7 gru 2014

V. Kod czerwony

– Naruto! – Chłopak poderwał się na łóżku, czując, jak ktoś brutalnie szarpie jego ciałem, przerywając mu słodki sen. – Wstawaj, pajacu!
– Coooo... – mruknął przeciągle, przecierając piąstkami oczy. Spojrzał na stojącego obok Kakashiego, ubranego w same bokserki i wykrzywił usta w chińskie osiem. – Weeehe! Idź mi stąd z tym negliżem!
– Wstawaj przygłupie, zobacz która godzina! – Szarowłosy złapał za róg kołdry i zerwał ją z blondyna. Po chwili dosłownie zieleniał, spostrzegając, iż chłopak ma na sobie jeszcze mniej garderoby, niż on sam. – Oooo, zgrozo! Ty pieprzony hipokryto! – ryknął, odskakując do tyłu. – Co za koszmar!
Uzumaki roześmiał się głośno i dopiero po chwili, z powrotem, nakrył kołdrą. Opadł na poduszkę i próbował ujarzmić oddech.
– Wstawaj! – ponaglił go mężczyzna, zerkając na niego przez palce.  – Nie! Chryste, ubierz się i dopiero wstań!
Niebieskooki poleniuchował jeszcze kilka chwil, gdy przyjaciel brał prysznic. Niedługo później, sam zajął łazienkę i spłukał z ciała wczorajsze wydarzenia, które zaczęły go znowu dręczyć. Odgłosy dochodzące z jego brzucha, rozwiały jednak wszelkie pomyślunki i zmusiły do szybszego wykonywania czynności.
Ogarnęli się w przeciągu godziny. Elektroniczny zegarek wyświetlał szesnastą trzydzieści osiem. Nocna warta zbliżała się nieubłaganie, a ich żołądki wołały o pokarm. Opuścili mieszkanie, ubrani w wojskowe mundury i skierowali się do budynku, w którym znajdowała się stołówka.
Spacer ulica nie należał do rozmownych, ale i takich, które w ogóle mogłyby należeć do sympatycznych. W powietrzu coś wisiało, co Naruto od razu wyczuł. Nie odezwał się jednak, twierdząc, że przyjaciel po raz kolejny posądzi go o głupotę.
– Dziwnie się czuję – oznajmił cicho Hatake, odpalając papierosa. Wrzucił zapalniczkę do kieszeni kurtki, wciągnął do płuc sporą ilość dymu, wypuszczając go dopiero po dłuższej chwili.
– To dobrze – skwitował zamyślony blondyn. Dobrze, bo nie był w tym sam, ale samo uczucie nie było już takie wspaniałe.
– Co? – żachnął się szarowłosy, zwracając ku niemu zdziwiony wzrok.
– Znaczy... No, też to czuję... – Kopnął jakiś drobny kamyczek, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
– Ty ciągle coś czujesz – prychnął mężczyzna.
– Bo ja, mój drogi, mam intuicję! Rozumiesz? Intuicję! – krzyknął bardzo ostentacyjnie, akcentując słowa w denerwujący sposób.
– Ta, dupę chyba... – Uzumaki zatrzymał się, a jego usta zwęziły w cienką linię. Przez chwilę miał ochotę podłożyć mu nogę, jednak dogonił go i zaczął mu dokuczać, wiedząc, że da mu to więcej satysfakcji.

Na stołówkę dotarli jakieś dziesięć minut później. Była mocno przeludniona, przez co od razu się zniechęcili. Ich uwagę przywołał znajomy gwizd - Madara stał w kolejce i zdecydował, że wpuści ich przed siebie.
Uchiha zaczął opowiadać Kakashiemu o swojej nocnej przygodzie z barmanką, a Naruto wbijał nieobecny wzrok w poruszający się tłum. Gdzieś tam w głębi jego zaspanej duszy, tliła się mała nadzieja na to, że gdzieś, z pomiędzy tych wszystkich zielonych mundurów, wyłoni się różowy punkt. Niestety, wyczekiwał go aż do momentu, gdy zasiedli przy stoliku... Później zrezygnował, ponieważ jego żołądek nie dawał mu spokoju.
– Co za dzień... – Usłyszeli westchnięcie, a chwilę później krzesełko obok Kakashiego, zajął Gaara. – Wszyscy mają podniesione ciśnienie, przez tę kobietę, którą znaleźli.
– Co z nią nie tak? – mruknął szarowłosy, grzebiąc widelcem w marchewce z groszkiem.
– Jeszcze nie wiemy – odparł, spoglądając na zegarek, zamieszczony na nadgarstku. – Za piętnaście minut, nasz spec od genetyki, ma się tym zająć... Major jednostek medycznych, taka różowa. Danzō strasznie ją ciśnie, szkoda mi jej.
Naruto poczuł, jak kawałek kurczaka staje mu w gardle. Uderzył się w nie dłonią, jakieś trzy razy, po czym złapał do ręki szklankę, by to jakoś przepić. Już wyciągnął rękę do Sabaku, ten jednak zwabiony czyimś głosem - podniósł się i odszedł od stolika, zostawiając go w niewiedzy,
– Chyba mówił o twojej księżniczce – prychnął Hatake, wycierając usta serwetką.
– Zamknij się – burknął.
– Nie mogłeś go zapytać, o jej imię? – wtrącił Uchiha, dłubiąc wykałaczką w zębach.
Blondyn poczerwieniał na twarzy i sprawiał wrażenie, iż zaraz wybuchnie ze złości. Wbił widelec w kurzą pierś i zrobił zeza, wypuszczając powietrze z płuc.
– Chyba miał taki zamiar – roześmiał się szarowłosy, po czym kręcąc głową; podniósł się, by odnieść tacę do jednego z okien zmywaka.
– Naruto, jak będziesz się tak długo zabierał do tego, by ją poznać, to się zestarzejesz – skwitował brunet, wodząc wzrokiem nad głową niebieskookiego. – Albo ona wyjedzie... Albo zachoruje... Albo ktoś sprzątnie ci ją sprzed nosa... Albo...
– Już! – krzyknął, zaciskając usta. – Zrozumiałem aluzję!
– Nie drzyj się tak – chrząknął Kakashi, wracając na swoje miejsce. Spojrzał na swoją dłoń i ściągnął do siebie brwi – Kurwa, skaleczyłem się.
Naruto chcąc nie chcąc, zerknął odruchowo na dłoń przyjaciela i poczuł zawrót głowy. Wstał i chwiejnym krokiem odszedł, zabierając przy okazji tace Madary, by nie musieć tego obserwować.
Wielki zegar, znajdujący się nad ladami, gdzie wydawane było jedzenie - wskazywał za piętnaście szóstą. Chłopcy zebrali się ze stołówki, a przed budynkiem, każdy z nich ruszył w swoją stronę.
Uzumaki zmienił jakiegoś chłopaka, którego znał tylko z widzenia. Wieczór był chłodny, lecz nic nie zapowiadało deszczu. Granatowe niebo, upstrzone gwiazdami, rozpościerało się nad jego głową i jako jedyne, dzisiaj, dawało mu troszkę ukojenia, samym widokiem. Ulokował się przy barierce, oparł o nią i rozejrzał po pozostałych stanowiskach, chcąc ogarnąć z kim spędzi dzisiejszą, niespokojną noc.

***

Pędziła na złamanie karku, po stromych schodach, wezwana przez Shimurę, który niecierpliwie czekał na wycieczkę do laboratorium, gdzie miała zrobić badania. W walizce, którą trzymała w dłoni, znajdowały się dwie fiolki z krwią Kurenai Tenzou. Dziewczyna miała co raz więcej obaw. W głowie kołatały się różne myśli, jednak wychodziła z założenia, że jeżeli jej podejrzenia są prawdziwe, to wytatuuje sobie na środku czoła, słowa: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Danzō czekał na nią w pokoju socjalnym i dopijał kawę, siląc się na uprzejmości, wobec jakiejś gadatliwej pielęgniarki, która krzątała się po pomieszczeniu. Gdy różowowłosa stanęła w progu, mężczyzna odstawił kubek, podniósł się, poprawił mundur i ruszył za nią do podziemi.
Przemieszczali się długim korytarzem, który doprowadził ich do wielkiego centrum badawczego, podzielonego na kilkadziesiąt stanowisk. Haruno odnalazła wolne miejsce i położyła walizkę na białej ladzie, zaraz obok mikroskopu. Danzō przysiadł kilka metrów za nią, na wysokim krzesełku i sięgnął po książkę z naukową terminologią.
– Długo ci to zajmie? – spytał, na co zadrżała. Zagryzła dolną wargę, zastanawiając się, kiedy to przeszli na ty. To, że był jej przełożonym, nie znaczyło, że mógł ją traktować jak chciał. – Wiesz, że nie możemy jej tu trzymać, jeżeli jest...
– Chwilę – wtrąciła, hałaśliwie odbezpieczając zaszyfrowany kufer.
Założyła lateksowe rękawiczki, wyciągnęła z niego jedną z fiolek i chwyciła dwa szkiełka, pomiędzy którymi rozprowadziła krew. Moment później walczyła już z ostrością szkła w urządzeniu, by móc oznajmić i sobie, i jemu - sporo już wyczekiwany, werdykt. Wystarczyła chwila i zdrowe oczy, by wiedzieć, że tej cieczy sporo brakuje do tego, by nazwać ją... Normalną. Drobne punkty, wiły się w płynie i mnożyły w oczach.
– Nie ma wątpliwości... – wyszeptała, odchylając się od mikroskopu. Wbiła wzrok przed siebie, czując w środku coś bardzo dziwnego. – Ma wirusa... Jest zainfekowana...
W duchu głośno przeklinała. Mimo wszystko, miała nadzieję, że ta kobieta będzie mogła normalnie żyć. Usłyszała kroki, które zatrzymały się tuż za nią.
– Dlaczego więc nie widać symptomów? – spytał, patrząc na jej drżące dłonie, którymi chwyciła za krawędź blatu. Sam splątał ręce na nerkach i czekał na jej odpowiedź.
– Nie wiem... – szepnęła, kręcąc nerwowo głową. – Nie mam pojęcia...
– Haruno... Co ci podpowiada intuicja? – Nachylił się nad jej głową i spoglądał na blady policzek dziewczyny. – Podaj jakieś możliwości, przecież tym się własnie zajmujesz.
– Może to genetyczne uszkodzenie, które działa jak system obronny... – Zwróciła się w jego kierunku, nabierając pewności siebie. Odsunął się i spojrzał jej w oczy. – Anomalia genetyczna, dzięki której układ immunologiczny poradził sobie z wirusem... Nie mam pojęcia, jednak wiem jedno... – Zdjęła rękawiczki, podniosła się i podeszła do kosza na odpady, by pozbyć się próbki, którą szczelnie zabezpieczyła. Zwróciła się w kierunku mężczyzny i poczuła dziwny ucisk w gardle, który z początku nie pozwalał jej dokończyć myśli. – Wirus w dalszym ciągu znajduje się we krwi i ślinie... Więc, można powiedzieć, że nie jest w pełni odporna. Jest... Nosicielką.
Mężczyzna wypuścił ze swych płuc powietrze, mrugając z zaskoczeniem oczyma. Widocznie nie tylko dla niej, cała ta sytuacja, była dosyć przerażająca. Rozplątał dłonie i wsparł się o blat, zastanawiając się nad czymś chwilę.
– Chce pani powiedzieć, że spokojnie może zarażać innych? – spytał, przerywając niezręczną ciszę.
– Dokładnie tak. – Pokiwała zgodnie głową. – Z całą pewnością...
Mężczyzna odbił się od stołu i wyminął ją, niesamowicie szybkim krokiem. Wypadł na ścieżkę, która prowadziła między innymi stanowiskami. Wszyscy, zebrani w laboratorium medycy, naukowcy i sanitariusze, spoglądali na jego postawę. Sakura wybiegła za nim, chcąc powstrzymać jego zamiary, które był jej doskonale znane. Złapała go za ramię i nie omieszkała nim szarpnąć, by się zatrzymał.
– Jeśli organizm tej kobiety wytworzył przeciwciała, to jest ona niezwykle cenna! – krzyknęła, tupiąc na potwierdzenie stopą. Choć spoglądał na nią gniewnie, nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić. – Jesteśmy w stanie odnaleźć w jej krwi klucz, który posłuży nam do stworzenia szczepionki... A może nawet lekarstwa!
– Nie! – ryknął, zwrócił się na pięcie i ruszył jeszcze pewniej przed siebie. – Nie możemy pozwolić na to, by ktokolwiek się zaraził!
Haruno poczuła zagrożenie za plecami, gdy żołnierze, widzący jej zachowanie, ruszyli prosto za nią. Nadal jednak nie czuła się na tyle słaba, by przerwać tę walkę.
– Bardzo pana proszę, generale! – wrzasnęła, wybiegając przed niego. Zatrzymała go dłonią i zmarszczyła czoło. – Potrzebujemy czasu, by przeprowadzić badania i testy! To niedorzeczne, by marnować, jedyną w świecie okazję na to, by temu wszystkiemu zaprzestać! – Danzō ją jednak zignorował i ruszył przed siebie. – Świat nadal jest zagrożony! Chcesz się, kurwa, czuć winny, gdy przyjdzie co do czego?!
Rumor, który panował na hali, ucichł, jakby odjął ręką. Stała w miejscu, głośno dysząc i czekała, aż ktoś wpakuje jej kulkę w łeb, za niesubordynację. Shimura odwrócił się w jej stronę, ze zmrużonymi powiekami i rozchylonymi, w złości, ustami. Zbliżył się do niej, nachylił nad jej twarzą i parsknął głośno:
– Może je pani przeprowadzić na zwłokach!
Zadrżała, czując jak ślina mężczyzny trafiła, w formie nieświeżej bryzy, prosto na jej brodę i szyję.
Zagotowała się w złości, jednak nie wydusiła z siebie już nawet słowa. Obserwowała, jak generał opuszcza laboratorium, w towarzystwie innych żołnierzy. Jej ramiona uderzyły o ciało, opadając wzdłuż niego, a powieki zamknęły się, by mogła spokojnie ustabilizować oddech.
– Pierdolony skurwiel! – ryknęła nagle, kopiąc w krzesło, pobliskiego stanowiska. – Niech cię szlag, Shimura!

***

Skradał się korytarzami podziemi, pokonując kolejno wszystkie przejścia, jakie dzieliły go od ukochanej. Łamał prawo - w jego mniemaniu, w dobrej wierze. Krył się, przed patrolującymi żołnierzami, by przypadkiem nikt go nie przyłapał i nie zatrzymał. Musiał do niej iść. Nikt nie mógł mu w tym przeszkodzić.
Cyklicznie - co 5 minut - urządzenie, w którym umieszczał kartę magnetyczną, pikało, dając mu znak na przejście. Im bliżej niej był, tym bardziej źle się czuł. Czucie w kończynach gdzieś uciekło, suchość w gardle mocno drażniła, a brak jakiegokolwiek argumentu na swoje usprawiedliwienie - zabijał. Mimo to, nie mógł dłużej zwlekać. Ona tam była, a on winien był jej przeprosiny.
Gdy znalazł się już przed ostatnią przeszkodą, zatrzymał się. Widział ją już przez okno widokowe. Leżała tyłem do niego, przypięta do łóżka. Miała dłuższe włosy, których czerń wypłowiała. Stąd dostrzegał, jak bardzo wychudła, zmarniała. Coś ukuło jego serce, a przed oczami pojawił się jej widok, gdy wołała o pomoc, stojąc w oknie domu, z którego uciekł. Żałował, lecz za późno.
Przyjrzał się po raz ostatni, swojemu odbiciu w szybie i wziął głęboki wdech. Wyjął z kieszeni kartę i zbliżył się do drzwi. Urządzenie wydało z siebie po raz kolejny, irytujące pik, a blokada drzwi puściła. Złapał za klamkę i pociągnął ciężkie skrzydło do siebie. Wszedł do małego pomieszczenia i spojrzał na jej twarz. Miała zamknięte oczy i miarowo oddychała.
– Kurenai... – wyszeptał, zupełnie niekontrolowanie. Kobieta rozchyliła powoli powieki i zwróciła głowę w jego kierunku. Cały drżał, niesamowicie mocno. Wyglądał, jakby miał zaraz dostać padaczki. Ocierał o siebie dłonie, czując jak jego oczy wypełniają łzy, a serce otula strach. Kolorowe tęczówki, wywiercały w jego ciele dziury. Cóż, niczego innego się nie spodziewał... – Cześć skarbie... Kochanie...
Mrugnęła kilka razy. Nie poruszyła żadną, inną częścią ciała. Obserwowała go, zastanawiając się, czy to na pewno on. Jej mąż. Ten, który pozostawił ją samą.
– Tak mi przykro... Przepraszam... – jąkał się, niemiłosiernie. Trząsł, co raz bardziej. Płakał, nie mogąc już tego powstrzymać. Dzień sądu nadszedł znienacka, trzeba było się z nim zmierzyć. – Tak bardzo się bałem... Nie powinienem wtedy uciekać, nie powinienem cię zostawić! Ale... Bałem się... Stchórzyłem...
Zrobił krok do tyłu i oparł się plecami o ścianę, czując, jak ból w jego głowie pulsuje, a oddech staje się ciężki, pod naporem jej wzroku i milczenia. Zamknął powieki i zaczął zanosić się od płaczu, niczym niemowlak.
– Proszę, wybacz mi... – wysapał.
– Kocham cię, Yamato.
Na te słowa, jego powieki rozchyliły się, ukazując błyszczące od łez, ciemne tęczówki.
– Tak? – wyszeptał, nie potrafiąc wyzbyć się szoku... – Tak... O matko... Kurenai... – Jego ciałem wzdrygnął silny wstrząs. – Ja też cię kocham... Tak bardzo cię kocham...
Zbliżył się do łóżka, a jego łzy - spadły na jej cienką, szpitalną koszulę. Patrzył prosto w jej oczy... Przejechał dłonią po jej zranionym policzku, następnie kciukiem po spierzchłych wargach. Nie wiedział, czy śnił... Wiedział, że wróciła... Że los, jednak, nie był wobec niego taki zły... Odzyskał ją.
– Przepraszam... – powtórzył, po raz ostatni.
Nachylił się nad nią i dotknął wilgotnymi wargami, jej suchych ust. Przywarł do nich, czując przyjemny skurcz, który rozszedł się po całym jego ciele. Pogłębił pocałunek, czując ciepły język żony. Nie przerywał... Czuł, że jej tęsknota, jest równa jego. Czuł...
– Hshhh... – prychnął w jej usta.
Otworzył nagle oczy i zastygł w bez ruchu. Po chwili oderwał się od niej, mechanicznie podrygując. Coś szamotało jego ciałem. Kobieta z przerażeniem obserwowała dziwne konwulsje męża, który zaciskał oczy i szaleńczo dyszał oddychał. Syczał, parskał... Wykręcał ciało w przerażający sposób.
– Yamato? – szepnęła. Bała się? Była przerażona... – Yamato?!
Mężczyzna zakasłał, po czym zgiął się w pół. Zwymiotował obficie krwią i poderwał się po chwili ku górze. Uderzył plecami o szybę okna. Splątał dłonie na piersiach, a z jego ust zaczęła wydobywać się spieniona ślina. Warczał, pluł posoką... Aż w końcu wydał z siebie stłumiony wrzask bólu, odchylając do tyłu głowę. Brunetka drżała, obserwując go z szeroko otwartymi oczyma. Ponownie wyrzucił z siebie sporo krwi... Z jego spojówek i kanalików łzowych, również zaczęła wypływać jucha... Spływała po jego policzkach, niczym niespełna kilka minut wcześniej - łzy. Zaczął się miotać, uderzać pięściami, kolanami, głową o ścianę. Zaciskał mocno zęby, spomiędzy których wydostawała się ślina, zmieszana z rubinową cieczą. Wrzeszczał, szarpał się za włosy. Upadł na ziemię, rzucał się po niej jak szaleniec. Chwilę później, stał na nogach, zrzucał z szafek wszystkie przedmioty.
– Yamato! – krzyknęła, lecz na marne.
Krzyczał co raz głośniej. Miotał się co raz bardziej. Uderzał co raz mocniej. Rzygał. Wylewał z siebie skażoną krew, która była już wszędzie.
– YAMATO! – zatrzymał się. Spojrzał na nią. Jego białka, stały się już czerwone. W oczach malowała się dzikość, furia i chęć mordu.
Podbiegł do łóżka, z którego próbowała się wydostać. Kołysał się nad nią, dosyć energicznie; zaciskał szczęki. Chwycił jej włosy i pociągnął w swoją stronę, po czym zaczął okładać jej twarz pięściami... Uderzał... Raz, drugi, trzeci... Łamał jej kości, żuchwę. Zaczęła się krztusić krwią, próbując wołać o pomoc. Wpił zęby w jej szyję, docierając do mięsa. Wyrwał kawał skóry i wypluł go. Nie zabijali z głodu... Tylko dla zabawy. Złapał jej twarz w dłonie. Próbowała krzyczeć, ale jej gardło było rozszarpane. Charczała i poruszała kończynami. Zaczął wciskać jej oczy, w głąb czaszki kciukami, gdy wydzieliny z jego ust, kapały na jej dekolt.
Nadszedł początek końca.

***

Shimura podążał z bronią w ręku, w towarzystwie innych żołnierzy. Korytarze zalane były posoką innych mundurowych, którzy zostali zaatakowani, przez zainfekowany obiekt. Dotarł do małej sali, w której znajdowała się Kurenai Tenzou i z obrzydzeniem spojrzał na to, co tam się pozostało.
Po chwili biegł już na górę, skąd mógł nawiązać wszelkie połączenia...

– Tu generał, do centrum dowodzenia!
Centrum dowodzenia, zgłaszamy się.
Mówi generał Shimura...

Stała w łazience, zupełnie sama. Naprzeciwko lustra, próbowała uspokoić spazmatyczny oddech, spowodowany nerwami. Czuła coś złego. Czuła niebezpieczeństwo i strach...
Wszystkie jednostki mają się przygotować, do wykonania kodu czerwonego– Zatrzeszczał jeden z głośników. Zwróciła się energicznie w jego stronę, a różowe kosmyki przylepiły się do wilgotnych policzków. – Na mój rozkaz!
– Ja pierdolę.

Zrozumiałem.
Pełna gotowość.
Do wszystkich posterunków: zaczynamy za 30 sekund!
Komunikat specjalny: W centrum medycznym mamy ognisko wirusa! Niech opuszczą go wszystkie oddziały!
Do wszystkich jednostek: odbezpieczyć broń!
Potwierdzam!
Przygotujcie komunikację, połączcie ze wszystkimi jednostkami zewnętrznymi!
Przygotujcie wyznaczone strefy!
Przenieście cywili do zamkniętych stref!
Tu generał Shimura. Niech personel zabezpieczy bunkier. Proszę o potwierdzenie zamknięcia!
Bunkier zabezpieczony!
Generale, jakie rozkazy?!
Wprowadzić kod czerwony.

– Kakashi, zgłoś się – Naruto odbezpieczał broń, biegnąc na drugi koniec dachu.
Odbiór.
– Ogłosili alarm, czy to mnie się coś popierdoliło?
Właśnie miałem spytać o to samo, Ciebie – odparł, przelatując helikopterem nad głową Uzumakiego.
Blond włosy, poruszyły się energicznie, a jego ciało uderzyło o barierkę, gdzie od razu zaczął ustawiać broń.
– Kurwa... Kurwa, kurwa! – szeptał, czując w ustach krew.

– Tanja! – Blondynek zeskoczył z łóżka, gdy lampy w celi zaczęły wariować. Mrugały, doprowadzając do szału, a z zewnątrz, przez okna dostawał się rumor z głośników, wrzaski żołnierzy i wycie jakiegoś alarmu. Dziewczyna poderwała się z krzesła i złapała chłopca w ramiona. Usiedli na brzegu łóżka i popatrzyli, na pilnującego ich żołnierza.
Mężczyzna zmarszczył czoło i wcisnął guzik radia.
Wszystko w porządku, o nic się nie martwcie. – Usłyszeli jego głos, który dostał się do nich przez głośniki, znajdujące się nad pancernym oknem. – Pójdę sprawdzić, co się stało. Zaraz wracam.
– Pewnie nic się nie dzieje – wyszeptała, chcąc uspokoić brata. Zapomniała tylko, że nie jest taki głupi.
– Nie sądzę... – mruknął, odsuwając się od niej. – Nie brzmi jak nic. – Wbił wzrok w szybę, wyczekując mężczyzny.
Oboje podnieśli się, widząc za następnymi drzwiami, gwałtownie poruszające się cienie. Zbliżyli się do pancernej szyby i spoglądali na półprzezroczyste, zielonkawe szkło, metalowych skrzydeł, za którymi coś się działo. Zapadła cisza, a mruganie lamp ustało. Ktoś nagle przez nie wpadł i prędko dobiegł do szyby, uderzając o nią.
– O kurwa! – wrzasnęła dziewczyna, po czym oboje wylądowali na podłodze, cofając się po niej na tyłkach i krzycząc ze strachu.
Do okna przykleił się żołnierz, który dotrzymał słowa i wrócił. Jego białka, stały się brunatne, a z ust lała się krew, którą obryzgał całe okno.
– Pomocy! – wrzeszczeli, gdy walił w szybę pięściami.
Głuchy wystrzał broni sprawił, że przestali oddychać. Na szybie powstała dodatkowa, wielka plama juchy. Głowa żołnierza uderzyła o nią, a zaraz całego jego ciało, osunęło się w dół. Z podłogi nic nie widzieli. Dziewczyna chwyciła brata i schowała go za sobą, gdy usłyszała, jak blokada drzwi puszcza.
– Nic wam nie jest?! – W progu wejścia, stanęła różowowłosa kobieta, którą rozpoznali od razu. – To ja, Sakura. Pamiętacie mnie?
Miała na sobie spodnie moro, cięższe buty, szarą bluzę z kapturem, a na niej kamizelkę kuloodporną, również w zielonkawych barwach. Pistolet w ręku, drugi wciśnięty za pasek, do którego przyczepione było radio.
Podbiegła do nich i dokładnie się im przyjrzała.
– Wszystko okey? – powtórzyła pytanie, chcąc sprowadzić ich na ziemię. – Jesteście cali?
– T-tak – wyszeptała blondynka.
Haruno pomogła im wstać i podeszła do drzwi z przygotowanym do strzału pistoletem. Schowała go po chwili do kabury i zwróciła się w ich stronę.
– Chodźmy! – krzyknęła, chwytając dzieciaki za dłonie.
Wybiegli na korytarz, gdzie w pędzie mijali kolejne ciała martwych sanitariuszy i żołnierzy. Krew była wszędzie, a zewsząd dochodziły do nich wrzaski ludzi.
– Dalej! – Sakura ponaglała ich, gdy z przerażeniem oglądali się za trupami. – Musimy się stąd wydostać! Zaraz wybiegniemy na korytarz pełen ludzi, są sprowadzani na podziemny, zabezpieczony parking – tłumaczyła, wymijając umundurowanych, biegnących w kierunku, z którego przybyli. – Macie się mnie trzymać i nie puszczać. Zabiorę was gdzie indziej... – Zatrzymała się i popatrzyła im w oczy. – Rozumiecie mnie? Macie mnie nie puszczać!
Pokiwali zgodnie głowami i chwycili jej dłonie jeszcze mocniej. Gdy wypadli przez drzwi na hol, oniemieli, widząc tysiące ludzi. Wrzask był niesamowity, wszyscy podążali po schodach w dół, gdzie kierowali ich żołnierze.
– Dalej! Idźcie! – Głos sierżanta, kierował prądem. – Dalej ludzie, ruszać się!
Trójka popłynęła z resztą cywili, jednak Sakura zatrzymała się przy wojskowych, którzy obstawiali wyjście do innej części budynku. Nie pozwalali w ten sposób cywilom, przedostać się gdzie indziej, niż mieli się kierować.
– Shiro, trzymaj mnie za rękę! – krzyknęła zielonooka, chcąc przejść między mundurowymi.
Jeden z nich ciał ją już przepuścić, widząc jej ubiór i identyfikator, zawieszony na szyi. Jednak zauważył dzieciaki i powstrzymał ją ramieniem. Tanja potknęła się, jakiś mężczyzna pomógł jej wstać. Chłopiec z przerażeniem oglądał twarze ludzi, którzy go popychali.
– Wszyscy cywile muszą iść do strefy zbiorczej! – Żołnierz próbował przekrzyczeć tłum.
– Te dzieci są ze mną! – wrzasnęła Haruno.
– Proszę pani... – jęknął, widząc jej stopień, oznaczony na plakietce wytłuszczonym drukiem.
– Muszą być bezpieczne! – ryknęła, odczuwając na plecach coraz większy napór rozjuszonego tłumu. Dłoń chłopca powoli wysuwała się spomiędzy jej palców. – To niesamowicie ważne, muszę je stąd zabrać!
– Sir, nie ma wyjątków! – Mężczyzna nadal stawiał opór. – To kod czerwony!
– Wiem, co to, kurwa, jest kod czerwony! – huknęła, gotowa do tego, by go uderzyć. – Te dzieci są ze mną! Muszę je chronić!
W tym momencie stało się najgorsze. Zielonooka z przerażeniem zwróciła się za siebie, gdy tłum porwał młodego Tenzou za sobą.
– Shiro! – wrzasnęły, próbując odepchnąć spoconych, jęczących ze strachu cywili.
– Sakura! Tanja! – jego głos ginął, pośród tysięcy innych.
– SHIRO, CZEKAJ! – Haruno bez ogródek, rozrzucała na boki ludzi. – Shiro!
– Sakura! – Ledwo usłyszała swoje imię.
– Już do ciebie idziemy!
Ścisk był tak mocny, że nieśli go prawie w powietrzu. Przestał krzyczeć i wołać o pomoc dziewczyn, bo wiedział, że jest już za daleko. Zbiegając po schodach, popychany przez ludzi - próbował mimo wszystko unormować niespokojny oddech. Zdany był w tej chwili tylko na siebie, więc musiał włączyć zdrowy rozsądek, bo nie miał na kim w tej chwili polegać.
Złapał za barierkę i zsuwał się po schodach, odwracając co i rusz głowę za siebie, czy do góry. Miał ciągle nadzieję, że gdzieś spostrzeże charakterystyczną, różową głowę. Jednak nawet gdyby chciał, czerwone lampy awaryjne, zabarwiały wszystko na jeden kolor. Gdy znaleźli się już na samym dole, kilkadziesiąt metrów pod ziemią, żołnierze nadal ponaglali ludzi, by wchodzili przez niewielkie wejście, na teren parkingu. Shiro wpadł tam i jak najszybciej odbiegł od tłumu, nie chcąc już obrywać w twarz od wszystkich panikarzy. Wbiegł na maskę jednego z samochodów i stanął na niej, by móc rozejrzeć się za siostrą i Haruno.
– Hej, kurwa! – krzyknęła jakaś kobieta. Jego kolorowe tęczówki zwróciły się w kierunku przejścia, przez które ich tu wepchnięto. Jakiś żołnierz chciał już je zamknąć, lecz kilka osób wyraźnie się zbuntowało. – Dlaczego nas zamykacie?! Co się dzieje?!
– Takie są wymogi bezpieczeństwa! – oznajmił umundurowany. – To dla ochrony, niedługo was wypuścimy!
– Nie możecie zamykać nas tu, jak zwierzęta! – oburzył się jakiś mężczyzna.
– Takie są procedury! – wrzasnął i pociągnął oba, metalowe skrzydła.
Przejście zostało zamknięte, a tłum się rozszalał. Zaczęto napierać na drzwi i dobijać się do nich. Nieświadomi zagrożenia, nie mieli zamiaru przestać.
Shiro miał wrażenie, ze zaraz pęknie mu głowa. Nie dość, że huk nie dawał mu się uspokoić, to przed oczyma miał cały czas twarz tego żołnierza, który najnormalniej w świecie, mógłby ich pożreć, gdyby nie Sakura. Zeskoczył z auta i zaczął biec na drugi koniec wielkiego pomieszczenia, by uciec z tłumu. Poszczególne osoby chciały go zatrzymać, widząc, że dzieciak najwyraźniej się zgubił, ale wyrywał się, chcąc zostać sam.
Dobiegł do ściany, oparł się o nią plecami i zsunął na ziemię. Przysiadł na zimnym betonie, a dokładnie na zjeździe, ciągnącym się od jakiś wielkich drzwi, które najwyraźniej służyły za służbowy przejazd. Zakrył dłońmi uszy. Tu nie nie było już tak głośno. Normował oddech, jednak coś dziwnego przykuło jego uwagę...

Zamknąć wszelkie strefy cywilów! – Słuchawka każdego żołnierza odebrała komunikat, przesyłając go do umysłów, opętanych strachem.
Naruto stał na szczycie bloku, mrużąc oczy od zimnego wiatru, który uderzał w jego twarz.
Sektor pierwszy: zamknięty.
Sektor ósmy: zamknięty.
Sektor trzeci: zamknięty.
Błękitne oczy obserwowały jak wszystkie światła mieszkań - gasną, zaciemniając kolejno każde piętro budynków, znajdujących się w dystrykcie. Londyn został opanowany przez mrok. Mężczyzna zastygł w bezruchu, a jego ciało się spięło. Po głowie kołatało się przerażenie. Nie mógł sobie na nie pozwolić, ale niewiedza, w której trzymało ich dowództwo, była zabójcza.
Włączyć awaryjne reflektory! – Lampy się rozżarzyły, a ich światło rozjaśniło puste ulice.
Zgoda na użycie broni palnej!
– Co?! – krzyknął, sam do siebie. Nieprzyjemny dreszcz zagościł na jego plecach. – Kurwa, co się dzieje?!
Wszyscy snajperzy na pozycjach! – Zacisnął dłoń na rękojeści karabinu, a jego stopkę wcisnął w ramię. Błyskawicznie przysunął oko do noktowizora i obserwował biegnących ulicą wojskowych. – Jednostki naziemne do centrum medycznego! Powtarzam, mamy ognisko wirusa!
Sektor pierwszy zabezpieczony!
Komunikaty, rozkazy, wrzaski i alarm. Szum, który powstał w głowie, nie pozwalał mu się na niczym skupić. Nie wiedział skąd padają rozporządzenia, wszystko wpadało mu do głowy i mieszało się w niej, sprawiając, że tracił kontrolę nad nerwami.

Światła zgasły, przerażeni cywile oświetlali się wzajemnie zapalniczkami, telefonami i latarkami. Przestali krzyczeć, ale nieprzyjemny rumor nadal nie ustawał. Shiro obserwował drzwi, obok których się znajdował. Coś w nie tłukło, tak jakby ktoś chciał się dostać do środka.
Twarz blondyna oświetlił promień latarki. Zmrużył oczy, odwracając głowę w stronę jego źródła.
– Hej, to ty – usłyszał. Podszedł do niego szatyn, którego poznał w pociągu. Z tego co pamiętał, miał na imię Kiba. – Nic ci nie jest dzieciaku?
Pomógł mu się podnieść, po czym wzrok obojga skierował się ponownie na drzwi, które zaczynały się już rozpadać. Chłopiec zmrużył oczy, chcąc dostrzec przez szybę, kto się za nimi znajduje. Szczęk metalu stawał się co raz gorszy, głośniejszy... Szybę zalała krew. Zupełnie jak tam, w celi.
– Tata? – wyszeptał do siebie, gdy postać zza przejścia, przestała się poruszać.
Yamato spojrzał prosto na syna, zawył głośno i rzucił się na drzwi, które w końcu puściły... Stał chwilę w miejscu, a jego barki unosiły się od dzikich wdechów. Zalany krwią, spoglądał na blondyna, brunatnymi oczyma i po chwili zerwał się do biegu.
– Uciekaj! – ryknął Inuzuka, wyrzucając chłopca do tyłu.
Sam, przyjął potwora na siebie. Zarażony rzucił się do jego tętnic i zaczął je rozrzucać. Chwilę później, Kiba nabrał tych samych symptomów co on, po pocałunku,
Shiro wbiegł w niczego nieświadomy tłum i uderzył o kogoś. Spojrzał na twarz jakiegoś mężczyzny, a w jego własnych oczach - pojawił się łzy.
– Mój tata! Mój tata tu jest! – wykrzyczał.
Facet ze zdziwieniem pokręcił głową, jednak po chwili wszystko stało się zrozumiałe. Ludzie zaczęli wrzeszczeć i pchać się na siebie, chcąc uciec od kolejno zarażanych wirusem. Agresja buchnęła, tak samo jak zapach śmierci. Krew rozlewała się wszędzie, a do uszu zaczęło docierać złowrogie charczenie.
Młody Tenzou zaczął przeciskać się pomiędzy nogami tłumu. Potknął się o ciało jakiegoś mężczyzny i runął na ziemię. Podniósł wzrok na twarz przeszkody i spostrzegł, że właśnie przeistaczała się w to ścierwo, przed którym musiał uciekać. Wspiął się na samochód, na którym uprzednio stał i spojrzał w górę. Wlot wentylacji stał się jego jedyną drogą ucieczki. Wdrapał się na dach auta, pociągnął za kraty, a klapa opadła w dół. Podskoczył do góry i chwycił za krawędź metalowego podłoża. Podciągając się, zaobserwował jeszcze ludzi, którzy rozwalili wejście, przez które tu dotarli. Byli wymieszani z zarażonymi, deptali po innych ciałach i bili się o wyjście. Zarażeni dopadli żołnierzy, a tłum zaczął piąć się ku górze...
Intuicyjnie podciągnął do góry nogi i spojrzał w dół.
– Tato... – załkał, widząc ojca, który chciał ściągnąć go na dół. – Tatusiu... – wyszeptał, wsuwając już resztę, drobnego ciała, do wentylacji. Przeszedł na czworaka kilka metrów i złapał się za głowę, gdyż dźwięk, rozchodzący się po tym tunelu, doprowadzał do szału. Rezonans, jaki miał miejsce, rozrywał jego uszy. Mimo to, wolał być tutaj, niż tam na dole.
– CO JA MAM ROBIĆ?! – ryknął, mając nadzieję, że to coś zmieni.

– Sakura! – Tanja zadrżała, słysząc wrzask, dochodzący z dołu.
Wszystko zbliżało się po schodach ku górze, gdzie cały czas stały. Żołnierze uklękli i zajęli pozycje, mierząc do drzwi.
– Chodź! – krzyknęła Haruno, chwytając blondynkę za rękę.
– Ale Shiro!
– Znajdziemy go! – wrzasnęła, ściągając dziewczynę z pola ognia. – Musimy się ukryć, już!
Ludzie wybiegli na korytarz, pierwsze strzały zostały oddane. Nie sposób było odróżnić, kto jest kim.

Strzelać tylko do zarażonych! Powtarzam, tylko zainfekowany cel!
Przyjąłem, strzelać tylko do zarażonych!
Przerażenie wzdrygnęło ciałem Uzumakiego, który obserwował główne wyjście z budynku. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. Największy koszmar został spełniony.
Drzwi otworzyły się, a jako pierwsze wybiegły różowowłosa i córka Tenzou. Powiódł za nimi wizjerem, przełykając z przerażeniem ślinę.
– Bożę, ukryjcie się! – wyszeptał sam do siebie, zwracając wzrok na drzwi.
Mam dwójkę! – Padły pierwsze strzały z jego lewej strony. Oddychał niespokojnie i szukał celów, które mieszały się ze zdrowymi.
Uważajcie na cywili! Uważajcie na cywili!
Wodził lufą za agresorami, ale nie potrafił strzelić. Nie miał za grosz pewności kto jest kim, nie mógł dopuścić do siebie myśli, że zabije kogokolwiek ze zdrowych ludzi.
– Nie mogę oddać strzału! – krzyknął w słuchawkę.
Uzumaki, strzelaj!
– Kurwa, jakie to pojebane! – wrzasnął, uderzając bronią o balustradę.
Spojrzał, namierzył, strzelił. Ciało runęło na ziemie, z rozerwaną od pocisku głową.
– Chryste...
Mamy grupę na dwunastej!
Zdjąć ich!
Skierował tam broń i od razu przystąpił do działania. Siedmiu zainfekowanych rozszarpywało jakieś ciało. Strzelał, zabijając kolejno, jednego po drugim.
– Mam siedmiu, co dalej? – krzyknął, rozglądając się nerwowo po ulicy.
Dwudziestu nie żyje!
Mam dwóch przy jeepie!
– Jezu! – Głos chłopaka zadrżał, nie mogąc opanować dziwnych drgawek.
Przestaję rozróżniać cele!
Para, wydobywająca się z jego ust, unosiła się ku górze i znikała równie szybko, jak rosła liczba trupów. Ludzie i zarażeni biegli dalej, główną ulicą, mijając bloki, na których znajdowali się snajperzy.
Ruszać się! Na drugą stronę!
Uzumaki złapał mocno karabin, przebiegł pod barierką i pognał na drugi koniec dachu, błyskawicznie zajmując odpowiednią pozycję.
Po prawej! Po prawej, kurwa!
Nie widzę celów! Nie mogę oddać czystego strzału!
Nie mogę strzelać! Nie potrafię ich już rozróżnić!
Q3, dlaczego przestałeś strzelać?! Q3?!
– Proszę, niech to będzie jakiś koszmar, błagam... – wyszeptał, zaciskając powieki.
– Tu generał Shimura. Nie określamy celów... Zastrzelić wszystkich... – Oczy blondyna otworzyły się szeroko, a krew zawrzała. – Strzelajcie do każdego. Straciliśmy nad tym kontrolę.
– Co?! – ryknął wściekle, przygryzając język ze złości.
Nowy cel! Proszę o podanie nowego celu!
Strzelajcie do wszystkich.
– Proszę o potwierdzenie rozkazu! – warknął Uzumaki, nie mogąc uwierzyć w to, co własnie usłyszał.
Wszystkie jednostki na dachu! Strzelajcie do każdego, kto znajduje się na ziemi. Żadnych wyjątków! Powtarzam, żadnych wyjątków!
Spojrzał w niebo i przeżegnał się, zamykając powieki. Czy teraz też miał się usprawiedliwiać tym, że zabijał złych ludzi?
Uwaga, wszelkie jednostki! – W słuchawce rozbrzmiał damski głos, który doskonale pamiętał. – Tu lekarz dowodzący, z głównego oddziału medycznego. Uważajcie na małego chłopca, wiek dwanaście lat! Na imię ma Shiro! Jeśli zostanie zlokalizowany, musi natychmiast zostać ewakuowany!
– Różowa... – wyszeptał, lecz jego myśl przerwał ciągły ostrzał karabinów.
Proszę, szukajcie go...
Jego serce pękało, gdy widział, jak wszyscy snajperzy przyjęli rozkazy i bez skrupułów ostrzeliwali niewinnych ludzi. Nie mógł już znieść tego wrzasku.
Trzech zabitych, jeszcze jeden na drugiej!
Zabici!
– Proszę o podanie celu. – Naruto nie tracił nadziei na to, że może coś źle usłyszał.
Nie określamy celu, sami go sobie wybierzcie!
– Kurwa mać! – ryknął, mierząc do jakiś ludzi.
Zarażony gonił mężczyznę. Mierzył w nich... Mierzył, jednak nie dawał sobie rady z tym, jak jego ciało drżało. Nie czuł się jak żołnierz, skoro poznał prawdziwe oblicze strachu i nie potrafił mu podołać. Jednak strzelił. Trafił w zarażonego, cywil odbił do innych.
– Ja pierdolę! – Zaczął zdejmować wszystkich po kolei. Wybierał tylko zarażonych i nie mógł się uspokoić, widząc, jak jego koledzy uśmiercają uciekających ludzi.
Naruto!
Nawoływali jego imię, jednak on skupił się na kimś innym. Klapa wentylacji, znajdującej się na ziemi - wybiła się w górę, a z niej wyłonił się blond łepek. Chłopiec wyskoczył stamtąd i opadł na ziemię. Rozejrzał się dookoła i ku zdziwieniu Uzumakiego, nie spanikował. Widocznie szukał kogoś lub czegoś. Ruszył przed siebie, w stronę wielkiego sklepu, gdzie wołał go jakiś żołnierz, bez broni. Od razu rozpoznał, że to Sasuke. Ludzie popychali chłopczyka i przewracali go, jednak podnosił się i uparcie parł w stronę marketu.
– Musisz tam dobiec, mały! – wyszeptał, wiodąc za nim okiem.
Sammy nie żyje! – Zacisnął powieki, słysząc o przyjacielu.
Na drodze dziecka stanął zarażony, zasłaniając snajperowi chłopaka. Strzelił prosto w plecy zainfekowanego, którego krew rozbryzgała się na koszulce Shiro. Chłopiec spojrzał w górę, prosto na wybawiciela. Tak jakby chciał, tym krótkim spojrzeniem, okazać swoją wdzięczność. Pobiegł do Uchihy, który wbiegł z nim do sklepu, a Naruto odetchnął z ulgą. Bał się, że inny żołnierz go zabije i pierwszy raz w życiu, był za coś wdzięczny Sasuke.
Uzumaki! Kurwa, pomocy! Mam tu dwóch!
Blondyn zwrócił się ku stanowisku Jacka. Z przerażeniem dojrzał, jak dwoje zainfekowanych, którzy dostali się do niego, właśnie szarpali jego ciałem, gdy nadal wołał o pomoc. Nie mógł strzelić, drżał. Nacisnął jednak spust...
Ścierwo uciekło, a brunet upadł martwy na ziemię.
– KURWA JEBANA MAĆ!

***

– Nic ci nie jest młody? – Uchiha rzucił, jakby od niechcenia.
Zaczął przystawiać do drzwi różne skrzynie, z jakimś innym mężczyzną, by chociaż w minimalny sposób ich zabezpieczyć.
– Nie – odparł cicho Shiro, wchodząc w głąb ciemności sklepu.
Między regałami kryli się ludzie, którzy kołysali się, płakali, przeklinali lub modlili. Inni chodzili w tę i z powrotem, gapiąc się w sufit. Wyrywali sobie włosy, lub łypali na siebie wzajemnie, złowrogimi spojrzeniami. Nikt nie był na to przygotowany, każdy myślał o spokojnym życiu na ojczystych ziemiach. Tym czasem rozpętało się istne piekło.
Spoglądał na nieznajome twarze, stawiając nieduże, wolne kroki. Oglądał się za siebie, dookoła. Zatrzymał się w dziale, gdzie znajdowała się chemia i przyjrzał dwóm sylwetkom, które siedziały na przeciwko siebie, ze spuszczonymi głowami. Jedna z osób, trzymała w ręku radio i przykładała je do ust.
– Tu dowódca, jednostek medycznych, jeżeli ktoś mnie słyszy...
– Sakura! – krzyknął chłopiec. – Tan!
Radio uderzyło o ziemię, a zielone tęczówki błysnęły w ciemnościach.
– Shiro! – Tanja poderwała się z ziemi i wbiegła w chłopca.
Chwyciła go mocno i przytuliła do siebie najsilniej, jak potrafiła. Zaczęła głośno płakać, jednak trochę się uspokoiła, gdy Haruno położyła dłoń na jej ramieniu.
– Widziałem tatę... – wyszeptał.
– Gdzie?! – Siostra spojrzała mu w oczy, próbując dostrzec je w ciemnościach.
Jeden z reflektorów, które znajdowały się na zewnątrz, runął na ziemię i oświetlał matowe okno. W sklepie zrobiło się ciut jaśniej.
– Jest jednym z nich... – odparł, spuszczając wzrok.
Usta blondynki zadrżały, a jej ciało zaczęło drżeć. Przycisnęła do siebie brata i schowała nos w jego włosach, gdy pod powiekami zebrały się łzy.
– To szaleństwo! – odezwała się jakaś kobieta. – Co się dzieje? Świat zwariował!
– No właśnie? Strzelają do wszystkich, dlaczego? – mruknął mężczyzna w podeszłym wieku. – To nie ma sensu.
– To zupełnie sensowne – Sakura podniosła głos.
Ludzie widząc jej postawę i ubiór, zbliżyli się do niej w nadziei, że dostaną jakieś informacje.
– Ogłoszono kod czerwony... – mruknęła różowowłosa, podchodząc do okna. – Krok pierwszy: zabić zarażonych... Krok drugi: powstrzymać zakażonych. Jeżeli powstrzymanie się nie powiedzie... Faza trzecia: Eksterminacja.
Ciszę przerwały westchnienia i przekleństwa, oraz cichy szloch Tanji.
– Nie przestaną, dopóki wszystkich nie zabiją... – dodała cicho różowowłosa.
– To co mamy zrobić? – oburzył się mężczyzna. – Nie będę tu bezczynne siedzieć i czekać na eksterminację!
– Musimy się stąd wydostać... – wychrypiała kobieta.
Inni siedzieli w ciszy, zdani na los, lub rozkazy, jakie mogła rozporządzić umundurowana.
– Jeżeli stąd wyjdziemy, zostaniemy zabici przez to ścierwo... Lub zestrzeleni przez snajperów... – warknął Sasuke.
– Nie masz wyjścia przyjacielu! – Zarówno Uchiha jak i Haruno, zwrócili się energicznie za siebie i wbili wzrok w ciemności, z których powoli zaczęła wyłaniać się sylwetka, będąca właścicielem znajomego dla nich głosu. – Teraz jest ciemno, ale snajperzy mają noktowizory. Tu macie schronienie przed zarażonymi, jednak, jeżeli chcecie czekać do rana, aż wszystkich wymordują... – Młody, blondwłosy  mężczyzna - zatrzymał się tuż przed Sakurą. – Już możecie czuć się martwi.
– To ty... – szepnęła różowowłosa.
Patrzył prosto w jej oczy. Nie mógł okazać tego, jak bardzo się cieszył, że ją widział. Tak samo jak te dzieciaki. Przecież byli dla siebie obcy. Nawet widok Sasuke, nie był taki drażliwy.
– Jak ci na imię? – spytała, badając powierzchownie zielonymi oczyma, czy nie jest ranny.
– Sierżant Naruto, jednostka Delta. – Uśmiechnął się do niej, ukazując rząd białych zębów. – Poznam w końcu twoją godność?
– Sakura, major jednostek medycznych. – Zagapiła się na niego, jednak pokręciła energicznie głową. – Dlaczego nie jesteś na swoim posterunku?
Spojrzał na dzieciaki, następnie znów na nią.
– A ty? – Uniósł do góry brew, lustrując od góry do dołu jej sylwetkę. Zmarszczyła czoło i wzięła głęboki wdech. Uśmiechnął się trochę ironicznie, po czym popatrzył na wszystkich. – Róbcie sobie co chcecie, jeżeli macie zamiar tu zostać, proszę bardzo. Ja zamierzam stąd spadać...
Zwrócił się na pięcie i ruszył w stronę, z której przyszedł. Zwolnił kroku i zerknął na nich przez ramię. Zatrzymał spojrzenie na zdeterminowanej minie Shiro.
– Idziecie?


Od autorki: No, dzień dobry. Chaos, co nie? Ale to zamierzona sprawa... Sądzę również, że tekst - nie jest  wcale taki niezrozumiały. Inaczej nie mogłam tego napisać, nie pasowałoby mi to. W razie niejasności - pytajcie. Mi osobiście ta część, bardzo się podoba. Jak tam mikołajki?

27 komentarzy:

  1. O ile za pomocą filmu w miarę łatwo jest oddać strach i panikę, jakimi ogarnięci są bohaterowie, zamieszanie, które powstało i masowy mord, o tyle w opowiadaniu jest to trudne. Przeskakiwanie z jednego miejsca na drugie jest o wiele łatwiejsze i robi (teoretycznie) lepszy efekt w filmie, niż w książce. Po prostu ciężko oddać tę panikę. A Tobie się udało.
    Cholerka, dokładnie czułam przerażenie tych ludzi, każdego z nich! Wiedziałam, jak rozdarty musiał być Naruto, jak ciężko musiało mu być strzelać, jak bardzo tego nie chciał. Czułam strach Shiro, ból, gdy zobaczył ojca. Byłam Sakurą, która za wszelką cenę chciała ochronić rodzeństwo, oraz Tanją, panikującą z rozpaczy za bratem.
    Mayako - jesteś po prostu świetna!
    Chaos, który stworzyłaś, jest genialny. Nikt by tego lepiej nie napisał. Uwielbiam Cię i brak mi słów, po prostu. <3

    Kocham, kocham, kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Nagi Naruto? MRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR <33333 O ile u siebie nie uważam, żeby był jakiś super hiper atrakcyjny, o tyle u Ciebie bym go schrupała! Seksowny sierżant. *___*

      Usuń
    2. Jeeej, dzięki straszne. :) Jest mi niezmiernie miło, nawet jeśli kłamiesz. xD
      Ja też nigdy nie patrzyłam na Naruto ,w chrupiący sposób, ale przez to, w jakiej roli go osadziłam - sama bym go zżarła. xD

      Usuń
  2. JA PIEPRZĘ, ZNOWU TO ZROBIŁAŚ!
    Osiągasz szczyt niemożliwego, przenosząc taką akcję filmową

    na litery, nie tracąc przy tym głównego wątku. Nie wiem jak

    inni, ja się nie pogubiłam! Od momentu, gdy Yamato wtargnął

    do Kurenai, dreszcze nie schodziły mi z pleców.
    A te wstawki, że niby rozkazy z dowódctwa, strach Naruto,

    który jest stylko człowiekiem, a nie superbohaterem. No ja

    pierdole, kurwa mać. Jesteś epicka.
    No ale od początku. Pierwsza scena - poległam ze śmiechu,

    szczególnie po słowach Kakashiego: "Wstawaj! Nie! Chryste,

    ubierz się i dopiero wstań!
    Przez taki wstęp, miała wrażenie, że zaczarujesz ponownie

    fabułę, dorzucając do niej jeszcze więcej co nie co, ale gdy

    Gaara powiedział już o tym, że Sakura ma robić badania,

    wiedziałam, że skończy się tak jak powinno.
    Świetnie rozegrałaś sytuacjęw labratorium i to co działo się

    póżniej między Haruno a Shimura. Tego wybluzgania w filmie

    nie było, jakby ktoś nie oglądał xD
    No i wtedy się zaczęło. Strasznie podobało mi się dziele nie

    tekstu na takie segmenty, któe przenosiły nas między

    sytuacjami. Fajnie przedstawiłaś komunikaty, dało się wczućw akcję i w skórę Uzumakiego.
    [*] Kiba, pokój jego duszy. Tu, aż coś złapało mnie za gardło. W filmie tego nie było, tu Kiba się poświęcił, ratując Shiro. Cudowne, choć tragiczne.
    No i te wszystkie następstwa. Gdy Naruto modlił się pod nosem o bezpieczeństwo tej trójki, gdy bał się strzelać, gdy okazywał zwykłe, ludzkie emocje, a nie zabawiał się w zimnego skurwysyna. No i to odstrzelenie kolegi, ach <3
    Jego wejście do marketu, kolejny epic. Widze, że kombinujesz coś z Sasuke, to kolejny nowy wątek... I mam nawet sowje przypuszczenia, ale zostawię je dla siebie.
    Ogólnie, wielki plus. Byłam tak zainteresowana fabułą, ze nie wyłapałam dosłownie żadnego błędu, wybacz. xD Pewnie zrobią to inni.

    Powodzenia na angielskim, a ja spadam na KakaSaku! Buziooooole!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, nie wiem czemu mój komentarz się tak podzielił dziwnie... Wybacz. xD

      Usuń
    2. Ojaaaaaa, myślisz, że to Sasuke zamiast Naruto będzie tym od pchania samochodu? :D:D Bo w sumie, nie zastanawiałam się, nad losami Uchihy, jaką on ma rolę, a teraz w sumie... Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Mayako tak to rozegrała. xD

      Usuń
    3. Nie pomyślałam o tym ;O Ale to dobra koncepcja! :D Ale czytanie jej już od roku nauczyło mnie tego, że jak czytelnicy czegoś bardzo pragną i do niej o to nawołują, to robi im na przekór. xD
      Dlatego ja się nie odzywam, bo potem sama będę miała na sumieniu te wszystkie istnienia. xD (Co nie zmienia faktu, że siedzę tu i zaciskam po cichu kciuki) xD

      Usuń
    4. WYTŁUKĘ ICH WSZYSTKICH, MOŻECIE BYĆ PEWNI

      Usuń
    5. no spróbuj tylko! to ja zatłukę Ciebie!!!!

      Usuń
  3. Weeeeeeeeeeeeeeź, Maya, frajerze, przez Ciebie i tego bloga poszłam późno spać, bo tak się wciągnęłam, że musiałam wszystko nadrobić, a na 7 do szkoły (Y). NIE POLECAM.

    Na początku miałam Ci walnąć 50 plusów do zajebistości, bo myślałam, że mężem Kurenai, jest Asuma, a tu taki ch.j i Yamato ;-----; (dopiero jak w 1 rozdziale Kurenai zwróciła się do neigo Yamato, to wtedy się skapnęłam, ja to jestem udana.).

    Gdzie mój zajebisty Kakaś, co? Ten facet to oaza spokoju, nie wyobrażam sobie go palącego fajkę za fajką i takiego wkurwionego na Sasuke. On jest takim seksiakiem, kiedy jest taki spokojny, no. :v

    Wgl. to........Jpdl! Jpdl! Jpdl! KISIEL W MAJTKACH. NARUTO! MATKO, ALE CIACHO! Geez, jeszcze bardziej polubiłam parkę NaruSaku <3 A na tym blogu to już wgl. ta chemia między nimi *w* Umieram z zazdrości, bo też chciałabym popatrzeć na takie ciałko, które niedawno obmacywała Tsunade, a Saki przypadkiem na nie zerknęła. ŻYCIE TAKIE NIESPRAWIEDLIWE.

    Przyznam, że nie oglądałam tego horroru. Nie przepadam za takimi horrorami, bo są w zwyczaju nudne i polegają głównie na tym samym + nawet nie są straszne. Ale przyznam, że jako opowiadanie całkiem fajnie to wychodzi :D

    Podoba mi się twój styl pisania, są drobne błędy(przede wszystkim powtórzenia), jakieś drobne wpadki dotyczące czasów, ale po za tym piszesz nieźle. Tak trzymaj, majorze (?). XD

    Strasznie wkurzały mnie dzieci Yamato, kiedy poszły do swojego domu, aż sobie myślałam, co za debile. Ale ojciec sam nie lepszy, debil do potęgi. Jeszcze się z nią całował. Boże, co za irytujący człowiek ;-------;

    Wiesz, że teraz będę Cię męczyć o kolejny rozdział? Reheheh, masz przesrane. (Y)

    Ja tu będę wiernie czekać na podskakujące procenty!

    Pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie oglądałam filmu ale lubie twoje opo. Być może obejrze film. Notka... zarąbista! Do łez mnie rozbawił pierwszy moment z Kakashim i Naruto. No więc tylko tak dalej i weny dużo życze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wraca do mnie powoli, więc biorę się niedługo za rozdział. :)

      Usuń
  5. Świetne co tu więcej mówić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoje opowiadanie jest zajebiste!!! Ta fabuła, te opisy- zakochałam się. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :) Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem. Dotarła. Przepraszam, że nie skomentowałam, ale zwyczajnie nie miałam weny na komentarz. Na notkę to jakoś tak, ale na resztę? Nie za bardzo :/ Bardzo podobał mi się ten rozdział. Dużo akcji, dużo się dzieje. No i bardzo dobrze, bo nie lubię jak jest nudno, musi się coś dziać.
    Nadal nie podobają mi się dzieciaki Yamato. Po prostu debile do potęgi drugiej. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jestem prawie najmłodsza z rodziny i w związku z tym wychowałam się wśród starszych osób? Po prostu nie lubię dziecinady ani dziecinnego myślenia. Ja osobiście nie mogłabym się na taką mentalność przestawić. Wystarczy, że połowa mojej klasy taka jest. Ktoś musi zachowywać się stosownie do wieku.
    Zaimponowałaś mi tą notką. Ale Yamato jako mąż Kurenai nadal mi w tym wszystkim nie pasuje. Jakoś nke potrafię ich sobie razem wyobrazić.
    Coś czułam, że Kurenai będzie nosicielem. Kit, że oglądałam tylko pierwszą część 28; i nie przypadło mi do gustu za bardzo. Prawie zasnęłam, oglądając film. Jednak i tak uważam, że Twoje opowiadanie jest niesamowite. Ja muszę natomiast dokończyć pierwszy sezon The Walking Dead. Uwielbiam tę serię. Zombie, krew, mózgi. Wiem, nje jestem normalna. Kochamy flaki i krew, ale nie znoszę romansów ani tym podobnych rzeczy. Po prostu to jest dla mnie... zbyt słodkie i sztuczne. Ostanio skończyłam Dary Anioła i po prostu myślałam, że rzucę książkę o ścianę, tak mnie to wszystko dobiło. Związki pomiędzy dwiema osobami w rzeczywistości nje są tak kolorowe, jak to jest przedstawione w książkach. I dlatego to jest sztuczne.
    I znów wyszedł bezsensowny komentarz wzięty, za przeproszeniem, z dupy, zupełnie jak mój dzisiejszy sprawdzian z biologii.
    Kiedy nowa notka na KakaSaku? Stęskniłam się za tym blogiem. Codziennie sprawdzam, czy coś napisałaś, chociaż znając mnie i tak skomentowałabym najwcześniej w środę. Matma to zło - ale funkcja kwadratowa jest spoko. Chcę na studia. Przynajmniej bzdur nie będę musiała się uczyć.
    PS Na moim blogu o delirii pojawiła się nowa notka. Krótka, bo krótka, ale jest. Zaskoczę wszystkich, ponieważ nikt się tego nie spodziewał, co zrobiłam.
    Kończę, bo prawdopodobnie za chwile skończy mi się limit znaków i będzie dupa.
    Pozdrawiam,
    Rani ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO TU JEST LIMIT? XD

      A jest, faktycznie.
      Dziękuję za komentarz kochana! Matulu, dopiero dzisiaj je czytam! :|

      Usuń
  8. jbfvsdfsbcjsbchsdjasjcbhsdvcjhzsbdhczsdbcvdgcvkjsncjzbsdhjbzkjdcbjksvzhv

    Jak zajebiście! Wszystko wyszło spod kątroli. Jak ja lubię tę panike wsród ludzi, których życie jest zagrożone. Wtedy zachowują się jak głupie pierwotniaki i najlepiej im idzie zabijanie samych siebie. Aww no kocham ludzi. Jesteśmy takimi głupimi zwierzakami <3

    No dobra, ale do sedna. Tak, Tak, Tak. Stało się to. Wirus się wydostał i bardzo dobrze. Panika i wgl. To takie piękne. Chociaż trochę szkoda mi było Kurenai. Biedna ona nic złego nie zrobiło. Za to Yamato. ;_____; Porażka w luj. Naprawdę jako a'la wojskowy ( czy czym on tam był ) powinien wiedzieć, ze są ważniejsze rzeczy niż miłość i jakiekolwiek inne uczucia. Ale cóż, chyba wspominałam już że ludzie to tępe dzidy XD ( fajne, ze wrzucam na ciebie, na wszystkich komentujących i nawet na samą siebie. Pozdrawiam ).Także jego nie jest mi szkoda, ani trochę. Ba! Ale w sumie to cieszę się, ze tak zrobił. Bo gdyby był mądry, to by nie było tej akcji, a wtedy by było tak nudno. Ach te moje rozkminy o pierwszej w nocy <3.
    Ejj jak sobie wyobraziła Sakurę w mundurze to wyglądała całkiem zajebiście. Albo nawet lepiej niż całkiem. Jednak i tak Naruciak swoim seksapilem przebija prawie wszystkich. Oprócz Gaary oczywiście, którego niestety było mało, ale to nie zaważyło na treści. Nadal mi się podoba <3
    Jak ja nie lubię dzieci ;_____; Zawsze się gubią, płaczą, marudzą i jeszcze do tego wymagają twojej uwagi. Masakra.

    No no no. Wiesz, że przeczytałam ten rozdział już jakieś dwa tygodnie temu, ale mam leniwca XDD

    Także Bajo.
    P.s. Wiem, nie ogarnięty ten komentarz xD
    p.s. 2 Nie patrz na błędy plz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie patrzę na błędy, bo sama gdy piszę komentarze, to walę ich od cholery. xD
      Sama lecę na Naruto w mundurze. <3

      Usuń
  9. "Ta, dupę chyba" - to mój stały tekst! xD Zawsze tak mówię jak jestem zła :D Czo to jest chińskie osiem? :<

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz co, Mayako? Kochałam Twój blog o KakaSaku (chociaż teraz go nie czytam, ale chyba sobie w nocy to nadrobię...), ale to jest.. mistrzostwo! Przez piętnaście minut po przeczytaniu ostatniego rozdziału siedziałam i tępo wpatrywałam się w ekran, śledząc wzrokiem tekst. Cholera, dalej mam ciarki na plecach.
    Kiba [*] Jeśli Hinata przeżyje, to będzie załamana...
    Cóż, czekam na następny rozdział! Weny, Mayu! c:

    OdpowiedzUsuń
  11. Heeeeloł! :D

    W końcu udało mi się nadrobić tego bloga i jestem z tego powodu niesamowice zadowolona :3 Wciągnęło mnie to opowiadanie, nawet nie wiesz jak bardzo. Uwielbiam takie klimaty: wirusy, apokalipsa, ludzie umierają, krew się leje, kody czerwone, awwww *,* Świetne jest to, że zainspirowałaś się książką albo filmem i wrzuciłaś do tego swoich bohaterów i ich przygody. Jak najbardziej jestem na tak!

    Boże, ile ja przeżyłam, czytając te zaledwie pięć rozdziałów. Tyle emocji mi to dostarczyło, raz się nawet prawie popłakałam xD Właśnie, apropo tego. Nie mogłam uwierzyć, że Yamato zostawił swoją własną żonę, że jej nie uratował, że nawet NIE PRÓBOWAŁ jej uratować ;____; Boże, tamten moment, kiedy ona go wołała, a on tak po prostu odszedł złamał moje serce. Maj hart is brołken end ju hew tu fiks yt ;___; I jak coś ją oderwało od okna, a on tylko na to patrzył. Wiesz co? Znienawidziłam go po tym i to bardzo.

    W sumie z tym Kakasiem to zgadzam się z Sasame, te milion fajek i ogromna złość na Sasuke trochę mi nie pasują, ale mimo wszystko Kakaś to Kakaś, i tak bym go brała, haha. xDDDD

    Ale ten Danzo to mnie, za przeproszeniem wkurwia. Zachowuje się okropnie i gdyby nie on to może to wszystko by się nie stało. Chociaż w sumie nic nie wiadomo. Może gdyby Yamato nie poszedł odwiedzić Kureni i ta by go nie zaraziła, to udałoby się Sakurze w porę znaleźć szczepionkę i wszystko byłoby dobrze ;___; No cóż, lajf is brutal. Znowu złamałaś moje serce.

    Zdziwiłam się bardzo reakcją Kurenai, wiesz? Myślałam, że będzie na niego wrzeszczeć, że go znienawidzi, splunie mu w twarz etc, a ona powiedziała mu, że go kocha i tęskniła. ;OOO To dopiero się nazywa miłość. Nie mogę uwierzyć, że była w stanie mu przebaczyć. No oczywiście gdyby tylko nie była zarażona, to byłoby inaczej.... ECH ;/

    W końcu Naruto poznał imię Sakury! Yeah, jest progres B| Zastanawiam się, co oni z tym małym zamierzają zrobić i czy uda im się jakoś wydostać z tego miejsca, no i czy ich czasem nie odstrzelą... Ech. Tym w sumie przecież też mogłabyś mnie zaskoczyć, haha xDD I jeszcze bardziej złamać moje serce. ;__; Nie no weź, nie rób tego, daj im jeszcze trochę pożyć.

    Cóż, szkoda, że Kurenai i Yamato skończyli w ten sposób. ;(((( Ubolewam szczerze i to bardzo. :((

    A, no i jestem bardzo ciekawa wątku miłosnego NaruSaku :3 Na razie są jak najbardziej ku sobie, zobaczymy jak to się rozwinie dalej :3

    No i mam nadzieję, że niedługo sytuacja się uspokoi i wszystko wróci do normy, ale jak wiadomo, nadzieja matką głupich...

    Generalnie powiem ci, że zakochałam się w tym opowiadaniu i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Nie pamiętam, kiedy czytałam coś z aż takimi iskierkami w oczach. Ach, wcielałam się wręcz w twoich bohaterów i zastanawiałam się, co bym zrobiła na ich miejscu. ;_; Niestety ja jestem tak zaradna życiowo, że zabiliby mnie przy najbliższej okazji, haha xDDD No, ale nie o tym miałam... ._. Ta historia ma ogromny potencjał i mocno trzymam za nią kciuki!!!

    No i przy okazji będę też czekać na romanse, haha... :P

    Muzyka jest wręcz genialna, wraz z szablonem idealnie współgrają z treścią i nadają wszystkiemu jeszcze lepszy klimacik. :D

    No cóż, mam nadzieję, że niedługo powrócisz z nowym rozdziałem, który znowu mnie zaskoczy (mógłby już nie łamać mi serca, hahaaha xDDD)

    Trzymaj się i aby przyszło do ciebie dużo weny! :D Będę tu zaglądać co trochę i sprawdzać, czy jest coś nowego :>

    Przesyłam buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń