— Shiro, uzgodniliśmy to. — Szept młodej dziewczyny, kryjącej się za rogiem ściany, sprawił, że po plecach chłopca przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Stał zaraz obok niej i czekał, aż siostra da mu jakiś znak.
Blondynka wyjrzała na ulicę w celu oszacowania odległości dzielącej ich od siatki, którą zamierzali pokonać. Zerknęła w górę, by zlokalizować jakiś żołnierzy, ale nigdzie żadnego nie dostrzegła. Złapała młodego za rękę, schyliła się i w takiej pozycji przeciągnęła go na drugą stronę ulicy. Kucnęli i przywarli plecami do grubego, betonowego murku, który dzielił ich od pustej przestrzeni, pod którą znajdowała się rwąca rzeka – Tamiza.
— Pamiętasz co powiedziała ta w pociągu? — Popatrzyła uważnie na brata, a jej błękitne oczy tajemniczo błysnęły. Wzięła wdech i wyjrzała ponad grubą balustradę, by po chwili szybko się schować, widząc płynący statek, pełen patrolujących niedalekie obszary, żołnierzy. — Przeżyć mogły jedynie psy albo szczury.
Tanja ponownie chwyciła brata za rękaw i poprowadziła za sobą. Biegli w kierunku drucianego płotu, wzdłuż murku, by móc na niego wskoczyć i wspiąć się po siatce.
— Pójdziemy do domu — wycedziła przez zęby, podsadzając chłopaka — zabierzemy co trzeba i wrócimy.
— Mogliśmy powiedzieć tacie — stwierdził poddenerwowany Shiro. Obserwował jak siostra zeskakuje z płotu i z lekką finezją opada na asfalt.
— Będzie dobrze, zaufaj mi. — Uśmiechnęła się do niego, po czym razem pobiegli przed siebie, by jak najszybciej zniknąć z pola widzenia kogokolwiek.
Tanja obmyślała ten plan przez kilka wieczorów. Przechadzała się ulicami dystryktu razem z bratem i ojcem, nie dla świeżego powietrza, tylko dla rozeznania. Przyglądała się stanowiskom snajperów, miejscom, które mogliby pokonać na piechotę. Obliczała czas, w jakim wojskowi zmieniali warty. Świadoma niebezpieczeństwa na jakie się narażą, z początku oddalała od siebie tę myśli. Jednak obawy jej młodszego, ukochanego brata, sprawiły, że dzisiaj, przed południem, gdy ojciec wyszedł na zakupy - ubrali się i opuścili mieszkanie. Spryt dziewczyny był zaskakujący. Jednak nie mogła przewidzieć tego, co mogło się zdarzyć, jeśli matematyka zawiedzie.
— Dokąd wy idziecie? — Źrenica owinięta błękitną tęczówką, z uwagą obserwowała biegnących przez główną ulicę młodzików, którzy najwyraźniej świetnie się bawili.
— Londyn należy do mnie! — krzyknął chłopiec, który pędząc obok swojej siostry, rozpostarł ramiona, niczym ptasie skrzydła i śmiał się głośno, jak więzień, który dopiero co opuścił zakład karny.
— Baza, odbiór — szepnął zmartwionym tonem blondyn, który chwilę wcześniej wcisnął guzik małego mikrofonu, zamieszczonego na uchu.
— Co się dzieje, Uzumaki? — odezwał się głos, jednego z jego przełożonych.
— Dwie sztuki przekroczyły północną bramę — zakomunikował, zerkając ponownie przez wizjer. Nie dojrzał już żadnego śladu po uciekinierach.
— Dwa psy?
— Raczej szczenięta. — Westchnął, biorąc głęboki wdech.
***
Biegli ile sił w nogach. Świetnie się przy tym bawili, czując wolność. Silne wrażenie wszechobecnej pustki, jaka opanowała miasto, sprawiało, że odczuwali dziwny niepokój. Oboje jednak w ogóle się tym nie przejmowali. Adrenalina brała górę, myśl o tym, że jakiś żołnierz mógł ich zobaczyć kołatała się po głowach. Tanja wiedziała, że powrót będzie o wiele cięższy i dopiero teraz uświadomiła sobie, że wojskowi mogą ich obrać za wrogi cel i niewiele myśląc, odstrzelić im głowy. Żałowała tego wyjścia, jednak gdy widziała rosnące szczęście brata, wmawiała sobie, że dobrze zrobiła. Nie ważne były konsekwencje, skoro mogła dać chłopcu trochę szczęścia.
— Cholera — syknęła, zwalniając. Przygryzła dolną wargę i zmrużyła powieki, aż w końcu stanęła w miejscu.
— Tan? — mruknął Shiro. Zatrzymał się i cofnął do niej, rozglądając niepewnie na boki.
— Zupełnie nie pomyślałam o tym, że ten cały dystrykt jest w sporej odległości od naszego domu — zauważyła. Przyłożyła do skroni palce i zaczęła je masować, obserwując jednocześnie ziemię.
Chłopak delikatnie posmutniał. Przykucnął i przez kilka chwil przyglądał się drobnemu kamyczkowi, którym zaczął się bawić. Nagle ściągnął brwi, jakby sobie o czymś przypomniał. Wyprostował się i zaczął rozglądać dookoła. Zrobił około siedmiu kroków w przód, by wyjrzeć na skrzyżowanie, które znajdowało się kilka metrów przed nimi.
— Popatrz! — krzyknął, wskazując na coś palcem.
Blondynka podeszła do niego i odczuła dziwną ulgę, na widok kilku, ustawionych w rzędzie, czerwonych skuterów. Należały one do John's pizza – restauracji, w której jadali czasem z rodzicami.
— Właśnie tego potrzebujemy — rzuciła, gdy skierowali się do upatrzonego miejsca.
Podeszła do jednej z maszyn i dotknęła jej delikatnie, jakby się bała, że ta się zaraz rozpadnie. Następnie złapała za kierownicę i potrząsnęła jednośladowcem. Dźwięk przelewającego się płynu w baku utwierdził ją w przekonaniu, że w środku znajduje się benzyna.
— Fajnie by było, gdybyśmy mieli kluczyki — westchnął zmartwiony Shiro.
Tanja rozejrzała się dookoła skuterów, czy przypadkiem gdzieś na ziemi jakiś nie leży, ale jej poszukiwania nic nie przyniosły. Podniosła wzrok na drzwi pizzerii, jednak coś cholernie nie pozwalało jej ruszyć z miejsca, by tam weszła. Bała się, choć sama nie wiedziała czego. Mimo to zacisnęła zęby, świadoma tego, że już za dużo przeszli, by teraz zrezygnować.
— Zaczekaj tu — nakazała, ruszając przed siebie. — Nigdzie mi się stąd nie ruszaj, rozumiesz?
Brat skinął do niej zgodnie głową i podszedł do jednego z leżących na ziemi, firmowych pudełek Johna. Otworzył je nogą, a jego oczom ukazała się wielka pizza, której rodzaju nie mógł rozpoznać, przez grubą, zieloną narośl, jaka się na niej zebrała.
— Ohyda — fuknął, zatykając nos.
Tanja zbliżyła się ostrożnie do wejścia i zajrzała do środka przez zakurzoną szybę. Nie dostrzegając żadnego zagrożenia, pchnęła mocno jedno skrzydło. Dzwoneczek, zawieszony nad nimi, dał znać o tym, że weszła do środka. Przy pierwszym wdechu poczuła niewyobrażalnie silną potrzebę oddania śniadania. Smród, który się tam unosił, był nie do wytrzymania. Na czerwonych, niewielkich stolikach, które posiadały okrągłe blaty – leżały talerzyki, a na nich jedzenie, a raczej to, co się z nim stało. Białe robale zsypywały się z naczyń na płyty, a z nich na podłogę. Szum bzyczących much obijał się w głowie, dodając wszystkiemu obrzydzenia. Dziewczyna naciągnęła na nos kołnierz bluzki, w duszy modląc się o to, by nie zwymiotować od odoru przypominającego swąd fekaliów.
Od razu było widać, że to miejsce zostało opuszczone w pośpiechu. Poprzewracane, zniszczone krzesła; stłuczone naczynia; wcześniej wspomniane, niespożyte jedzenie. Zawieszone pod sufitem wiatraki, poruszyły się, gdy wrota pizzerii odcięły dostęp świeżego powietrza, które tu wpadło. Grube pajęczyny, okalające meble – zafalowały równocześnie, a z półek zsypał się kurz.
— Dam radę — szepnęła sama do siebie. Musiała skierować się za bar, czuła, że będą się tam znajdować te klucze. Nie była jednak mile zaskoczona, gdy ich tam nie odnalazła. Przeniosła wzrok na drzwi, za którymi kryła się kuchnia. — Proszę, nie... — jęknęła zaciskając powieki.
Nie odsuwając od twarzy dłoni, którą wciąż przytrzymywała bluzkę, podeszła do nich i złapała za pozłacaną klamkę. Popchnęła pomalowany na biało, drewniany prostokąt i wsunęła się na tyły restauracji. Minęła kilka kuchenek, następnie jakieś regały pełne naczyń. Pod jej butami chrzęściły resztki szkła, gliny i piachu. Stanęła w miejscu, wiedząc, że musi właśnie tu skręcić w prawo. Nie potrafiła tam spojrzeć. Kątem oka dostrzegła już to, czego wcale zobaczyć nie chciała. Zacisnęła powieki i przemogła się.
— O kurwa... — szepnęła i dała susa do tyłu.
Na ziemi leżał trup. Wysuszona skóra odznaczała się na szkielecie, a ubranie wisiało na nim jak ciuchy na współczesnych modelkach. Na czerwonej polo znajdowało się firmowe logo pizzerii, a samą koszulkę przykrywała czarna, skórzana kurtka. Tanja doskonale widziała, jak spod błyszczącego materiału wystaje poszukiwany przez nią przedmiot. Zbliżyła się ostrożnie do denata, czując jak do oczu napływają jej łzy. Schyliła się i drżącą ręką odchyliła fragment wierzchniego ubrania. Złapała za klucz, ale ten nie chciał opuścić właściciela. Szarpnęła nim mocniej, czego po chwili pożałowała. Co prawda, trzymała już w dłoni to, czego chciała... Ale spod czarnej skóry powybiegały olbrzymie karaluchy. Pisnęła z przerażeniem, po czym wzięła nogi za pas i wybiegła z zaplecza. Zgarnęła zza baru kask i pobiegła do wyjścia.
— Łap — mruknęła, próbując uspokoić ton swojego głosu. Shiro chwycił nakrycie głowy i wsunął je na siebie. Starsza z rodzeństwa, umieściła kluczyk w stacyjce i odpaliła maszynę. — Jedziemy. — Blondyn wskoczył na miejsce za siostrą i owinął ramiona dookoła jej brzucha.
Ruszyli przed siebie. Pokonali Tamizę, przejeżdżając przez Tower Bridge. Mijali wszystkie, znajome im kamienice, sklepy, galerie, pomniki, domy, cmentarze. Ulice były puste, nie widać było żadnych zwierząt, nawet ptaków... Wiatr przyjemnie owiewał ich policzki, a cisza skutecznie wzmagała strach.
Shiro powiódł wzrokiem, za budynkiem swojej szkoły. Wspomnienia przyjaciół, nudnych lekcji, wycieczek szkolnych, nauki... Wszystkie przybiegły i sprawiły, że zatęsknił jeszcze bardziej za normalnym życiem, edukacją, spokojnym dzieciństwem. Nie potrafił uwierzyć w to, że te czasy nigdy nie wrócą.
Jego myśli rozproszyło uczucie zwalniania. Tanja puściła gaz i wymijała kolejno dziesiątki rozbitych samochodów. Karambol liczył ponad czterdzieści aut. Kolejne miejsce, które wskazywało w jakim strachu i popłochu opuszczano to miasto, ten kraj. Młody Tenzou z uwagą przyjrzał się łabędziowi, przechadzającemu się główną ulicą. Dzicz opanowała tę część Londynu. Wysokie, nieskoszone trawy, nieprzycinane krzewy. Bluszcz, obrastający wszystkie budynki, mech porastający samochody. Wizja postapokaliptycznej Wielkiej Brytanii, która nie była nigdy przedstawiona w tak doskonały, a zarazem straszny sposób w żadnym filmie.
***
— Dzieciaki! Wróciłem! — Yamato wszedł do mieszkania i skierował się prosto do kuchni.
Odłożył na blat siatki z zakupami. Podszedł do czajnika, nalał do niego wody i postawił na podpalonym gazie. Wrócił do przedpokoju, zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. Zsunął buty i poszedł do łazienki. Umył dłonie w ciepłej wodzie, po czym wytarł je w ręcznik. Zmrużył powieki, nie dostając w dalszym ciągu żadnej odpowiedzi.
— Shiro! Tanja! — Ponownie podniósł głos idąc w kierunku ich sypialni. Otworzył z impetem drzwi i zastygł w bezruchu. Po chwili rozejrzał się po pokoju. — Gdzie mogło ich ponieść?
***
Blondyn stanął na betonie i zdjął z głowy kask. Siostra położyła delikatnie na ziemi skuter i tak samo jak chłopiec – obserwowała przez chwilę budynek. Stali już przed swoim starym domem, który był w nienaruszonym stanie. Tylko podwórko wymagało uporządkowania, a ukochane róże matki wołały o przycięcie. Shiro rzucił nakrycie głowy na ziemię i podbiegł do chodnika, a następnie stanął na pierwszej płycie marmurowej ścieżki prowadzącej od pobocza ulicy pod same drzwi.
— Dwa, cztery, sześć, osiem — wyliczał, energicznie przeskakując po dwa kwadraty — dziesięć, dwanaście, czternaście! — krzyknął na koniec. Zatrzymał się w miejscu i obrócił w prawo. Następnie schylił i podniósł niewielki kamień. — Cały czas tu byłeś, maleńki — mruknął, wyciągając stamtąd klucz od domu.
