął, zsuwając z siebie ostrożnie kamizelkę.
Odwrócił się tyłem do wejścia i zaczął walczyć z bluzą. Po chwili odwiesił na krzesło szarą koszulkę i zwrócił się z powrotem do drzwi. Zachłysnął się powietrzem, spostrzegając w wejściu wysoką blondynkę. Może nie byłoby to tak szokujące, gdyby nie rozmiar jej piersi i to, że z uwagą go obserwowała.
— No, no — cmoknęła i zamknęła za sobą drzwi. — Dawno nie było u mnie takiego ładnego ciałka.
Uzumaki wciągnął po raz kolejny powietrze, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy — rzuciła, kładąc na stoliku, nie wypełnioną jeszcze kartę pacjenta. — Mój boże, to twoja pierwsza blizna?
— Nie. — Uśmiechnął się, czując bijącą od kobiety sympatię. — Miałem tyle szczęścia, że jak już obrywałem, to po nogach.
— Czym się chłopcze zajmujesz? — spytała, wskazując dłonią na łóżko.
— Snajper — odparł, siadając grzecznie na miejscu. Oprócz sympatii, odczuwał jeszcze dziwny respekt.
— Trzeba będzie szyć — szepnęła, doglądając rany. Zmrużyła oczy i odeszła od niego, w celu przygotowania potrzebnych rzeczy. — Życzysz sobie. słoneczko, znieczulenie?
— Może dam radę. — Machnął zdrową ręką. — Skoro przeżyłem liczne postrzały, to i szycie przetrwam.
Przysunęła do łóżka metalowy stolik na kółkach, na którym wszystko sobie rozłożyła i popatrzyła ze zdziwieniem na blondyna. Obserwował jej identyfikator, który wystając z kieszeni - ujawniał jej imię.
— Czegoś nie rozumiem... — mruknęła, zakładając rękawiczki. Po chwili zaczęła oczyszczać ranę. — Mówisz tak, jakbyś nigdy nie był szyty. A skoro…
— Byłem. Za każdym razem — prychnął. — Problem polega na tym, że na widok tryskającej krwi, mdlałem i dawali mi znieczulenie bez mojej zgody.
— Wojskowy? Mdleje na widok krwi? — zaśmiała się, wyciągając z opakowania czystą igłę. — To dosyć niedorzeczne.
— Doskonale o tym wiem. — Próbował się rozluźnić, widząc, jak kobieta przeciąga już nić chirurgiczną, przez oczko igły. — Lekarze na badaniach stwierdzili u mnie hemofobię, jednak mój wujek doskonale wiedział, że mam wrodzony talent i niesamowicie dobre oko. Wkręcił mnie do wojska, mimo tej przypadłości i teraz jestem tu. — Ostatnie słowa wysyczał, gdy kobieta przeciągała właśnie po raz pierwszy nić przez jego skórę. Było to bardziej nieprzyjemne, niż same przebijanie się igłą.
— I co? — spytała cicho, skupiając się na swojej robocie. — Ogień zwalczajmy ogniem... Uodporniłeś się trochę?
— Można powiedzieć, że tak. — Zacisnął palce na pościeli, nie chcąc dać po sobie poznać, że jednak odczuwał szycie i nadal bolącą ranę. — Teraz tylko kręci mi się w głowie... Może kiedyś wygram z tym ostatecznie.
— I tak cię podziwiam — westchnęła. — Bycie snajperem skazuje na zabijanie... Miałeś już jakieś zlecenia?
— Ja... — Dziwnie się poczuł. Nikt nigdy nie patrzył na to z tej strony, nawet on sam. Czy może uznawać się za bezwzględnego mordercę? A może powinien usprawiedliwiać się przed samym sobą, że zabijał w słusznej sprawie? Eliminował złych ludzi…
— Nie bój się chłopcze. — Wyrwała go z zastanowienia i spojrzała mu w oczy. — Powiedz mi, ilu ludzi już zabiłeś?
— Nie wiem... — szepnął i wbił wzrok w podłogę. — Nie jestem w stanie tego policzyć. Grubo ponad dwieście…
— Hmm... — zadumała. Zaczęła kontynuować szycie, przygryzając wargi. — Ile masz lat?
— Dwadzieścia sześć…
— To niezły wynik... — odparła, przeciągając nić po raz ostatni. — Pewnie myślisz, że jesteś złym człowiekiem? Nie powinieneś. — Chłopak podniósł na nią wzrok i nie ukrywał zdziwienia. — Zabijałeś złych ludzi, słońce. Ratowałeś tym samym niewinnych. Wiem, że to nie jest najlepszy sposób na usprawiedliwienie, ale taka jest prawda. Naturalna selekcja, przetrwają lepsi, silniejsi i mądrzejsi. Spełniając ostatnie, nie byłoby się celem, czyż nie? — Przy ostatnich słowach przecięła nić nożyczkami. Spojrzała na chłopaka i zlustrowała jego ciało, tak samo jak na początku. — No, możesz już schować to ciałko, chociaż według mnie, powinieneś paradować tak po dystrykcie.
Rozbawiony blondyn, chciał już coś odpowiedzieć, jednak coś dziwnego odebrało mu mowę. Stał po środku sali, półnagi, eksponując swoje umięśnione, wyrobione przez lata ćwiczeń ciało i z niedowierzaniem spoglądał na okno. Po jego drugiej stronie, z jeszcze mocniej zdziwioną miną, skrytą pod purpurową powłoką wstydu, zatrzymała się różowowłosa. Całe ciało ogarnęło odrętwienie, a umysł wpadł w panikę.
Zielone oczy, badały bardzo dokładnie, każdy skrawek jego brzucha, a jaśminowe usta, były delikatnie rozchylone, wskazując na nie lada zachwyt. Podniosła w końcu wzrok na jego zawstydzoną buzię i uśmiechnęła się ciepło, uciekając spojrzeniem w bok. Prawy kącik jego ust, zawadiacko uniósł się ku górze. Przeciągnął przez głowę koszulkę i posmutniał, widząc, jak dziewczyna po raz kolejny porywana jest gdzieś przez Shimurę. Miał ochotę go odstrzelić. Dosłownie.
— Musimy wypełnić kartę i już cię wypuszczam — mruknęła blondynka, pochylając się nad biurkiem. — Imię i nazwisko?
— Naruto Uzumaki — odparł, siadając z powrotem na łóżku. Wciągnął na siebie bluzę i wziął do rąk kamizelkę.
— Uzumaki... Naruto... 26 lat... — mamrotała. — Mogłeś od razu mi się przedstawić — prychnęła.
— Kojarzy mnie pani? — zdziwił się.
— Pewnie, że tak. — Uśmiechnęła się, odhaczając poszczególne kwadraciki na karcie. — Mało kto cię nie zna... Najlepszy snajper w dystrykcie, jak nie na świecie, cooo? — Mrugnęła do niego okiem, a ten w odpowiedzi zmrużył głupkowato powieki. — Gaara bardzo cie zawsze zachwalał. Przypadłeś mu do gustu. — Widząc jego minę, roześmiała się radośnie — Nie o taki gust mi chodzi. Spokojnie, porucznik Sabaku ma żonę i dziecko w drodze.
Chłopak odetchnął i wypełnił z kobietą resztę dokumentacji. Następnie umówili się na za tydzień, na kontrolę, wplatając w to zwykłą pogawędkę.
— Dziękuję, pani Tsunade. — Uśmiechnął się, podchodząc do drzwi.
— Słuchaj, nie masz za co dziękować. Dla mnie była to czyta przyjemność, Naruto. — Zachichotała. — Do zobaczenia!
Skinął jej głową i wyszedł na korytarz. Rozejrzał się w nadziei, że gdzieś tu znajduje się różowy punkt, jednak go nie dostrzegł. Zrezygnował i ruszył w stronę wyjścia.
— Mam jeszcze dużo czasu, będzie nie jedna okazja na to, by ją poznać... Nie ucieknie mi — wyszeptał sam do siebie.
***
— Piwo? — zdziwił się Uzumaki.
— Piwo — odparł Kakashi. — Razem z Madarą doszliśmy do wniosku, że nam się należy.
Szarowłosy leżał na swoim łóżku, a na jego klatce piersiowej spoczywała jakaś książka, której blondyn jeszcze do tej pory nie widział. Przez chwilę miał wrażenie, że to wyjście nie jest mu na rękę. Chciał odpocząć, tymczasem znając możliwości starszego Uchihy - już teraz wiedział, że na piwie się nie skończy.
— A jak będziemy potrzebni? — zwątpił, siadając w fotelu.
— Naruto, mało nas tutaj? — Mężczyzna podniósł się zamaszyście i zsunął się na brzeg łóżka. — Mamy prawo do wolnego co jakiś czas.
— No dobra, wezmę tylko prysznic — mruknął, stając na nogach.
Po niespełna piętnastu minutach opuścił łazienkę. Ubrał bojówki i swoją ulubioną, czarną bluzę, którą przeciągnął przez głowę i ponownie spoczął w fotelu, by włożyć na nogi trampki. Swoje lokum opuścili po godzinie dwudziestej pierwszej i skierowali się do pubu, zgarniając po drodze Madarę.
Gdy weszli do baru, uderzyła w nich woń browaru, ciepłe powietrze i rumor, dochodzący z większości zajętych stolików. Ekran sporej plazmy, zawieszonej na jednej ze ścian, emanował głównie zielonym kolorem murawy, na której rozgrywał się emitowany mecz Niemiec z Francją. Uchiha odnalazł stolik, ulokowany pod przeciwległą ścianą i poprowadził tam chłopaków.
— To co, po małym na początek? — rzucił brunet, przewieszając bluzę przez swoje krzesło.
— Owszem. — Kakashi klapnął otwartą dłonią w blat stolika i zsunął się na krześle, rozglądając jednocześniepo wnętrzu pubu.
— Ja tylko piwo — mruknął Uzumaki, widząc jak Uchiha przenosi swój pytający wzrok na niego.
— Pewien?
Skinął do niego zgodnie głową i wbił wzrok w stolik, gdy mężczyzna odszedł w stronę baru, gdzie czekała na niego jego ulubiona barmanka.
— Jakiś dziwny dziś jesteś, naprawdę — bąknął szarowłosy, nawet nie patrząc na przyjaciela. — Powiedz o co chodzi, a nie robisz z siebie... To.
— Kakashi, nic mi nie jest — odparł, podnosząc na niego błękitne tęczówki. — Czuję się trochę nieswojo i to tyle. Mało ostatnio sypiam, potrzebuję odpoczynku... Nie zabawię z wami długo.
— Jak uważasz... — Hatake splótł dłonie pod brodą, wsparł się łokciami o stolik i wlepił wzrok w telewizor.
— Musze ją kiedyś złapać po godzinach — rzucił Madara, gdy postawił na blacie dwie, pełne setki. — Zaraz przyniesie piwo, musieli wymienić beczkę.
— W porządku — prychnął blondyn.
Browar pojawił się po chwili. Wznieśli cichy toast za udany wieczór i pogrążyli się w swoim towarzystwie, nie dopuszczając do niego nikogo z zewnątrz, oprócz koleżanki Uchihy. Naruto w miarę upływającego czasu i alkoholu, zapominał o trapiącym go, nieznanym uczuciu. Po jakiś dwóch godzinach jego uwaga, skupiona na kolegach została zburzona, gdy wzrok przeniósł się na drzwi wejściowe. Otwierały się dosyć często, jednak dopiero tym razem, przeszedł przez nie znany mu mężczyzna, który sposobem chodzenia dał mu do zrozumienia, że musiał być po kilku szybkich.
— Madara, kończę zaraz... — Głos barmanki zadzwonił mu w głowie. Stanęła między nim, a brunetem, stawiając blondynowi i Kakashiemu nowe piwa. — Chcesz odprowadzić mnie do domu? — Mrugnęła porozumiewawczo okiem, do mężczyzny, który właśnie dopijał swój napój.
Otworzył szerzej swoje czarne oczy, gdy szklanka znajdowała się jeszcze przy jego nosie, ale po chwili opanował zmysły, odstawił szkło na stolik i spojrzał na rudowłosą, lustrując ją niekontrolowanie od góry do dołu.
— Koniecznie — odparł, z dziwnym oburzeniem w głosie. — Jeszcze ci się coś stanie... — Puścił oko blondynowi.
Chyba mu zazdrościł. Może nie był typem babiarza i nie kręciło go sprowadzanie sobie kobiet na jedną noc, ale miał dosyć tego, że gdy spodobała mu się jakaś dziewczyna - średnio mu wychodziło z odnalezieniem wspólnego języka. Różowowłosa działa na niego inaczej. Była osobą, dla której chciało mu się coś zmienić. Tylko dlaczego, skoro jej nie znał?
Madara, niedługą chwilę później, opuścił pub z barmanką, a chłopaki zostali z pełnymi szklankami piwa i zastanawiali się, co ze sobą zrobić.
— Ty... — Kakashi trzymał przy twarzy szklankę, od której odsunął palec i wskazał nim na stolik niedaleko — To nie ten ojciec tych szczeniaków?
— Tak — odparł, sprawdzając czy wskazuje na odpowiedniego faceta. — Wszedł tu jakiś czas temu... Już zaprawiony, przynajmniej tak mi się wydaje.
— Smutny człowiek — westchnął szarowłosy.
Yamato siedział sam, z do połowy wypełnioną whiskey szklanką i wbijał wzrok w blat stolika. Miał niesamowicie napuchnięte i sine powieki, a z miejsca w którym siedzieli, mogli spokojnie dostrzec świeżo zasklepione rany na kostkach dłoni.
— Chyba chciał sobie ulżyć — zauważył mężczyzna.
— Idziemy do niego? — spytał blondyn, zerkając na Tenzou. — I tak mieliśmy się zwijać, dopijemy z nim, zagadamy. Może poprawimy mu humor.
— Co mam do stracenia... — bąknął w odpowiedzi i podniósł się z krzesła, biorąc ze sobą kufel.
Naruto wciągnął na siebie bluzę i poszedł w jego ślady. Po chwili znajdowali się już przy wyznaczonym miejscu i wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami, gdy mężczyzna nie zwrócił na nich uwagi.
— Witam, pan Tenzou, tak? — mruknął blondyn, nachylając się nad szatynem.
— Taa, to ja — wybełkotał w miarę zrozumiale, chwilę po tym jak na nich popatrzył. — Stało się coś?
— Możemy się dosiąść? — Szarowłosy rzucił bez ogródek.
— Tak... Tak, pewnie. — Wskazał ręką na jedno z krzeseł.
— Tak samemu pić? — Uzumaki zaśmiał się cicho i cpyknął palcem w szklankę mężczyzny.
— Czasami przychodzą takie wieczory, kiedy ma się dość ludzi — westchnął.
— Jeżeli to jakaś aluzja, to możemy spadać. — Kakashi cofnął delikatnie do tyłu głowę.
— Nie, nie... Nie o to chodzi. — Yamato machnął ręką i złapał w nią szklankę. — Obcy mi nie przeszkadzają…
— Dzieciaki męczą, co? — Naruto złapał łyka piwa i rozejrzał się po lokalu. — Może nam pan powiedzieć, co im odbiło?
— Od urodzenia mieszkaliśmy w tym domu... Wie pan, to dzieci... Ich zabawki, cenne przedmioty... Nie rozumiały powagi sytuacji, myśleli, że odebrano im to wbrew woli, nie dla ich dobra... — Zerknął na blondyna, który skinął ze zrozumieniem głową. — One tego nie rozumieją, nie widzieli tego…
— A ty widziałeś? — Naruto uniósł brew do góry, zastanawiając się, kiedy umnęło mu to, że Kakashi i ten typ przeszli na ty.
— Tak — odparł krótko. Chwilę obserwował lód w szklance, którym delikatnie kręcił. — Niestety tak…
— Możesz opisać, jak to wygląda?
Yamato podniósł wzrok na Hatake i przyglądał mu się przez chwilę.
— Poważnie tego nie widzieliście?
— Tylko na zdjęciach, filmach... — westchnął Naruto.
— Uwierzcie mi — szepnął. — To ostatnia rzecz, jaką chcecie w życiu zobaczyć.
Chłopcy widząc, że pogarszają stan zaczęli zmieniać temat i próbować obrócić jakoś sytuację w choć trochę sympatyczniejszą, na czym zeszła im kolejna godzina. Naruto poczuł w końcu, że pójście do łazienki stało się bezprecedensową koniecznością, więc grzecznie przeprosił i skierował się w stronę WC. Nie lubił kibli w takich miejscach, ale ten mu nie przeszkadzał. Naprawdę o wszystko tutaj dbano i mało czym trzeba było się martwić.
Trochę plątały mu się nogi, z twarzy nie schodził głupkowaty uśmiech, a racjonalne myślenie było już zaburzone. Podszedł do zlewu i spojrzał na swoje odbicie, w którym dostrzegł potargane, jasne włosy i zmęczone oczy. Odkręcił dopływ wody i umył dłonie. Nie omieszkał jednak zwilżyć chłodnym płynem twarzy. Wytarł ją w koszulkę, którą miał pod bluzą, przeczesał włosy i zorientował się, że w łazience spędził prawie dziesięć minut. Zamykając za sobą drzwi, zastygł w bezruchu, słysząc agresywne szurnięcie krzesłem, po którym nastąpił jego upadek. Nie miał pojęcia, dlaczego, ale czuł, że to Kakashi. Zerwał się do biegu i wpadł na salę, pełną podnieconego na myśl o bójce, tłumu. Nie pomylił się.
— Nie! — wrzasnął, widząc, jak jego przyjaciel trzyma Yamato za materiał bluzy i wymierza mu prawą ręką cios prosto w twarz. Nim zdążył zerwać się z miejsca, by go powstrzymać, pięść szarowłosego udała się w prędką drogę, nieprecyzyjnie uderzając na koniec w lewy łuk brwiowy szatyna. — Kurwa mać!
Hatake rzucił na podłogę rozlazłym ciałem pijanego Tenzou i najwyraźniej miał zamiar kontynuować okładanie jego twarzy, gdy przełożył nad nim nogę i ponownie złapał go za ciuchy. Naruto wpadł w niego jak pocisk, przez co uderzyli o ścianę.
— Pokurwiło cię do reszty?! — syknął, prosto w twarz Kakashigo, gdy zaciskał palce na kołnierzu jego kurtki. Dociskał go do drewnianej boazerii i ani myślał puścić, póki mu się nie wytłumaczy. — Czemu to zrobiłeś?! Kurwa! Jeżeli ktoś to widział, to cie wypieprzą imbecylu!
— Proszę opuścić lokal, natychmiast! — krzyknęła czarnowłosa barmanka. — To nie miejsce na takie potyczki!
— Przeproś go i idziemy, już! — Naruto nie sądził, że kiedykolwiek będzie się tak zwracać do starszego od siebie o tyle lat, mężczyzny. — KAKASHI!
— Zabiję pieprzonego śmiecia! — warknął, szarpiąc się.
— Kurwa — wycedził przez zęby. Włożył rękę do kieszeni, wyjął z niej dwa banknoty i położył na stoliku, nie czekając na resztę. — Przepraszam za niego — jęknął, rzucając ostatnie spojrzenie przerażonemu Yamato, który krwawił.
Pociągnął szarowłosego za sobą. Wiedział, że jeżeli nie będzie go trzymać za bety, to ten się wróci i dokończy swoje. Dosłownie wyrzucił go przed bar, na ciemną, nieoświetloną ulicę i wylazł za nim, chętny do tego, by samemu pogruchotać mu kości.
— Co w ciebie znowu wstąpiło?! — wrzasnął, unosząc do góry ramiona.
— Wiesz, co ten skurwiel zrobił?! — ryknął, wskazując ręką na pub. Wziął kilka głębokich wdechów, podpierając się w bokach. — Sukinsyn wyjęczał, że gdy zainfekowani zaatakowali dom, w którym się ukrywali, stchórzył i uciekł! Uciekł, zostawiając żonę samą!
Zmęczone powieki chłopaka otworzyły się szerzej, a dolna szczęka dosłownie, opadła w dół. Nie wierzył do końca w to, co powiedział szarowłosy, jednak wiedział, że ten bez powodu nie mordował by ludzi przy dziesiątkach świadków.
— Teraz rozumiesz? Żonę! — Jego głos zaskrzeczał ze złości. — Kurwa, no nie mogę!
— Wracajmy do mieszkania — mruknął, podchodząc do niego i łapiąc go za ramię. Pociągnął za sobą, po chwili puścił i schował dłonie w kieszeniach. Myślał. Myślał i nie wierzył w to, co jego przyjaciel przed chwilą powiedział. Westchnął głośno…
— No nie powiesz mi, że to normalny człowiek — Kakashi odezwał się po tym, jak unormował wściekły oddech.
— Wiesz... — Blondyn zmrużył powieki. — Nie możesz tak mówić.
— Co? Mam i tobie połamać nos?!
— Zachowujesz się jak heroiczny bohater komiksów Marvela... — Po tych słowach, szarowłosy zamknął usta. — Kakashi, nie wiesz z czym on miał do czynienia... Nie każdy jest żołnierzem. Nie każdy jest nauczony poświęcenia, nie każdy jest odważny. Wiem, jak ważna jest dla ciebie Hanare i młody... Wiem, że choćby nie wiem co - nie zostawiłbyś ich. Ale nie siedziałeś w tym gównie tak jak on, nie żyłeś w ciemnościach, strachu i myśli, że w każdej chwili coś cie rozszarpie. Musisz umieć postawić się na jego miejscu. Sądzę, że między spierdalaniem przed jednym, zarażonym gnojem, a zostaniem okrążonym przez Irakijczyków, istnieje wielka przepaść... I to ten zarażony bardziej cię przerazi.
— Dlaczego go bronisz? — spytał spokojnie.
— Bo próbuję go zrozumieć. Strach zmienia najodważniejszych herosów w... W gówno — westchnął. — W takich momentach często myśli się tylko o sobie. Jest się egoistą, choć może wcale nie chce się nim być. Ratował siebie. Tchórzostwo ratuje życie...
Skasował mi się komentarz, jak chciałam otworzyć w drugim oknie zakładkę "Bohaterowie" T.T
OdpowiedzUsuńJako, że nie ma rozdziału na KakaSaku postanowiłam zabrać się za ten blog. Zdziwiłam się trochę jego tematyką, ale i tak widocznie potrafisz się odnaleźć w każdej, bo napisane cudownie. Pomijając fakt, że trochę się bałam na początku tego opowiadania... I ta muzyka ( II utwór jest w pewnym momencie przerażający XD). Jedno zdanie w tym rozdziale sprawiło, że śmiałam się przez 2 minuty, nie mogą czytać dalej, pomimo, że nie zostało użyte w jakimś komicznym momencie. "Kurwa, no każdy, ale nie on! Cokolwiek to będzie, będzie dzięki niemu spierdolone!" <3 100% moich uczuć w stosunku do Sasuke zostało wyrażone w tym jednym cudownym zdaniu. Zdanie to rodzi się w mojej głowie, za każdym razem jak ktoś dodaje Uchihę do swojego opowiadania. Jak przeglądałam zakładkę "Bohaterowie" to w sumie nie spodziewałam się, że Tanja będzie miała taki charakter. Bardzo ją polubiłam. Na początku jakoś mi Naruto nie pasował na snajpera... Nie oszukujmy się, Uzumaki w anime nie należy do dokładnych, opanowanych i działających z rozwagą osób. Pomimo tego, że kilka jego cech zmieniłaś, również bardzo mi się podoba jego postać. Też sposób w jaki przedstawiłaś Yamato mi z początku nie pasował. Tenzou to taka "dupa" zawsze dla mnie była. No ale poczciwa dupa. Nie wyobrażałam sobie jak pozostawia własną żonę na pastwę losu. Jednak jak wszystko doczytałam to mi się poukładało i mogę szczerze przyznać, że opowiadanie jest świetne <3 Pozdrawiam :*****
Cieszę się, że tu dotarłaś, serioszka. :)
UsuńNie wiem dlaczego w mojej głowie powstał pomysł, na napisanie ff na podstawie takiego filmu, jednakże w miarę upływającego czasu i niemożności pozbycia się tego z głowy, miałam na to co raz większą ochotę i jest. :D
Trochę mi szkoda tego Sasuke. xD Mam do niego jakąś awersję, ale to nie tak, że go nienawidzę. Na KakaSaku jest dobrym chłopakiem. Na jednym z dwóch przyszłych pojawi się może raz czy dwa, ale też będzie ok. :D
Tak, tak... Naruto też mi tu nie odpowiadał. Ale wyobrażenie tego, że stoi na dachu jednego z bloków, w mundurze, z karabinem w ręku... No, gdybym była facetem, mogłabym powiedzieć, że mi stanął. Sorry za określenie (XD), ale zazwyczaj, gdy przyjdzie mi do głowy myśl, z której jestem zadowolona, jaram się opornie. Chciałam zmienić Naruto, chciałam zrobić z niego poważniejszego chłopaka i mam nadzieję, że mi się to udaje.
A co do Yamato, żałuję, że wybrałam jego na ojca, mogłam z kogoś innego zrobić siura, bo Tenzou lubię. T.T
Buziaki! :*
Woooooooooooo. KOCHAM CIĘ, kurwa, KOCHAM. <3
OdpowiedzUsuńDałaś tu Gaare, jejkuuu djfgsgfhsegdja <3 Mojego męża (oczywiście ja jestem jego żoną, prawda? xD ) Nie no naprawdę dziękuję, aww. Naprawdę bardzo.
A druga sprawa za którą cię kocham to gnębienie Sasuke. Jejku jak ja uwielbiam czytać jak jest on poniżany, kobieto wielbię cię. Wielbię.
Generalnie o wiele bardziej polubiłam Naruto z twojego opowiadania, niż z mangi. Co tu dużo mówić, opisujesz go jako mega seksownego snajpera, który co najważniejsze nadal jest człowiekiem, a nie zimnym żołnierzem. To jest piękne. Plus ta hemofobia, to dodaje mu takiego oryginalnego charakteru, jakiegoś kontrastu, który naprawdę do mnie przemówił. I nawet Sakura tak nie irytuje.
Ci "bogobojni dzikusi" hmm, co do nich mam mieszane uczucia. Ponieważ z jednej strony cóż, są idiotami. Bo kto normalny chce zabić kogoś, kto chce przywrócić ich życie do jakiegoś należytego porządku, ładu i spokoju? No idiota. Jednak doskonale rozumiem ich złość na to, że ktoś z zewnątrz ( na dodatek Amerykanie, o których już mówiłam ) chce im to wręcz narzucić, a nie jedynie pomóc. W sumie wyraziłaś w tym rozdziale tak ogólnie mówiąc moje stanowisko.
Dobrze nawiązałaś też do religii, która w tym rozdziale nie kojarzyła mi się z wiarą, czymś dobrym, a nawet samą w sobie religią. Kojarzyła mi się z chorobą psychiczną, czymś okropnym, sektą. Ci ludzie jak dla mnie chcieli znaleźć w czymś rozwiązanie, wsparcie i wręcz zatracili się w swoim rozumowaniu zakładając sobie klapki na oczy, co jest naprawdę przykre. Im trzeba pomóc, bo oni są chorzy. To takie moje rozumowanie.
Yamato, co do niego to mam takie samo stanowisko co blondyn. Kakashi naprawdę coś nie panuje nad sobą i powinien nieco przystopować. To na pewno nie jest ten sam Kakashi co w mandze.
Co do uwag, to zdaję mi się, że gdzieniegdzie wręcz nadużyłaś spójnika "i". W którymś fragmencie poniekąd, rzuciło mi się to w oczy, gdzie w prawie każdej linijce było i.
To chyba tyle. Życzę weny, miłego weekendu. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przeczytam o pułkowniku Sabaku <3
Trzym się. Yo! ;3
Jejku,. skoro ten filler się tak przyjął, to chyba wtrącę kilka innych, żeby przedłużyć żywot tego ff. xD
UsuńNaruto... No, tak jak powiedziałam w poprzedniej odpowiedzi w komentarzu, że Naruto urodził się w mojej głowie jako seksowny, opanowany wojskowy i nie mogłam tego tak zostawić, zwłaszcza, że od niego zaczął się u mnie cały ten pomysł na wariację z tym filmem. :3
Odniosłam się co do awersji do wojska USA i może tylko jednym zdaniem, ale wyraziłam się na temat tego, że będą sterczeć im nad głowami, jak to zazwyczaj jest, gdy Stany przychodzą na pomoc. Nie wiedziałam jak to do końca ubrać w słowa, no... Ale no. :D
Wiara to kwestia osobista. Ja jestem niewierząca, ale szanuję ludzi wierzących. Jednak nie takich, którzy okazują to w dosyć chorobliwy sposób, dlatego pisanie o tym, dało mi takie poczucie możliwości wypowiedzi.
Co do tego "i", faktycznie. xD Przy korekcie się tym zajmę. :)
Postaram się gdzieś wkręcić Gaarę. :) Na początku miałam zamiar w ogóle nie odstawać od filmu, ale powstały z czasem inne pomysły i będę się ich trzymać. :)
Również życzę udanego weekendu! <3
Wiesz, że Cię kocham? I to całym moim serduszkiem? Jesteś... nie mam słów, żeby to opisać! Twoje opowiadanie z każdym kolejnym rozdziałem ciekawi mnie jeszcze bardziej, odczuwam dziwną więź z bohaterami i nie mogę uwierzyć, że taka tematyka (no bo muszę przyznać, że trochę nie-moja), aż tak mnie zaciekawiła! :D Maya, jesteś wielka!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - Yamato kontra dzieci. Spodobał mi się wybuch złości dziewczyny, to, że się nie hamowała i wykrzyczała ojcu prosto w twarz, co o nim sądzi. Doskonale rozumiem jej wściekłość i nie wyobrażam sobie, jak potwornie musi się czuć. Nie wymagam nawet od niej, żeby postawiła się w sytuacji Yamato i próbowała go zrozumieć, o nie. Tego nie da się zrozumieć. Też nie mogłabym wybaczyć tacie, gdyby zostawił moją mamę na pewną śmierć. Co nie zmienia oczywiście faktu, że doskonale rozumiem Yamato i choć zachował się jak tchórz, dalej nie czuję się odpowiednią osobą, żeby go osądzać.
Kolejna akcja, z tymi bożymi popaprańcami... Cóż, ludzie wierzą w różne rzeczy: niektórzy zabijają swoje zgwałcone córki, bo są nieczyste, a inni uważają, że skoro Apokalipsa już się zaczęła, to nie wolno jej przerywać. Idiotyzm, ale nie przetłumaczysz takiemu, że nie ma racji. Świetnie wplątałaś ich w to opowiadanie i jestem ciekawa, czy jeszcze się pojawią. Nie powiem, chciałabym. I chciałabym też zobaczyć, jak spieprzają przed zarażonymi, nagle orientując się, że ich wiara w Apokalipsę to jedno wielkie g. i jednak woleliby żyć. Tak, to też by było ciekawe. :D
Sasuke! MAYA, MÓJ TY GENIUSZU!! Co prawda nie żywię jakiejś ogromnej nienawiści do młodego Uchihy, ale przyznam, że gość zawsze mnie irytował, dlatego niesamowicie spodobało mi się, że nikt go tutaj nie lubi. :D:D Opisałaś to niesamowicie, zwłaszcza napięcie pomiędzy nim a Kakashim. Jesteś naprawdę wielka. :D Czułam te nerwy, czułam złość na Sasuke i tak samo jak Hatake, miałam ochotę mu nakopać. A już zwłaszcza, jak zabił tamtego człowieka i nie dostosował się do rozkazów. I jestem bardzo ciekawa, jaką dostanie karę. :D
Gaara... Kiedyś go uwielbiałam, teraz po prostu go lubię, ale i tak cieszę się, że i jego wplątałaś w to opowiadanie. A to, że Madara też się pojawił, już w ogóle sprawiło, że jestem cała w skowronkach! Mój wielki misio, który musi siedzieć z przodu, bo zajmuje za dużo miejsca, no jeeeeeej. :3 I ta kelnereczka, o matko, ale jej zazdroszczę. :D:D Idealnie wykreowałaś charaktery całej trójki: Sasuke, Gaary i Madary. <3
Miałam nadzieję, że to Sakura będzie opatrywać ranę Naruto, to byłoby urocze, gdyby tak się zawstydzała przy nim. ^^ Ale chyba nie byłaby w stanie dobrze jej zszyć, tak by jej się ręce trzęsły. ;D Więc w sumie dobrze, że to właśnie Tsunade opatrzyła Uzumakiego. I ich rozmowa była strasznie fajna. W ogóle w Twoim opowiadaniu świetne jest to, że pośród całej akcji, potrafisz wpleść wątpliwości bohaterów, ich przemyślenia, obawy, i to nie dotyczące tylko zarażonych, ale również tego, ile osób się zabiło, tak przykładowo. Dzięki temu lepiej poznajemy bohaterów i, przynajmniej ja, jeszcze bardziej ich lubię. A już zwłaszcza Naruto, który u Ciebie nie dość, że wydaje się być naprawdę przystojny, to jeszcze jest ogarnięty i zwyczajnie fajny. Nie zachowuje się jak rozwydrzony bachor, tylko odpowiedzialnie podchodzi do życia. Niby zmieniłaś go całkowicie, ale zdecydowanie wolę go u Ciebie, niż w mandze. :) Tak samo Kakashiego. Są oni bardziej wyraziści, a nie takie kluchy. ;)
No i ostatnia akcja w barze, pobicie Yamato.. Kurcze, Hatake naprawdę ostatnio nad sobą nie panuje i zastanawiam się, z czego to może wynikać. Czy on ma jakieś problemy w domu, z żoną i "młodym"? Bo wcześniej nie zachowywał się tak agresywnie. Co prawda nie dziwię się, że się wkurzył (mówiąc delikatnie) na Yamato, ale jego reakcja była ciut przesadzona. Na szczęście w porę pojawił się Naruto, który naprawdę MĄDRZE GADAŁ. I właśnie za to go u Ciebie uwielbiam, jak już mówiłam. Jest mądrym, odpowiedzialnym kolesiem, który głupieje na widok Sakury. :D Całkowicie zgadzam się z Uzumakim, dogadalibyśmy się w tej kwestii - nikt, kto nie przeżył tego piekła, nie może osądzać tych, co je przetrwali.
UsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, oszaleję, jeśli nie zaczniesz zaraz pisać! To był chyba Twój najlepszy rozdział i nie wiem, czy wynika to z tego, że wyszłaś poza film i dodałaś coś od siebie, czy akurat tak się złożyło. Podejrzewam to pierwsze. :) W każdym razie - jestem zachwycona, zakochana i już usycham z tęsknoty. <3
Kocham Cię, Maya. <3 Buziaki!
To wy mi naszkicowałyście to myślenia, wobec zachowania Naruto i to dzięki wam, ja zmieniłam również swoje. Stąd też na samym końcu obrona ze strony Uzumakiego.
UsuńCo do rebeliantów, trochę schrzaniłam treść, bo JA WIEDZIAŁAM, że zostali zabrani do dystryktu, a zapomniałam o tym przez to napisać, ale uwzględnię w następnej części. I sądzę, że może ich jeszcze gdzieś wrzucę. :D
Wspomniałam wcześniej, szkoda mi się robi Sasuke. xD No ale nikt inny nie pasował mi tu na taką biedną ofiarę i padło mi na niego. Zwłaszcza, że ogólny charakter Sasuke kojarzy mi się z pyskówką i trzymaniem się swojego zdania, więc nie specjalnie odbiegłam od jego kanonu. xD
Gaarę wplątałam dla Neko, a jak zastanawiałam się nad drugą postacią, to przyszłaś mi do głowy. A co za tym idzie? Od razu pojawił się Madara, więc to też jest dla Ciebie! :D
Sakura... Chciałam dać tu Sakurę, wręcz walczyłam o to sama ze sobą, jednak muszę utrzymywać ich z daleka od siebie, bo to dosyć istotne dla dalszej fabuły.
Cieszę się, że udało mi się przekonać was do poważniejszego Naruto, bo bałam się, że zostanę za to zlinczowana, przez to, że zrobiłam własnie tak, a nie inaczej.
Kakashi... Problem autora zawsze polega na tym, że jemu wydaje się coś odpowiednie, a potem się okazuje, że jest ciut inaczej. Chciałam przedstawić go bardziej jako takiego człowieka, który nie toleruje głupoty i nieodpowiedzialności. Stąd irytacja wobec Sasuke. Strzelenie w dziób Yamato, bardziej w moim mniemaniu miało nawiązywać do tego, że on sobie po prostu NIE WYOBRAŻA, by zostawić gdzieś swoją żonę czy dziecko. Wiadomo, są tacy jak Yamato, ale są też faceci, którzy naprawdę woleli by umrzeć, niż zrobić coś takiego. Istnieją setki różnych charakterów... Nie ogarniemy tego umysłem, ale świadomość jako taką mamy. No i z tego wszystkiego wychodzi agresja Kakashiego, jeszcze wzmożona sporą ilością alkoholu. xD
Pisząc kwestię Naruto, znowu myślałam o Tobie, może dlatego byście się dogadali. xD
Dziś mam sporo angielskiego do zrobienia i trochę nauki na przełożonego kolosa, ale na pewno zacznę coś skrobać na tygodniu. Jednak muszę najpierw zapodać coś na drugiego bloga. Mimo wszystko, zapewniam, że nie będzie już trzeba czekać ponad miesiąca na notkę tutaj. xD
Dziękuję, kocham również! <3 :*
Mój mózg normalnie lata po pokoju. Maya, odwaliłaś kawał świetnej roboty! Przyznam, że jak przeczytałam na fb, że masz zamiar dać taki filler, to przyjęłam to dosyć chłodno, bo bałam się, że to jakoś spierniczy tę strukturę, której miałaś się tak ściśle trzmać (dobrze, że napomknęłaś, że zmieniasz zdanie co do pisania "po szkielecie") bo Kushina ma rację. Wykonanie z Twojej głowy, nie trzymające się ściśle fabuły filmu, wyszło Ci fenomenalnie!
OdpowiedzUsuńCały ten pomysł na tę wyprawę okazał się... Świetnym pomysłem! Madara <3 :D
Naprawdę propsuję za całokształt. Za spotkania Naruto i Sakury, za Gaarę i Madarę, za ośmieszenie Sasuke. Za wątki religijne, świetny opis odczuć Uzumakiego... "boży buntownicy" czy jakoś tak. O jezu, jak mnie to rozbawiło xD
I końcówka w barze. Może i Kakashi był przesadzony, ale mnie to podjarało... Jeszcze to, jak Naruto w niego wleciał i przygwoździł go do tej ściany. Ooooo, rób mi tak częściej. :3
Nie jestem w stanie nic więcej napisać, przepraszam. Ale masz moje pełne uznanie za ten filler, buziaki! <3
Cieszę się, że Ci się spodobało, zwłaszcza, że zdążyłaś mi już udowodnić, że jesteś smakoszką 28 weeks later.
UsuńKakashi... Mnie też jarają takie rzeczy. xD Dlatego w jednym z projektów, często będzie dochodzić do bójek i takich tam... Ararrarr xD
Jestem. Dotarłam. Przepraszam, że dopiero teraz, ale w ostatnim czasie niezbyt dobrze się czuję, mianowicie od prawie dwóch tygodni boli mnie głowa i mam mdłości, i nic mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie! Chyba jest jeszcze lepsze niż KakaSaku!
Uwielbiam, jak Gaara i Kakashi poniżają Sasuke (ja taka zua, ale co poradzę, że nie znoszę tego zadufanego w sobie gnojka?)
Tylko mój Kakaś coś taki za bardzo agresywny... A przecież on jest łagodny jak baranek, taka owieczka... ale nie, nie nie meczy. Ale moment, owca meczy czy beczy, bo ja już nie wiem?
Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam sobie Hatake w stroju takiej owcy. Aż mi się śmiać chce. Owieczka. Też coś.
Boże, ten komentarz jest kompletnie bez sensu.
PS Chcę ferie świąteczne, ale nie wiem, czy nie zwariuję przez tę szkołę. Kto to widział, żeby mieć tydzień w tydzień po trzy czy cztery sprawdziany...
Dobra, nie zanudzam, kończę. Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam,
Rani ;*
Dzień dobry. :D Przepraszam, że się wtrącam, ale tak sobie czytam Twój komentarz i jako przyszła położna (oby!) chciałam zaznaczyć, że opisane przez Ciebie objawy (nudności, osłabienie, zawroty głowy) mogą wskazywać na ciążę. xD
UsuńPrzepraszam, mam dziś dziwny humor, nie wiem, czemu właściwie się wtrącam. xD Chyba to już jakaś obsesja po prostu. ;DD
W każdym razie - pozdrawiam i dużo zdrowia życzę. ;D
Nie, nie jestem w ciąży :) Chyba że z poduszką ;) Po prostu w ostatnim czasie byłam zestresowana i brakuje mi witamin i minerałów, to wszystko.
UsuńKUSHINA, MADE MY LIFE XD BEZ KITU, LEŻE I KWICZĘ XD
UsuńRani, cieszę się że dotarłaś. :) Mam nadzieję, że ze zdrówkiem się poprawia, bo to trochę niepokojące. Byłaś u lekarza? :(
Owce... Owce chyba beczą xDDD
Jeju. Szkoły współczuję, serio. Ja miałam rok przerwy po liceum, teraz pierwszy rok studiów. Miałam mieć dziewicze kolokwium w zeszły piątek, a będę mieć w przyszły i powiem szczerze, że brakuje mi trochę takiego przymuszenia do nauki. Ale na pewno nie tylu sprawdzianów. :(
Buziaczki, zdrowiej! :( :**
Rozdział jest po prostu Genialny, Świetny itp.
OdpowiedzUsuńAlbo piszesz coraz lepiej lub akcjia którą piszesz, jest coraz lepsza,ciekawsza i bardziej wciągająca, może być, jedno i drugie, hehe.
Akcja poza dystryktem była świetnie opisana, nie mogłem oderwać wzroku od ekranu hehe.
Nawet podoba mi się że Sasuke jest nielubiany. Podoba mi się charakter Madary hehe.
Również coraz bardzo podoba mi się charakter i zachowania Naruto.
Podobała mi się scena w pokoju lekarskim, gdzie był Naruto i Tsunade... mam nadzieje że wreszcie uda mu się dłużej pogadać z Sakurą i może jeszcze się umuwić z nią.
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next.
Saba20
JUŻ NIE DŁUGO!
UsuńNo więc jestem tu nowa więc nie ma moich komków ale odrazu spodował mi się ten blog. Kiedy Naru dowie się jak ma na imię Sakura i kiedy do niej zagada? Czy Danzo jakoś zginie? Prosze żeby zginął bo nienawidze tego starego piernika. Rozdziały są super i życze żeby było tak dalej oraz dużo weny.
OdpowiedzUsuńNo więc, witam serdecznie! :D Wszystko w swoim czasie, jednakże zapewnia, że nadchodząca część V, będzie przełomowa. :) Co do Danzo, może być różnie. xD
UsuńMatko cudowne opo ❤
OdpowiedzUsuń