Tanja wyrwała małe narzędzie z jego ręki i podbiegła pod wejście. Wsunęła je w otwór i nabrała powietrza. Chwilę później byli już na tak dobrze im znanym, wytęsknionym korytarzu. Weszli powoli do kuchni, oglądając każdy szczegół domu. Nikt go nie splądrował, nie było żadnych zniszczeń. Wyglądał tak, jakby wyjechali razem na wakacje... Długie wakacje.
Blondynka podeszła do lodówki, oblepionej magnesami, kolorowymi karteczkami, planem lekcji brata. Uśmiechnęła się blado na widok zdjęcia. Byli na nim wszyscy razem. Cała czwórka. Szczęśliwa, uśmiechnięta rodzina Tenzou, której nic nie brakowało do szczęścia... Potrząsnęła głową i odwróciła się do Shiro, stojącego zaraz za nią.
— Trzymaj — szepnęła, podając mu fotografię. — Teraz na pewno jej nie zapomnisz.
Chłopiec przyjrzał się twarzy matki i posmutniał. Przejechał kciukiem po jej wizerunku i westchnął głośno.
— Chodź na górę, zabierzemy kilka swoich rzeczy i zwijamy się stąd. Nie chcę wracać po ciemku — mruknęła, po czym oboje pognali na piętro.
Rozeszli się po swoich pokojach i chwycili plecaki. Dziewczyna spakowała parę swoich ulubionych butów, kilka bluzek, jakąś biżuterię i inne cenne dla niej przedmioty. Chłopiec wyciągnął z szafy grę planszową, PSP i kolekcję małych dinozaurów. Sięgnął jeszcze do szuflady, zamieszczonej na dole i wyciągnął z niej swoje ulubione trampki. Wciągnął je na stopy i migiem pognał na dół, by wyjść na tył podwórka. Stanął na betonowych schodkach, a jego oczy zaświeciły się niczym brylanty. Stała tam. Nieruszona, niezniszczona. Cała i zdrowa, przysypana tylko stertą liści…
— Moja trampolinko! — krzyknął i pobiegł w jej kierunku. Wgramolił się na nią i zaczął bawić. Odbijał się od niej jak najmocniej i śmiał przy tym głośno, gdy liście podrywały się do góry i opadały z nim w dół. — Tan! — krzyknął, chcąc zachęcić siostrę do wspólnej zabawy, jednak ta nic nie odpowiedziała. — TAN! — powtórzył głośno.
Ponownie odpowiedziała mu cisza. Zmrużył oczy i zszedł z ulubionego wynalazku. Wszedł z powrotem do domu i zaczął wspinać się po schodach, na piętro wyżej, gdzie znajdowały się ich azyle.
— Tanny? — spytał cicho, znajdując się już na piętrze. Chciał iść do pokoju siostry, ale usłyszał hałas na poddaszu. Niewiele myśląc, wskoczył szybko po stopniach na drugie piętro, gdzie znajdowała się wielka sypialnia rodziców. Poczuł dreszcz na plecach, gdy drzwi prowadzące do pomieszczenia się poruszyły. — Tanny jesteś tam?
Wszedł do środka i poczuł zapach stęchlizny. Żaluzje były zasłonięte, wszędzie panował chaos. Na stoliku stały różne puszki, foliowe opakowania i naczynia. Shiro podszedł do nich i wciągnął nosem powietrze, po czym odchrząknął, żałując swojego czynu.
— Co za smród... — jęknął. Rozejrzał się po pomieszczeniu jeszcze raz, a jego uwagę przykuła ściana. Podszedł do niej bliżej i ściągnął brwi, dostrzegając przynajmniej kilkadziesiąt plusów, wydrapanych w brzoskwiniowej tapecie. Bez zastanawiania się, wiedział, że wyglądało to na jakieś odliczanie, tylko o co w tym mogło chodzić? Wyciągnął dłoń, nie do końca rozumiejąc, co sam robi, lecz nim ta dotknęła porysowanej powłoki, głośny szelest odwrócił jego uwagę. Zerknął pod okno, lecz nic tam nie dostrzegł. — Tan? Tanny, to głupie... — mruknął.
Zrobił krok w tamtą stronę, ale krzesło, które z hukiem uderzyło o ziemię, sprawiło, że z powrotem się cofnął.
— Tanja, to naprawdę mi się nie podoba — parsknął, oddychając spazmatycznie — wcale mnie nie bawi... Wyłaź stamtąd!
Jak chciał, tak się stało... Jakaś postać wyczołgała się zza łóżka, jednak była nieco większa niż jego siostra. Ciemność panująca w pokoju nie pozwalała mu dokładnie przyjrzeć się intruzowi, który zaczął powoli zmierzać w jego kierunku, pokonując drogę na czworaka. W końcu obcą twarz oświetliły jasne smugi, wpadające z korytarza. Dwukolorowe tęczówki błysnęły ukazując w sobie dziwny obłęd. Spierzchłe, pozagryzane usta; brudna twarz; tłuste, roztrzepane włosy; zaschnięta krew na twarzy. Nie ważne, rozpoznał ją, a jego serce zaczęło bić szybciej i głośniej. Czuł, jak zawrzała w nim krew.
— Wiedziałem... Mamo, wiedziałem!
Kobieta poderwała się z ziemi, a on do niej doskoczył. Chwycili się i mocno do siebie przytulili. Był przerażony, a zarazem szczęśliwy. Czuł, jak drobne łzy spływają po jego policzkach. Chwila radości nie trwała jednak długo... Do jego umysłu wdarł się niepokój, a ciało zadrżało z bólu. Kobieta zaczęła wbijać w jego plecy palce, nie mogąc okiełznać tego, co się z nią działo. Ona nie miała już nigdy ich zobaczyć, a oni jej. Żyła tu samotnie, zlękniona. Zdziczała i nie panowała nad sobą.
— To boli — syknął. Próbował się wyrwać, z żelaznego uścisku. — Robisz mi krzywdę, mamo!
Korony rosnących dookoła domu drzew, zaczęły się mocno kołysać, a rumor śmigła stawał się coraz głośniejszy. Ogłuszał i obijał się w głowie, jakby dosłownie właśnie tam się znajdował.
— Puść mnie! — wrzasnął chłopak.
Tanja będąca na dole usłyszała, i jego, i jazgot helikoptera. Wybiegła na korytarz. Shiro w końcu się wyrwał i wypadł z pokoju. Zleciał piętro niżej, prosto w ramiona blondynki.
— Nie zostawiaj mnie! — ryknęła kobieta. Chciała za nim pobiec, ale opadła na kolana. Jej ciało było wyniszczone, potrzebowała natychmiastowej pomocy.
Dzieciaki zbiegły na dół i wyleciały przed dom. Minimum dziesięcioro żołnierzy, odzianych w zgniłozielone kombinezony i dziwne maski, mierzyło do nich z broni. Kilkoro weszło do środka, słysząc wrzaski Kurenai. Prądy powietrzne, wytwarzane przez śmigło unoszącego się nad nimi helikoptera, targało włosami dziewczyny na wszelkie strony. Objęła brata i mocno do siebie przycisnęła. Spojrzała w górę i dostrzegła, jak pilot ją obserwuje.
— Naruto, zgłoś się — wywołał Uzumakiego przez radio.
— Co tam Kakashi? — Ton blondyna nadal był pełen niepokoju i przejęcia.
— Znalazłem twoje szczenięta.
Wzrok dziewczyny opadł w dół i zwrócił się razem z głową za siebie. Widok wyprowadzanej przez wojskowych matki, zaparł jej dech w piersiach.
— To niemożliwe... — szepnęła.
***
Naruto, opierając się o barierkę, z uwagą obserwował, jak Kakashi ląduje na swoim miejscu. Budynek, na którym opadł, znajdował się spory kawałek od jego warty, więc szarowłosy przypominał mu niewielkiego robaka. Mężczyzna dopiero po chwili wygramolił się z maszyny. Blondyn przewrócił oczyma, obserwując, jak jego starszy przyjaciel leniwie się przeciąga, aż w końcu staje w bezruchu, podpiera boki i obserwuje z głupawym zadowoleniem panoramę Londynu.
— Trzymajcie mnie... — szepnął, sięgając dłonią do słuchawki. Wcisnął drobny guzik — Kakashi, dobrze się czujesz?
— Idealnie — odpowiedział, rozluźniając ramiona i podchodząc do balustrady. Odnalazł Uzumakiego i popatrzył na niego. Wyciągnął z kieszeni wygniecioną paczkę Marlboro, a z niej jednego papierosa, wsparł się łokciami o barierkę i odpalił fajkę. Wciągnął w płuca sporą ilość dymu i przytrzymał ją. Złączył dłonie i przyłożył je do czoła, zastanawiając się nad czymś. Po chwili wypuścił szarą smugę i podniósł z powrotem wzrok na oddalonego przyjaciela. — Jestem cholernie głodny.
— Ja też — odparł, biorąc do ręki broń, która tak samo jak on opierała się o barierkę. Odbił się plecami od podłoża i przewiesił karabin przez prawe ramię. — Złaź na dół, Dylan już mnie zmienia.
Spotkali się pod wejściem do jednego z większych budynków, który z reguły wypełniony był personelem z dystryktu pierwszego. Szli średnio zaludnionym korytarzem, rozglądając się na rozjuszonych i pobudzonych medyków, którzy biegali w tę i z powrotem.
— Ty, co im się dzisiaj porobiło? — mruknął blondyn, chwilę po tym jak powiódł wzrokiem za doktorkiem, do bólu przypominającym kreta. Otyłego kreta.
— Nic nie wiesz? — spytał, jakby od niechcenia, Hatake. Obserwował drogę przed sobą, trzymając jedną dłoń w kieszeni bojówek, a drugą przytrzymywał pasek broni, zawieszonej na plecach. — Twoje szczeniaki.
— Co z nimi? — Chłopak popatrzył na kumpla z zaciekawieniem. Otworzył szerzej oczy, w których pojawił się nagle strach — Nie mów mi tylko, że złapali to coś!
— Nie! — prychnął śmiejąc się. — Z nimi wszystko w porządku... Chociaż nie wiem, kto normalny opuszcza bezpieczne mury, narażając się na spotkanie z tym ścierwem. Bóg wie, czy to coś nie stało się mądrzejsze i gdzieś się nie ukrywa.
— Wyspa jest zbyt wielka, by zbadać ją tak szybko... — zauważył blondyn, odstawiając swoją broń, przed wejściem na olbrzymią stołówkę. — Miną lata, nim Wielka Brytania będzie mogła zacząć ponownie funkcjonować.
— A no — bąknął Kakashi, popychając szklane drzwi.
Pomieszczenie było niesamowicie przestrzenne i nosiło się po nim dziwne echo dziesiątek rozmówców. Wszystko oblane było ciepłą, pomarańczową poświatą, która wpadała przez wielką, stworzoną z samych okien, ścianę. Ponad połowa stolików zajęta była przez żołnierzy, sanitariuszów i innych pracowników.
— Wracając do twojego pytania, te dzieciaki coś odkryły. — Mężczyzna rozejrzał się za wolnym miejscem, a potem utkwił wzrok w niedługiej kolejce. Ruszył w tamtą stronę, a Naruto prędko go dogonił i czekał na dalsze informacje. — Ogólnie wybrały się do swojego starego domu i były na tyle sprytne, by podpieprzyć jakiś skuter.
Uzumaki uśmiechnął się do siebie w dziwnym zamyśle. Stanęli przy ladach i sięgnęli po tacki. Zaczęli nakładać sobie jedzenie, rozmawiając równocześnie ze swoimi kolegami, którzy ich dorwali. Do stolika jednak dotarli sami i rozsiedli się wygodnie, zdjęli kurtki i bluzy, po czym zaczęli pochłaniać swoje porcje.
— Gdy wisiałem w śmigłowcu nad budynkiem, małolaty wybiegły przed niego. Kilku biologów weszło do środka i wyprowadziło kobietę. Zdrową kobietę. — Uzumaki wbił zęby w pieroga, wypchanego mięsem, nadzianego na widelec i zastygł w takiej pozycji, obserwując przyjaciela, który wziął łyka herbaty. — To jest ich matka. Może i postąpili głupio ale uratowali w ten sposób jej życie. Jest totalnie zdziczała, spędzi wiele godzin u psychiatry, ale odzyskać rodzica, kiedy prawdopodobnie było się pewnym, że jest martwy?
— Muszą być szczęśliwi... — szepnął chłopak, odkładając widelec na pusty, plastikowy talerzyk. Napił się swojej gorącej kawy i zmrużył oczy, gdy zawiesił nieobecny wzrok na pustym stoliku obok. — Te maluchy, to podobno dzieciaki tego całego Tenzou. Przyjazny typek, pamiętam jak raz pijany w barze rozpaczał po stracie żony. Też pewnie oszaleje ze szczęścia, jak dowie się o tym, co miało miejsce.
Hatake uśmiechnął się, obserwując stojącego, niedaleko za Naruto, faceta. Nie lubił go, a złożyło się, że razem wylądowali na tej misji. Czuł jednak wyższość nad swoim wrogiem, który nie raz wyskakiwał do niego z łapami i za każdym razem kończył poszkodowany. Szarowłosemu sprawiało to co raz więcej zabawy, jednak ostatnio tamten przestał być już taki odważny i skutecznie go unikał.
Jego wzrok przebiegł jednak z nielubianego, na dziewczynę, która wyłoniła się zza ściany. Miała długie, smukłe nogi, a na nich ciemne jeansy. Czarne buty, oficerki – dopasowane kolorem do bokserki, na której znajdowała się rozpięta, wojskowa kurtka. Między piersiami podrygiwał nieśmiertelnik, a w rękach trzymała plik jakiś papierów. Dopiero, gdy spojrzał na jej niespokojną, wystraszoną twarz i jasne, różowe włosy, skojarzył ją z jakiejś nocnej opowieści Uzumakiego. Uśmiechnął się do przyjaciela, chcąc mu dać znać, że dziewczyna będzie mijać ich stolik, ale ten zamknął oczy i wyraźnie chciał ziewnąć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że blondyn nagle, gwałtownie rozpostarł ramiona uderzając tym samym w niewiastę. Kartki się rozsypały, a sama różowowłosa piękność potknęła się, cofając. W ostatniej chwili odzyskała równowagę i uchyliła usta, widząc, jak jej papiery ozdabiają kilka metrów kwadratowych podłogi.
— Co do... — bąknął Naruto, nie ukrywając zdenerwowania. Odwrócił wzrok na intruza i zatrzymał go na jej soczyście zielonych oczach. Jego ramiona opadły, tak jak dolna szczęka.
Dziewczę zbierało myśli, nadal nie ruszając z miejsca, a Uzumaki mocno poczerwieniał. Kakashi zacisnął usta i wymierzył mu pod stolikiem niesamowicie mocnego kopniaka, by ten wrócił na ziemię.
— AAUUU! — zawył, w tym samym momencie podbijając kolanem blat stolika.
— Nie... — szepnęła w końcu. — Nie, nie, nie! Ja się spieszę!
Szarowłosy miał wrażenie, że w ogóle nie zwróciła na nich uwagi. Opadła na kolana i zaczęła energicznie zsuwać do siebie papiery. Przewrócił oczami, gdy Naruto w końcu zeskoczył z krzesła i zaczął jej pomagać. Sam chwycił ich puste tacki i oddalił się, by odłożyć je w odpowiednim miejscu.
— Tak bardzo cię przepraszam — wybełkotał chłopak, gdy wyciągał kartki spod jednego ze stolików. — Nie wiedziałem, że idziesz. To było naprawdę niechcą…
— Przestań! — przerwała mu, spoglądając to na jedną stronę, to na drugą. Wyraźnie chciała je poukładać w jakiś numeryczny czy alfabetyczny sposób, ale jej zrezygnowana mina wskazywała na to, że zajmie to wieki. Dmuchnęła w górę, by włosy wyszły jej z oczu i zaczęła ponownie grzebać w białej stercie prostokątów. — Też się zagapiłam, wina leży po obu stronach.
Nie spojrzała na niego jeszcze ani razu, kiedy on przyglądał jej się cały czas. Gdy usłyszał jej melodyjny, ciepły głos, przestał się poruszać, tylko przysiadł na łydkach. Trzymał w ręku kilka kartek, które po chwili gwałtownie mu wyrwała.
— Słuchaj, jeżeli chcesz mi pomóc to — urwała, gdy sama w końcu przeniosła na niego wzrok. Zmierzwione blond włosy, opadały delikatnie na czoło. Błękitne oczy tryskały energią i sympatią, a uśmiech, który po chwili się pojawił, sprawił, że poczuła dziwne odrętwienie w całym ciele. Czarna koszulka opinała się na silnych ramionach i brzuchu. — Uroczy — szepnęła bezgłośnie, nie kontrolując samej siebie. Czuła jak rumieńce parzą jej policzki, a oczy zaczynają szczypać od braku mrugania.
— Słucham? — Nachylił do niej ucho, mrużąc przy tym oczy. Ona w tym samym momencie cofnęła się delikatnie do tyłu. Potrząsnęła głową i ponownie zaczęła zbierać kartki, w jeszcze szybszym tempie.
— Shimura mnie zabije — rzuciła, stając na nogach. Chłopak podał jej ostatnie, trzy papiery prostując się przed nią. Był wyższy o głowę i spoglądał na nią z góry.
— Pracujesz dla tego dupka? — mruknął, drapiąc się po karku. Dziewczyna przygryzła dolną wargę, widząc, jak jego biceps mocno się napiął.
— Rządzi nami wszystkimi — mruknęła, spuszczając wzrok na podłogę. — Muszę iść... Naprawdę, muszę iść.
Wiedział o tym, ale tego nie chciał. Bez słowa go wyminęła, przyciskając papiery do klatki piersiowej i pognała przed siebie. Kakashi stanął za młodszym przyjacielem i z uwagą obserwował oddalającą się dziewczynę, tak samo jak blondyn. Idąc... A raczej prawie biegnąc, odwróciła się za siebie jeszcze dwa razy, by odnaleźć go wzrokiem. Błękitne oczy nie mogły się od niej oderwać.
— Jest śliczna — jęknął.
— Nie zaprzeczę — odparł szarowłosy, zakładając na siebie bluzę.
— Widziałeś jej oczy?! — żachnął się, zwracając ku Hatake. — Soczyste takie... Zielone…
— Widziałem, widziałem — zaśmiał się, podciągając suwak pod samą szyję.
— A jej głos... — Uzumaki próbował założyć w nieudolny sposób bluzę.
— Zamknij się już, Naruto — rzucił, idąc w kierunku drzwi, przez które się tu dostali. — Zachowaj swoje fantazje dla siebie, okey?
— Kiedy ja lubię otwarcie mówić o swoich uczuciach — mruknął, doganiając go.
— Ty o wszystkim mówisz zbyt otwarcie — parsknął.
— No nieee! — Zatrzymał się w miejscu. — Mieliśmy o tym zapomnieć, stary! — krzyknął, rozkładając bezradnie ramiona.
— O takich rzeczach się nie zapomina!
***
Wrzask. Tylko tyle można było teraz usłyszeć w skrzydle medycznym. Kurenai nie przestawała krzyczeć. Była ciągle w jakimś obłędnym amoku, bała się wszystkiego, na co spojrzała. Została rozebrana do naga i wrzucona pod prysznic, który okalały prowizoryczne, plastikowe ściany. Oblewano ją gorącą wodą, a jakaś kobieta, odziana w foliowy kombinezon, szorowała ją nieuważnie gąbką. Opryskiwali jej ciało płynami dezynfekującymi i oblewano kolejnymi litrami wody.
— Zostawcie mnie! — Płakała. Wrzeszczała, wiła się z bólu i błagała o to, by jej nie dotykać. Próbowała się wyrwać, ale sanitariusze na to nie pozwalali. Nie mogli.
Skończyła na łóżku – odziana w zwykłą, szpitalną koszulę - przypięta do niego minimum dziesięcioma pasami. W kątach chłodnego pomieszczenia znajdowali się strażnicy z bronią. Leżała nieruchomo i trzęsła się ze strachu. Dostrzegała kątem oka, jak zza wielkiej szyby obserwowali ją jacyś medycy, którzy gorąco dyskutowali na jej temat, pokazując na nią palcami.
Jej głowa w mechaniczny, błyskawiczny sposób zwróciła się w kierunku drzwi, które się otworzyły. Do środka wkroczyła młoda dziewczyna, której różowe włosy związane były w kucyka. Na twarzy miała przewiązaną maskę, a od jej oczu biło współczucie i żal.
— Przepraszam za to wszystko — szepnęła, spoglądając na okno, za którym widnieli lekarze, a między nimi jedyny, umundurowany człowiek. Shimura nie mógł odpuścić takiego widowiska. — To rutynowa procedura, stosowana wobec ocalałych.
Kurenai nadal leżała w zupełnym bezruchu, wodziła za dziewczyną wzrokiem, a jej usta nawet nie zadrżały. Sakura naciągnęła na dłonie gumowe rękawiczki, po czym chwyciła wenflon ze sporym dozownikiem i pojemnik, który po umieszczeniu we wcześniej wspomnianym wihajstrze z igłą - wciągał w siebie krew. Usiadła na stołku obok łóżka i popatrzyła w oczy kobiety. Nie do końca wiedziała, co ma mówić i jak się zachowywać. Wszyscy pacjenci tego typu, byli z reguły rozjuszeni i przeszczęśliwi, że udało im się trafić do normalnej cywilizacji. Ta kobieta nie wykazywała jednak żadnych uczuć i do bólu przypominała robota.
— Dawno tego nie robiliśmy — westchnęła w końcu, próbując zachęcić brunetkę w jakikolwiek sposób do wymiany zdań. — Ostatnią, zdrową osobę znaleziono ponad dwa miesiące temu.
Sakura sama nie do końca wierzyła w swoje słowa i nie rozumiała zaistniałej sytuacji. Jednym z symptomów zarażenia, były całkowicie czerwone białka. Kobieta, która przed nią teraz leżała, miała zabarwione na brunatny kolor, tylko lewe oko. Prawe było zupełnie w porządku. Jej zachowanie było również poniekąd dziwne.
— Może mi pani powiedzieć, jak udało się pani przetrwać ten długi czas? — spytała niepewnie. Tenzou jednak nie odpowiedziała, tylko patrzyła dziewczynie prosto w oczy. — Może przeżył ktoś jeszcze... I czeka na pomoc. — Kurenai pozostawała jednak w milczeniu. — No dobrze, w takim razie... Pobiorę próbkę pani krwi. Nie będzie bolało.
Po ostatnich słowach, Haruno zmrużyła przyjaźnie oczy. Złapała delikatnie za rękaw, lewego ramienia kobiety i podciągnęła go do góry, by zacisnąć tam pasek. W tym samym momencie poczuła, jak jej ciało całkowicie zdrętwiało, a wszystkie jej wnętrzności wywróciły się do góry nogami. Na ramieniu kobiety widniały ewidentne ślady ugryzień. Nie jedno, nie dwa. Kilkanaście odciśniętych szczęk, strupów po ranach szarpanych.
— Weszła pani w bezpośredni kontakt z zainfekowanymi? — spytała, nie puszczając rękawa. Na to pytanie również nie uzyskała żadnej odpowiedzi, tylko beznamiętne spojrzenie.
Po chwili powieki Tenzou zacisnęły się mocno, a ona sama cała się napięła, przypominając sobie wszystko, co do tej pory przeszła. Zupełnie sama. Pojedyncze łzy wypłynęły z kącików zamkniętych powiek
Sakura czuła, jak Danzou wygląda na rękę kobiety zza szyby. Wiedziała, że stoi przed nią nie lada problem i jeżeli jej podejrzenia się sprawdzą, czeka na nią wojna domowa, w której jej wrogiem będzie właśnie on.
— Dobrze — szepnęła sama do siebie i przygotowała się do zabiegu. Wprowadziła w żyłę kobiety igłę, po czym zaczęła odprowadzać do fiolki potrzebną krew.
— Chcę zobaczyć moje dzieci — sapnęła nagle brunetka, przez co ciało Sakury się wzdrygnęło.
Haruno popatrzyła na nią, wyciągając delikatnie igłę. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co ta kobieta przeszła i nie miała pojęcia, w jaki sposób ją potraktowano.
— Oczywiście — odparła. Jednocześnie wiedziała, że być może jest to niemożliwe. — Oczywiście — powtórzyła, nerwowo i energicznie kiwając głową.
***
Yamato pędził przez wielki dziedziniec, obijając się ramionami o innych przechodniów. Ludzie klęli na niego pod nosem, jednak mało go to obchodziło. Jego ciało drżało ze strachu, a po głowie kołatały się coraz gorsze myśli. Od zniknięcia dzieci, a przynajmniej od momentu, kiedy to zauważył - minęły już cztery godziny. Nie panikowałby, gdyby powiedziały mu cokolwiek na temat tego, gdzie się wybrały. Nie dały jednak żadnej wskazówki, a mężczyzna zwiedził już wszelkie możliwe zakamarki dystryktu.
Kierował się właśnie do jednostki policyjnej, by zgłosić zaginięcie. Im bliżej niej był, tym jego kroki stawały się większe i szybsze. Zatrzymał się jednak na nieco wyższym od niego mężczyźnie, uderzając w jego klatkę piersiową nosem. Odbił się od przeszkody i złapał po chwili za nos. Rozmasował go i spojrzał na dwójkę stojących przed nim żołnierzy. Rozczochrany, szarowłosy facet, którego spojrzenie nie wyrażało nic więcej oprócz znudzenia, a obok niego - niższy o głowę, blondyn, który uśmiechał się głupkowato.
— Przepraszam — rzucił Yamato i ruszył przed siebie z zamiarem wyminięcia umundurowanych, jednak Kakashi zatrzymał go, łapiąc za przedramię. — Coś się stało? Spieszę się.
— Pan Tenzou? — spytał, patrząc mu prosto w oczy.
— Tak — odparł szatyn.
— Znaleźliśmy pańskie dzieci! — zawołał radośnie Uzumaki, chcąc, by mężczyzna się trochę rozchmurzył.
Dało to zamierzony skutek. Yamato odsunął od twarzy dłoń, a przygnębienie zastąpiła ulga i radość.
— Dzięki Bogu. — Wypuścił z siebie powietrze, kręcąc głową. — Gdzie byli?
— Wybrali się na wycieczkę do waszego starego domu — mruknął Hatake.
— Co?! — krzyknął, otwierając szeroko oczy. — Rozum im odjęło?
— Też się nad tym zastanawiałem — westchnął Kakashi.
— Gdzie ich znajdę?!
— W areszcie — wtrącił Uzumaki, drapiąc się po karku.
Yamato skinął w podziękowaniu głową, zwrócił się przed siebie, robiąc kilka kroków naprzód, by znaleźć dzieciaki. Ponownie jednak, zatrzymał go zimny ton wyższego mężczyzny.
— Znaleźliśmy również pańską żonę.
Tenzou zatrzymał się w miejscu. Przyjaciele wbili wzrok w jego plecy. Odwrócił się machinalnie w ich kierunku z miną, która wyrażała mieszaninę zaskoczenia, bólu i strachu.
Świetne opo! Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów!
OdpowiedzUsuńPopadłam w trochę nieciekawy stan psychiczny, ale planuję odludny weekend, więc coś wymodzę :)
UsuńI jestem! I przeczytałam! I mam dużo to powiedzenia xD
OdpowiedzUsuńOgólnie odbiegając od treści, chyba się powtarzam, ale cała moja taka... Hmmm... Nie wiem jak to nazwać, ale za każdym razem, jak widzę tu nowy rozdział, to czuję rosnącą ekscytację na temat tego, że będę mogła porównać treść Twojego opowiadania z oryginalną istotą filmu. Jesteś niesamowicie utalentowaną osobą. Jednocześnie w ogóle nie odbiegając od oryginalnego wątku - niesamowicie go wzbogacasz w dodatkowe motywy, które jeszcze bardziej sprawiają, że cała ta historia wciąga :) Zawsze się zastanawiam, jak opiszesz jakieś momenty i nigdy się nie zawodzę :)
Zaczynając od początku, fajne wprowadzenie. Akurat tu mi się podobało to, że nie wstawiłaś jakiejś sytuacji, która miała miejsce przed poprzednim zakończeniem w łóżkach, tylko od razu zaczęłaś od tej... "Misji" xD Cały opis wyprawy naprawdę mi się podobał, szczególnie wplatanie w to Naruto, który ich przyłapał. Ja, gdybym to pisała, stworzyłabym oddzielny w ogóle akapit czy coś, bo nie ogarnęłabym właśnie tego wplątania xD
Sytuacja, która w ogóle nie miała miejsca w filmie, czyli lądowanie Kakashiego do ich wyjścia ze stołówki. Tak fajnie to wkręciłaś, że nawet mi, któa oglądała film, to pasowało. Nie odczułam jakiejś nowości w treści. Mega opis Kakashiego z papiersoem. Ich rozmowa w drodze na stołówkę była tak lajtowo napisana, jakbym dosłownie oglądała jakiś film. Świetnie rozgrywasz dialogii. Pierwsze spotkanie Sakury i Naruto :3 Trochęsielankowe, jak z filmu romantycznego, ale fajne, naprawdę słodkie :3 "UROCZY" xDDD Wyobraziłam to sobie
Biedna kurenai. W filmie też mi strasznie szkoda było tej matki, jak ją tak szorowali :(
Sytuacja, gdy już leżała na stole wzbudzała dreszcze.
Końcówka, zabójcza. Ten szok, jaki przeżył Yamato. I ponownie świetnie rozegrane dialogi i sam pomysł, bo w filmie było zupełnie inaczej, a Ty chcąc nam dać kolejną dawkę Hatake i Uzumakiego, wplątałaś ich w to.
Kocham Cię za to opowiadanie i czekam z niecierpliwością na następne części. Buziaki! :*
Jestem poniekąd dumna z fragmentu, który nie miał miejsca w filmie xD
UsuńZrobiłam coś strasznego. Obejrzałam obydwa filmy. Tak, niestety, zrobiłam to. A wiesz, czemu żałuję? Bo wiem, co się wydarzy i jeśli nie zmienisz losów Sakury i Naruto, oraz Yamato, Kurenai, no jejku, wszystkich, to chyba Cię własnoręcznie utłukę! No nie mogę, nie mogę, nie mogęęęęęęę. Ty też nie możesz, no wiesz (nic nie zdradzam przed innymi czytelnikami). Nie zrobisz tego, prawda? :D
OdpowiedzUsuńPoza tym, że obawiam się o naszych bohaterów, jestem zadowolona, że obejrzałam te filmy. Jesteś niezła, naprawdę. Ja bym sobie raczej nie poradziła z czymś takim, a Ty nie dość, że świetnie ubierasz akcję w słowa, to jeszcze dodajesz coś od siebie (chwała Ci za to!). Podziwiam. :)
Świetna akcja w stołówce. Sakura i Naruto są prze-kochani, ich spotkanie było naprawdę UROCZE. :D Mam nadzieję, że rozwiniesz ich wątek i zmienisz ich losy, co? Bo przecież nie musi się dziać wszystko to, co w filmie, prawda? ^^
Wspominałam już, jak uwielbiam u Ciebie połączenie Naruto z Kakashim? Są świetni. Tworzą zgrany duet, naprawdę. Obaj odpowiedzialni, ale z poczuciem humoru i w dodatku świetnie się dogadują. Uwielbiam o nich czytać. :D
Szkoda mi Kurenai. Potraktowali ją tak przedmiotowo, jakby była jakimś syfem i w ogóle. Zero empatii, nic. Kobieta przerażona, zdziczała, a oni leją ją wodą jakby samochód myli. Biedna, naprawdę biedna. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jej strachu, gdy zarażeni ją gryźli, a ona nie mogła umrzeć. Przerażające.
Cieszę się niezmiernie, że wprowadzasz swoje akcje. Dzięki temu bardzo urozmaicasz to opowiadanie i przynajmniej nie mam stuprocentowej pewności, co się stanie. :D Poza tym, bardzo dobrze oddajesz emocje bohaterów - radość, strach, lęk, obrzydzenie, słowem: wszystko. Zarówno powrót szczeniąt do rodzinnego domu, przerażenie Kurenai oraz zdziwienie i nie mniejszy strach Yamato, gdy dowiedział się o żonie. Cudownie! Jestem zachwycona. Oooo tak, zachwycona, zdecydowanie...
Niecierpliwie czekam na rozdział czwarty. <3
Pozdrawiam! :*
Zaczynam żałować tego, że namawiałam Was, do obejrzenia tych filmów xD
Usuńcudowne, boskie, genialne...Sakura i Naruto- świetnie wykreowane postacie :) życzę weny i niecierpliwie czekam na rozdział 4!!
OdpowiedzUsuńWiem, że późno, nawet bardzo, ale nie miałam czasu, aby skomentować. A po drugie znów wykorzystałam (chociaż nie wiem, jaki cudem się to stało, skoro prawie z tego nie korzystałam) pakiet w telefonie. O tablecie nie wspomnę, to już inna kwestia.
OdpowiedzUsuńNie mam weny na jakikolwiek komentarz, nie mam pomysłu, boli mnie głowa, a właśnie zasiadłam do pisania 32 rozdziału na moim blogu. Nie mam pojęcia, jak go skończę, ale skończę. Dzisiaj. Muszę, bo si wkurzę. Będę siedzieć do pierwszej w nocy, ale go skończę. Niech nie zdziwi Cię fakt, że będzie trochę na siłę.
Co do Twojej notki, to jak zawsze mi się bardzo podobała, o dziwo zaczynam przekonywać się do rodzeństwa, ale mimo wszystko wciąż mam wrażenie, że coś, lekko mówiąc, odpieprzą.
Naruto i Kakashi - kocham ten duet.
Kurenai naprawdę potraktowali jak jakąś zarazę (całkowicie zgadzam się z Kushiną). Kto to widział, żeby tak traktować człowieka, chociaż nie ukrywając, znam parę osób, które inne traktują dosłownie jak zapchlone psy albo jak jakieś robactwo co to się niepotrzebnie przypętało. Nie znoszę takich ludzi. Kompletny brak szacunku do drugiej osoby... Ech, ale nie zmienisz społeczeństwa. Samemu się ciężko zmienić, a co dopiero kogoś... No dość. Czekam na rozdział czwarty.
PS Zastanawiam się, czy nie założyć kolejnego bloga. Opierałby się na uniwersum Naruto oczywiście, ale do rozpoczęcia tej historii zainspirowała mnie pewna powieść, gdzie miłość jest ukazana jako choroba. Nie będę Ci spojlerować, ale błagam Cię, pomóż mi zdecydować, ponieważ uważam, że wpadłam naprawdę na świetny pomysł, tylko nie mam pewności czy go zrealizować. Z góry dziękuję za radę, co mam zrobić, bo już tkwię w tym od prawie dwóch miesięcy i nie zdecydowałam jeszcze.
Pozdrawiam,
Rani ;*
Jiiiiiii, wiedziałam. Wiedziałam, że Shiro i Tanja zaczną się w chociaż minimalnym stopniu podobać :D
UsuńNie wiem, czy już komentowałam < pewnie tak>, ale zrobię to ponownie, ponieważ twoje notki, mimo iż bazują na filmie są wprost genialne. Opisujesz wszystko z wielką dokładnością. No i jeszcze początek wątku narusaku------> zniewalające :) Czekam na kolejną notkę :) Pozdrawiam i życzę Ci weny
OdpowiedzUsuńTak jak wspomniałam wcześniej. Mam problemy, ale planuję samotny, spokojny weekend, więc poświęcę go na pisanie :)
UsuńMogłabyś mi powiedzieć jak się nazywa ta piosenka zaczynająca się od słow face to face, eye to eye ? z góry dzia :*
OdpowiedzUsuńAll good things - fight :)
Usuńhttp://narusakulive.blogspot.com może zerkniesz? Sorry, że nie w zakładce SPAM, ale nie wiem, jak często tam zaglądasz, a mi po prostu bardzo zależy na nowych komentarzach...chyba rozumiesz, tak po fachu XD :)
OdpowiedzUsuńTeraz tak zwróciłam uwagę na godzinę dodania. Serio dałaś rozdział o 3 godzinie? XD Czepiam się szczegółów, tak, które u mnie też są.
OdpowiedzUsuńNiestety ten komentarz nie będzie taki długi ;/
Wybaczysz panno Mayako?
Przechodząc do właściwej treści:
Wo! Odważny krok z tą Kurenai, serio. Wiesz, że teraz będę cię nękała abyś wszystko dokładnie wyjaśniła, jak udało jej się przeżyć, jakie zmiany zaistniały w jej organizmie, czemu ona żyje, a może ona jest już nie żywa? I co jak zobaczy swojego "ukochanego"? Nadal pała do niego miłością? Ja myślę, że jednak nie i będzie chciała się zemścić albo coś, ale to tylko takie moje podejrzenia.
Kakashi i Naruto <3
Co do powolnego rozkręcania się wątku Naruto i Sakury. Ta kobieta nawet mnie nie wkurza póki co, mimo że jej imię już jakoś mnie zniesmacza. A może wprowadziłabyś tu Gaare? Jejku ale byłabym przeszczęśliwa XD
Co do rodzeństwa. Rozumiem Shiro, ale Tanja... No naprawdę. Szkoda gadać, bo serio zachowała się w głupi sposób, chociaż nie jest już takim dzieciakiem przecież. Nie wiem co mam o niej myśleć.
Zostawię sobie ją na deser.
No to teraz pozostało mi tylko czekać :3
Hahah, często dodaję rozdziały w środku nocy... W sumie, prawie zawsze. xD To przez to, że siedzę i je poprawiam, dopóki nie uderzę głową o biurko. :D
UsuńWybaczę? Cieszyłabym się nawet przez głupie "Fajny rozdział". Jak wspomniałam w poprzedniej odpowiedzi, do poprzedniego komentarza - jaram się jak... Jak nie wiem, nie ważne. xD
Sprawa Kurenai będzie wyjaśniona w treści, o to możecie być spokojni. :3
Gaara... Miał tu być, potem miało go nie być... Potem znowu miał być i skończyło się na tym, że go nie będzie... No ale... Ale no, może coś mi się uda wydumać. :D
Oglądając film, też nie bardzo byłam za Tammy, ale pod koniec doszłam do wniosku, że nie była taka zła jako starsza siostra. Ach, kwestia gustu, nie każdy musi lubić to samo co inna osoba, czyż nie? :)
Odpowiadając na jeszcze tamten komentarz. Mowisz ze gra tam Jeremy. No to kurcze musze goscia zobaczyć w akcji xd
OdpowiedzUsuńPowiem ci ze sama przyjemność sprawia mi pisanie takich komentarzy z ktorych ludzie sie ciesza. Powinnam to robić częściej.
No a ty masz pisać rozdział i dodawać go jak najprędzej :3
Jestem tutaj i już się mnie raczej nie pozbędziesz. Przeczytałam ten rozdział pobieżnie, ale nadrobię, jak tylko znajdę czas. Boski szablon, tak na marginesie. Wracam niedługo.
OdpowiedzUsuńBędę czekać z niecierpliwością. :)
Usuńw jakim programie robisz szablony?
OdpowiedzUsuńW gimpieeeeeee
UsuńMasz zajebistego bloga! A tak w ogóle to hej ;* Trafiłam na niego niedawno (dziś rano :P) a historia całkowicie mnie pochłonęła! Jeszcze nie czytałam takiego opowiadania ;) Jest naprawdę niesamowite i nie wiem dlaczego kojarzy mi się z Igrzyskami Śmierci O_o to przez te dystrykty.. xD Rodzeństwo przypadło mi do gustu i bardzo kojarzy mi się z Tsunade i jej młodszym bratem który nie wiem jak ma na imię xP Te skojarzenia.. i słaba pamieć.. Rozczuliło mnie to że pokonali tak niebezpieczną drogę po zdjęcie matki :) to było słodkie.. (może aż za bardzo >.<) Yamato.. ogólnie w anime bardzo lubię jego postać i jest jedną z moich ulubionych, a Ty! Ty zrobiłaś z niego.. żeby nie powiedzieć brzydko tchórzliwego dziada! Nie mogę się z tym pogodzić ;__; Kurenai.. Kurenai i Yamato?!? Co?! :D Asuma przewraca się w grobie ;D NaruSaku! Hurra! Bardzo ich lubie i wydaję mi się że NaruSaku jest o wiele lepsze niż SasuSaku którego nieznosze.. jestem niemodna xC KibaHina! I kolejny plus dla Cb! Ich też uwielbiam i niestety bardzo rzadko (a właściwie prawie nigdy -.-) ktoś o nich wspomina ;(( Kakashi.. jest! Moja najulubieńsza postać! Chyba wymyśliłam słowo xD Mam nadzieję że będzie go więcej! Proooszę rozwiń jego historie i opowiedz więcej o jego rodzinie! Jestem strasznie ciekawa jego historii i czekam na nią z niecierpliwością! Na razie wiem że miał żonę i dziecko ale.. co się z nimi stało?! XD Domyślam się ale chce mieć czarno na białym! Błaaaagam Cię! :D Czekam na następny rozdział i życzę dużo weeeny! (Wypełnij mą prośbę! XD ale jestem upierdliwa T.T) Pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuń