Szepty, szepty, szepty.
— Ojcze nasz, któryś jest w niebie…
Nie chciał tam być, nie chciał tego słyszeć.
— Święć się imię Twoje…
A może chciał, by było po wszystkim?
— Przyjdź Królestwo Twoje…
Nie musiałby się głowić nad tym, czy ktoś wpakuje mu zęby w szyję. Wszystko by się skończyło. Jeśli Bóg naprawdę istniał i to wszystko widział…
— Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi…
To chyba nieźle się bawił.
— Kurwa. — Splunął gdzieś w okolice swoich czarnych, wojskowych butów i zmarszczył czoło. Denerwowało go, gdy nie były dobrze wyczyszczone, choć nie miał skłonności do pedantyczności. Mimo to lubił wyglądać schludnie. Podczas egzekucji również chciał prezentować się całkiem dobrze. Ot, tak dla własnego widzimisię
Hidan przez cały czas spoczywał w odległości trzech czy czterech metrów od niego i po cichu wypowiadał jakieś niezrozumiałe słowa, na przemian z treściami przeróżnych modlitw. Żadne z nich nie inicjowało rozmowy; szarowłosy zajęty był wiciem swojego metafizycznego gniazdka, by przy przechodzeniu przez Bramy Niebios nie musieć szukać pośrednika od nieruchomości. A Naruto? Przechodził przez różne fazy. Najpierw nie mógł wyzbyć się agresji, ale kiedy za wiele razy rąbnął głową o ścianę, a kajdanki zaczęły rozrzynać jego skórę, zrezygnował. Następnie wmawiał sobie, że będzie dobrze i na pewno Yahiko go wypuści i jakoś się dogadają. Potem pojawiła się panika, związana z bezpieczeństwem jego towarzyszy. Jeszcze później próbował podzielić zajęcie współwięźnia, ale przez zdenerwowanie nie potrafił się skupić. Skończyło się na pogodzeniu ze swoim losem. Bez broni, pomocy martwego Sasuke czy chociażby wolnych rąk — nie mógł zrobić nic.
Chłód kamiennych ścian i podłoża przeszywał ciało. Blondyn odczuwał tępy ból kości i nieprzyjemne mrowienie skóry; marzył o głupiej szmacie, którą podłożyłby sobie pod tyłek. Całą noc spędził przykuty do zardzewiałego, lodowatego grzejnika, zza którego co jakiś czas wypełzał pająk z mało seksownymi, kosmatymi nóżkami; tego gówna brzydził się bardziej niż krwi.
W tamtej chwili zastanawiał się nad rodzajem strachu, jaki mu towarzyszył. Nie potrafił uchylić powiek, bo się bał. Ale czego? Na pewno nie śmierci. Jako żołnierz zwiedził już połowę świata, wciąż będąc wystawionym kostusze na złotej tacy. Czasem nawet miał wrażenie, że obłożono go różnokolorowymi warzywami, a do ust wciśnięto jabłko. Jakby nie było, był gotowy na to, że w każdej chwili może stanąć u Wrót Niebios. Przynajmniej miał tam jakieś chody, bo znał Hidana. Choć w grę wchodziło jeszcze piekło, ale o tym wolał w ogóle nie myśleć.
Problem polegał na tym, że przerażała go rzeczywistość. Przez swoją karierę żołnierza nastawiony był na to, że ktoś poderżnie mu gardło, wpakuje kulkę w łeb, obwiąże dynamitem… Kiedyś nawet przeszło mu przez głowę, że ktoś go zgwałci, a potem wrzuci do rzeki z dodatkowym obciążeniem w postaci betonowych butów. A tak naprawdę cały czas narażony był na pożarcie przez krwiożercze istnienia, które nie miały prawa bytu. O ironio! Mimo wszystko wolałby zginąć jako zarażony, niż z ręki człowieka, kiedy to istnienie ludzkości wisi na włosku.
Kolejną niewygodną sprawą były jego osobiste odczucia. Nigdy nie chciał się zakochać, bo nie potrafiłby znieść tego, że krzywdzi ukochaną. Wiecznie na misjach, narażony na niebezpieczeństwo. Ona; wciąż wystraszona, oczekująca na niego w kuchennym oknie, nieodstępująca telefonu. To zdecydowanie nie byłoby normalne życie. Teraz też nie jest — Sakura nieustannie zaprzątała mu głowę, uparcie nie chcąc jej opuścić. Tak samo jak jego silnego serca, które słabło za każdym razem, gdy na nią patrzył. Wiedział, że jego zadaniem jest wyciągnięcie z tego całego szajsu rodzeństwa Tenzou, ale jej też nie miał zamiaru odpuścić…
— Smithers powiada nie mieszaj kobiet i męskiego nasienia. — Naruto podniósł wzrok i spojrzał na szarowłosego, który zerkał w kierunku okna. Wstawione w nim kraty sprawiały, że czuli się jak najprawdziwsi więźniowie, a brak jakiejkolwiek szyby stanowił kolejne źródło chłodu. Popołudniowe niebo co jakiś czas rozświetlało się jasno od silnych błyskawic, a skruszony tynk prószył na ich włosy, gdy potężniejszy grzmot wstrząsał budynkiem. — A pan Bruns mówił wszyscy wiemy o czym myślisz, Smithers. To był mój ulubiony dowcip w Simpsonach.
Uzumaki nie miał pojęcia o czym mówił jego towarzysz. Również oglądał tę durną kreskówkę, ale jego umysł zupełnie nie ogarniał tego, co chodziło po głowie sąsiada z kaloryfera obok.
— Już ci się w głowie pierdoli — mruknął, biorąc przy tym głębszy wdech.
— Nie, Naruto — odparł, poruszając się niespokojnie. Zwrócił się w kierunku blondyna, na tyle, na ile pozwalały mu kajdanki. — Właśnie to robią setki mil stąd. W Europie i za Atlantykiem. Jedzą zasraną kolację i oglądają Simpsonów. Śpią w łóżkach obok swych żon. A my, kurwa, jesteśmy przywiązani do pieprzonego kaloryfera, bo dowódca oszalał!
— Nie wrzeszcz…
— Chce zaczynać wszystko od nowa, kiedy reszta świata wcale nie ma zamiaru się kończyć… — wyszeptał, drżąc. — Pomyśl, wyobraź to sobie! Jak infekcja mogła przedostać się przez ocean? Góry i rzeki? Można ją powstrzymać, prawda? Stacje telewizyjne nadają, samoloty wciąż przelatują nad naszymi głowami. Reszta świata funkcjonuje normalnie!
Lampka w głowie Naruto rozżarzyła się delikatnie. Zmarszczył czoło w zastanowieniu i przyjrzał się żołnierzowi. Dopiero teraz wziął pod uwagę ten jeden, istotny fakt. Oni wszyscy nie wiedzieli. Pół roku żyli w przekonaniu, że zaraza objęła cały świat, że nic już nie istnieje. Kiedy tak naprawdę ziemia wciąż się kręciła i tętniła życiem… Tylko nie tu. Nie na brytyjskich wyspach, gdzie przez pewien czas nie było już nikogo, niczego. A wtedy wkroczyli oni; Stany zaczęły oczyszczać Wielką Brytanię i jakimś kosmicznym sposobem pominęły tych porzuconych na pastwę losu i sfiksowanych umysłów, żołnierzy. Tylko nieszczęsny Hidan był świadomy, spostrzegawczy. Nie dopuszczał do siebie tego, co Yahiko próbował im narzucić.
— Co byś zrobił z małą, zakażoną wyspą? Zastanów się… — Mężczyzna kontynuował swoją tyradę, traktując Uzumakiego jak kolejnego głupca, niewierzącego we wciąż istniejący świat. — Trzymają nas w kwarantannie. Nie ma infekcji, to tylko ludzie zabijają ludzi. Słowa majora… Słowa, które mieszają reszcie w umysłach. On po prostu wpadł w obłęd!
Drzwi pomieszczenia otworzyły się z hukiem, uderzając klamką o ścianę, a do środka weszli Deidara i Tobi. Stanęli nad nimi, emanując dumą i satysfakcją; karabiny w ich rękach wycelowane były prosto w głowy ich nowych ofiar. Brunet podrygiwał lekko przez swoje umysłowe spierdolenie i cieszył się sam do siebie.
— Czas na was — sarknął długowłosy. — To wasz ostatni spacer, nacieszcie się nim.
Odpięli ich od grzejników, nie pozbawiając kajdanek i brutalnie poderwali z ziemi. Naruto czuł, że wszystkie kości w jego ciele naprawdę się zastały od zimna i niezmienianej pozycji, przez co w momencie wspinania po schodach, ledwo szedł. Zataczał się od prawej do lewej, odliczając kroki do swojego upadku. Był głodny i przemarznięty, do tego zdenerwowany tym, co mogło się dziać z dzieciakami i Sakurą. Nie potrafił również wyrzucić z umysłu sceny, kiedy ciało Sasuke z odrzutem poleciało ku dołowi, prosto w ramiona przerażonej Tenzou.
— Ruszaj się — warknął Deidara, popychając go w przejściu.
Wyszli prosto pod płaczące niebo. Zimne strumienie deszczu nieco orzeźwiły przemęczonego snajpera, który powłóczył nogami przed swoimi oprawcami, kierowany ich pogardliwymi docinkami. Wciąż skute nadgarstki piekły go od obtarć, a w głowie huczało z nadmiaru… wszystkiego.
Po niespełna dziesięciu minutach marszu wyszli poza wysoki mur, otaczający siedzibę i wkroczyli na teren gęstego lasu. Deszcz nie ustawał, tak samo jak towarzysząca mu burza i wiatr, jednak liczne liście drzew skutecznie torowały mu drogę. Robiło się coraz ciemniej i bardziej nieprzyjemnie.
— Będziecie tego żałować… — mruknął Hidan.
— Skończ pierdolić! — Tobi uderzył go kolbą karabinu i roześmiał się głośno. — Dobrze, że major w końcu zdecydował się na pozbycie ciebie. Nikt nie będzie musiał wysłuchiwać twoich bożych bajek.
Naruto chciał się odezwać, jakoś postawić. W obronie własnej czy człowieka, który miał podzielić jego los. Uniósł głowę, by zwrócić się za siebie, jednak wrósł w mokre, bagniste podłoże; poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Widok przed nim przesłoniły ciemne plamy w towarzystwie złotych iskierek, a kolana ugięły się pod ciężarem ciała. Runął na ziemię, wpadając twarzą w kałużę gęstą od śmierdzącego błota i przez chwilę nawet nie drgnął.
— Pizda słabnie… — Jednooki uśmiechnął się cynicznie i podszedł do Uzumakiego. Chwilę później położył na jego głowie stopę i docisnął go do ziemi na tyle mocno, by ciemny szlam rozlał się na boki. — Wezmę sobie tę różową. Sprawię, że będzie się pode mną wić jak wąż. Może jak już zdechniesz to usłyszysz w zaświatach jej jęki i wołanie o kolejne zabawy.
Ciało snajpera napięło się niebezpiecznie. Szarpnął sobą, z pomocą rąk uwięzionych pod ciałem. Brytyjczyk odskoczył od niego z lekkim przestrachem, mało się nie potykając.
— Deidara, przysięgam na Boga! — huknął Hidan, podchodząc bliżej. — Będziesz tego żałować!
Naruto, choć z trudem, dosłownie odkleił się od podłoża. Skute dłonie ułożył w pięści i wsparł na nich ciało, by przenieść się na kolana. Chwilę później stał na nogach z przechyloną prowokacyjnie głową, a wypłowiałe wcześniej, błękitne tęczówki — nabrały ostrego odcieniu błękitu, który wpatrywał się w oponenta. Błoto spływało bo jego bladej twarzy, znacząc ją brudnymi ścieżkami, a klatka unosiła się od wściekłych oddechów.
— Zajebię cię — warknął, wzbudzając w Brytyjczykach dziwne poczucie niebezpieczeństwa. Choć był w połowie unieruchomiony przez ciężkie, pordzewiałe bransolety, stwarzał potencjalne zagrożenie nawet dla nich, posiadających broń.
Dei przez kilka chwil opierał się jakimkolwiek reakcjom. Przełknął jednak ślinę i wbił lufę karabinu w okolice splotu słonecznego Naruto, po czym skinął głową, aby ten nadal szedł przed siebie.
Przemierzyli więc dodatkowe kilkadziesiąt metrów, gdzie do Uzumakiego już całkowicie dotarła nadchodząca sytuacja. Czuł, jak skóra na jego twarzy nabiera zielonkawego koloru. Pod murem leżało naprawdę wiele ciał. Był pewny, że doliczyłby się setki; jedne widocznie były zainfekowane, a inne należały do postrzelonych cywilów jak i żołnierzy. Uświadomił sobie, że jeśli ktoś sprzeciwiał się woli Yahiko lub po prostu był zbędny, kończył tak jak oni.
— Korzystaj… — Usłyszał i prędko odwrócił się do Hidana, który zaczął się od niego odsuwać. Przeszedł go dziwny dreszcz, a ciałem zaczęła władać szaleńcza adrenalina. Nie był pewny tego co miało się zaraz stać, ale jego przeczucia zaczęły układać się w coś na wzór jakiegoś działania, które niekoniecznie mogło się udać. Zwłaszcza ze skutymi rękoma. Chociaż ten łańcuszek… Był tak stary i zardzewiały.
— No chodźcie popaprańce — syknął szarowłosy, stając naprzeciwko nich. — Mnie odstrzelcie pierwszego!
— W imię Boga? — mruknął Deidara, uśmiechając się w niesamowicie cyniczny sposób. — Kiedy zrozumiesz, że to całe gówno, w które wierzysz, nigdy nie uchroni cię przed przeznaczeniem?
Ofiara splunęła na swojego kata z pełną premedytacją i roześmiała się głośno, niczym obłąkany psychopata.
— Dei, strzelaj i wracajmy — wtrącił Tobi, który nieustanie rozglądał się dookoła siebie, jakby bojąc się niespodziewanego ataku ze strony wiewiórek.
— Zamknij się — warknął w odpowiedzi i wrócił do Hidana. — Od samego początku mnie denerwowałeś. Od samego, kurwa, początku. Już dawno chciałem pozbawić cię łba, wiesz? — Wyciągnął z pokrowca spory nóż, a karabin przewiesił przez plecy, po czym zaczął zbliżać się do swojej ofiary.
Naruto przełknął głośno ślinę, czując, że jego plan zabawy w superbohatera i uratowania dzieciaków oraz Haruno, zakończy się fiaskiem.
— Zastrzelę go! — krzyknął brunet, mierząc do Hidana.
— Nie! — zaprotestował długowłosy, wyciągając dłoń za siebie, jednak na nic mu się to zdało.
Padły przynajmniej trzy strzały, mimo woli jednookiego. Pędzące naboje świsnęły tuż przy jego głowie, sprawiając, że mimo iż nie oberwał… Tak się czuł.
Ciało Hidana runęło na ziemię, rozbryzgując dookoła, znajdujące się na ziemi błoto. Naruto mało nie upadł; zatoczył się lekko ze zwykłego przerażenia.
— Ćwoku! — Uzumaki dopiero po chwili wyłapał, że długowłosy leży na ziemi w pozycji bliskiej do embrionalnej. — Chciałeś trafić mnie! Widziałem to!
Poderwał się z ziemi, poślizgnął — jednak złapał równowagę i doskoczył do kolegi, by moment później leżeć z nim z powrotem na warstwie gnijących liści klonu. Zwęził usta w cienką linię i klepnął go ostrzegawczo dłonią w twarz.
— Skończony debilu, ciebie też powinienem odstrzelić. — Westchnął i przystawił mu karabin do czoła. — Ale jesteś tak głupi, że mi cię szkoda.
— Nie strzelaj, nie strzelaj! — Tobi szaleńczo się pod nim wił, ceniąc swój żywot ponad wszystko. — Błagam cię, nie strzelaj. W piwnicy jest ostatnia butelka tego czerwonego wina. Schowałem ją, wypijemy razem, słyszysz?
— Próbujesz przekupić mnie alkoholem? — Dei zmarszczył czoło, po czym uśmiechnął się cynicznie i przysiadł na ciele kolegi. — Przemyślę to.
— Ej… — Tobi wbił spojrzenie w miejsce obok martwego Hidana, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się drugi zakładnik. — Gdzie on jest?
Blondyn poderwał się na nogi i zaczął nerwowo rozglądać dookoła siebie. Zazgrzytał zębami, gdy po plecach przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz, a skórę zlał zimny pot.
— Nie wierzę, kurwa — mrukną chrapliwie i zacisnął palce na karabinie. — Nie wierzę! Goń go! Szukaj!
Mężczyźni rozbiegli się w dwie różne strony i zaczęli wodzić wzrokiem po najbliższej okolicy, wywołując Uzumakiego. Ten jednak zapadł się pod ziemię i to dosłownie, bo niemożliwe byłoby, aby tak szybko się od nich oddalił.
— Kurwa mać! — Blondyn zaczął strzelać ze złości do gnijącego już stosu ciał. — Yahiko nas zajebie!
— Mamy przejebane, przejebane! — Brunet przestępował z nogi na nogę, jednak zatrzymał się w miejscu, gdy spostrzegł coś na szczycie muru. — Ty, popatrz.
Wściekle oddychający mężczyzna zerknął ku górze i prychnął niekontrolowanym śmiechem. Góra betonowej zapory, przyozdobiona drutem kolczastym, została przekroczona przez Naruto. Jego bluza wisiała zaczepiona o kolce i bujała się przez wzmagający wiatr.
— No masz…
— Jesteśmy udupieni! — zawył Tobi, jednak jego towarzysz zaczął go uspokajać, samemu się rozluźniając.
— Uspokój się, debilu. Jest za murem, nie ma samochodu ani broni. — Blondyn zaczął się cofać, nie rezygnując z obleśnego uśmiechu. — On już jest martwy.
***
— Pierwsze co musimy zrobić, to zadbać o to, byście mogły się ładnie prezentować. — Yahiko usiadł naprzeciwko Haruno i Tanji, które stały pod ścianą. Odpalił papierosa i zaciągnął się głęboko jego dymem, by po kilku chwilach pozbyć się go, wydmuchując całość w kierunku dziewcząt. — Pani domu ma pojemną garderobę, której z pewnością już nie używa.
Sześciu, może siedmiu żołnierzy celowało do nich ze swojej broni, by przypadkiem nie wykonały żadnego gwałtownego ruchu. Od ucieczki przez próbę samobójczą; były teraz ich najcenniejszym towarem, o którym fantazjowali od dłuższego czasu.
Tanja zamknęła w końcu powieki i zawyła głośno, nie mogąc powstrzymać łez. Doświadczała właśnie najgorszego okresu w życiu i przeklinała każdego zarażonego za to, że jej nie pożarł. Wolałaby umrzeć, niż stracić swoje dziewictwo w ten sposób. I wcale nie podobało jej się to, że chcieli jej je odebrać w imię dobra; w celu próby ratowania ludzkości. Zwłaszcza, że doskonale wiedziała, iż świat nadal istniał.
— Błagam was, kurwa — syknęła Sakura, łapiąc w ramiona Tenzou, która nie była w stanie utrzymać się na własnych nogach. — Nie róbcie jej tego, to jeszcze dziecko.
— Sasori. — Rudowłosy skinął na chłopaka i uśmiechnął się do niego. — Zabierz je do sypialni i wybierz jakieś ładne kiecki.
— Tak, sir — odparł i uśmiechnął się do blondynki, która obserwowała go z przerażeniem. Łudziła się, że któryś z nich okaże choć trochę człowieczeństwa, ale nie mogła na to liczyć. — Panie pozwolą ze mną.
— Nie, nie… — Tanja zaparła się nogami i nie chciała ruszyć z miejsca, jednak Zetsu pociągnął ją za sobą jak szmacianą lalkę. Haruno dosłownie oderwała jego ramię od dziewczyny i przyciągnęła ją do siebie, nie chcąc, by którykolwiek z nich ją dotykał.
Kilka chwil później znaleźli się w pomieszczeniu, w którym dziewczęta do tej pory stacjonowały. Nie odezwały się słowem, jednak ciszę przerywał szloch młodej, która błagała Sakurę o to, by ją stamtąd zabrała. Zielonooka nie odezwała się słowem, najnormalniej w świecie zdając sobie sprawę z tego, że nie ma szansy zrobić dosłownie nic. Nie była superbohaterką, która nagle położy pięciu żołnierzy z karabinami w rękach. Musiała pogodzić się z tym, co ją czekało.
— Patrzcie co mam. — Sasori wszedł do pomieszczenia, trzymając w dłoniach dwa wieszaki. Zaraz za nim do środka wszedł Deidara, który od razu wbił spojrzenie w Haruno.
— Gdzie on jest?! — wrzasnęła, doskonale wiedząc, że to on miał zająć się Uzumakim. — Gdzie Naruto?!
— Cichutko, skarbie — mruknął, wzdychając ciężko — teraz ja się tobą zaopiekuję. On już niestety nie będzie mieć takiej szansy.
Pęknięcie.
Jej głowę, serce i całą resztę ciała zaczęły przeszywać ostre bóle. Miała wrażenie, że się łamie, burzy. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Nawet nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Wrzask zrozpaczonej Tanji sprowadził ją jednak na ziemię.
Naruto nie żył.
Jedyny, który mógł ich uratować, odszedł.
Jej ostatnia nadzieja na normalne życie. Na życie u boku kogoś, kto był w stanie poświęcić wszystko, by była bezpieczna.
Poświęcił życie.
— Spłoniesz w piekle, śmieciu — syknęła, czując jak każdy mięsień jej ciała płonął żywym ogniem.
Akasuna wzniósł ku górze dwie, piękne suknie. Jedna z nich była czerwona niczym dojrzała wiśnia. Długością mogła sięgać kolan, dopasowana góra i rozkloszowany dół. Druga była bardzo podobnego kroju, jedynie kolor znacznie się różnił. Miętowy materiał miał zostać przeznaczony dla Tanji.
— Chodź do mnie. — Dei zdjął karabin i oparł go o ścianę, po czym szybkim krokiem ruszył w kierunku Haruno. Oderwał ją od blondynki i siłą zaczął ściągać z niej bluzę, kiedy kobieta szarpała się i próbowała wyswobodzić z jego uścisku. — Nie wierzgaj się tak, oszczędź siły na później!
— Wypierdalaj, skurwysynie! — wrzasnęła i wrzeszczeć nie przestawała. Mężczyzna zaciskał dłonie na jej ciele, sprawiając ból i przerażenie. Pozbawił ją w końcu również bluzki, zostawiając w samym staniku i spodniach.
— Sakura! — jęknęła Tanja, którą Zetsu nie chciał wypuścić ze swojego uścisku.
— To tylko przymierzanie jebanej sukienki — warknął jednooki, gdy Haruno nie przestawała utrudniać mu pracy. — Myślałem, że laski lubią przymierzać ciuszki. Do tego takie drogie sukieneczki!
Sakura w końcu wyrwała się z rąk oprawcy i zamarła, widząc, jak Zetsu i Sasori zaczynają walczyć z odzieżą Tanji. Podbiegła do nich i pchnęła blondynkę na ścianę, a zaskoczony Akasuna popatrzył na nią ze zdziwieniem. Haruno podeszła do niego, wspięła się na palce i złapała jego twarz w dłonie, by chwilę później go pocałować. Zacisnęła powieki i poczuła, jak zbierają się pod nimi łzy.
— Sakura… — zaskomlała Tanja, osuwając się po ścianie.
— Proszę, zostaw nas same… — Haruno wyszeptała to w usta Sasoriego, nie otwierając oczu. Przez chwilę ciężko oddychała, by w końcu spojrzeć na niego pewnie i z przekonaniem, choć tak naprawdę czuła jak rozpada się na kawałki.
— Dowódca chce…
— Wasz dowódca chce, byśmy się ładnie ubrały, prawda? — Mężczyzna, wciąż zszokowany jej czynem, skinął lekko głową. — A jeśli mamy się przebrać, musicie wyjść z pokoju, prawda?
Odsunęła się od niego i nie patrząc na ciemnoskórego żołnierza, wyciągnęła do niego rękę, by ten podał jej suknię.
— Tego wymaga grzeczność — dodała, spoglądając przelotnie na Tenzou, która zanosiła się płaczem.
— Tak… — Sasori przez chwilę jeszcze patrzył prosto na nią, jednak obiegł wzrokiem swoich kolegów i uśmiechnął się głupkowato. — W porządku, masz rację. Chłopaki, wychodzimy.
— Żartujesz? — prychnął Zetsu, jednak Akasuna posłał mu nieprzyjemne spojrzenie.
— Raz, wychodzimy!
Mężczyźni zaczęli kolejno opuszczać sypialnię, zerkając na dziewczęta w wygłodniały sposób. Haruno stała w bezruchu obserwując ich poczynania. Czerwonowłosy wyszedł jako ostatni i zamknął za sobą drzwi, jako jedyny kryjąc w oczach coś na znak współczucia. Jego sumienie zostało poruszone, gdy dostrzegł w ruchu medyka pełną desperację i obserwował przerażenie Tanji.
Sakura nasłuchiwała jak żołnierze oddalali się korytarzem. Rzuciła suknię na łóżko i podbiegła do plecaka, z którego zaczęła wyrzucać wszystkie rzeczy, by dostać się do jego dna. W końcu wygrzebała stamtąd małą, nieoznakowaną fiolkę, w której znajdowały się jakieś tabletki.
— Znalazłam to wczoraj w nocy, gdy spacerowałam po pokojach — wyszeptała, podbiegając do Tenzou. Kucnęła przy niej i wysypała zawartość szkła na dłoń. — Poprzedni właściciele musieli walczyć z ciężką depresją, wiesz? — Uśmiechnęła się, drżąc. Sama nie wiedziała co mówiła, ale chyba zależało jej na tym, by odciągnąć złe myśli od blondynki. — Musimy to zjeść.
— Chcesz nas zabić? — wyłkała dziewczyna. — Co z Shiro?
— Nie, nie! — Haruno czuła, jak jej łzy zaraz znajdą ujście. Złapała za blond głowę i ucałowała jej czoło. — Nie zabiję nas. Po prostu… Po prostu, nie będziesz nic czuła, Tanja. Weź to, dobrze? A Shiro znajdziemy później, jestem pewna, że nic mu nie zrobili.
Dziewczyna wrzuciła do ust przynajmniej pięć kapsułek i połknęła je z niemałym trudem, próbując jednocześnie stłumić szloch. Sakura przycisnęła ją do siebie, nie potrafiąc nawet sobie wyobrazić tego, co ich czeka. Chwilę później postanowiła zaaplikować tabletki samej sobie, jednak drzwi otworzyły się z rozmachem.
Deidara wbiegł do środka i wyrwał opakowanie, by chwilę później rozsypać jego zawartość na ziemi. Chwycił Sakurę w ramiona i opadł z nią na ścianę, dociskając do niej brutalnie wątłe ciało.
— Co robisz? — syknął.
Wstrzymał oddech, gdy do ich uszu dotarł stłumiony dźwięk syreny. Wcześniej dziewczyny słyszały go tu, gdy zarażeni wtargnęli na teren posiadłości, jednak tym razem był on bardzo oddalony.
— Ktoś jest przy blokadzie! — Akasuna wpadł do środka cały spięty. — To muszą być jacyś ludzie!
Haruno przypomniała sobie, jak Yahiko opowiadał, że przy blokadzie, do której docierali ludzie zwabieni ich radiowym nagraniem, była syrena, którą można było uruchomić, by żołnierze dotarli do tego miejsca z bazy.
— Musisz na mnie jeszcze poczekać — Deidara wycedził to prosto do ucha Sakury, która wzdrygnęła się z obrzydzenia i odepchnęła go od siebie. — Sasori, zostań z nimi i ich pilnuj. Niedługo wrócę, dziewczynki. Mam nadzieję, że wobec mnie też będziesz taka czuła. — Zerknął na kolegę, oddalając się.
Wyszedł z pomieszczenia i ruszył ku wyjściu, gdzie napotkał wściekłego Yahiko i Tobiego, który tłumaczył mu się ze wszystkiego, co miało pozostać tajemnicą.
— Deidara, dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? — warknął rudowłosy, gdy jego podwładny stanął przed nim.
— Ale o czym?
— Nie rżnij głupa! Nie zabiliście Uzumakiego!
— Dowódco, on przeszedł przez mur! — syknął blondyn, spoglądając na bruneta. — Byliśmy pewni, że tego nie przeżyje!
— Zamknąć się... Zetsu, ruszamy! — sarknął, każąc reszcie żołnierzy pozostać w domu.
***
Lodowaty deszcz lał z nieba, rozbijając się na nagiej skórze jego pleców. Pochylony, zmarznięty i głodny, jednak pełen determinacji — kręcił korbą syreny, by zwabić ich do siebie.
Robiło się coraz ciemniej; powoli zmierzchało, a ciężkie, burzowe chmury zasłaniały niebo, które raz na jakiś czas rozświetlało się od błyskawic.
I tak by zginął. Mało znał Anglię, nie miał gdzie się kierować. Radio leżało schowane w posiadłości; był zupełnie sam. Pozostało mu wystawienie się jak na tacy zarażonym lub… Próba odbicia dziewczyn, gdzie zginie od kul żołnierzy. Druga opcja wydała mu się ciekawsza, do tego postawił sobie za cel ujrzeć Sakurę po raz ostatni. Ot tak, dla własnego widzimisię.
Gdy tylko udało mu się wyłapać dźwięk nadjeżdżającego jeepa — i tu zniknął.
Yahiko i Zetsu zatrzymali samochód przed blokadą, zeszli z niego i rozejrzeli się dookoła. Ulewa mocno ograniczała ich pole widzenia, tak samo jak możliwość wsłuchania się w jakieś niepożądane dźwięki. Skinęli do siebie głowami i rozeszli na boki. Byli pewni siebie przez to, że mieli broń i było ich dwóch.
Zetsu odbił w lewo i zaczął skradać się za ciężarówką, słysząc nagle, że jego dowódca strzela przed siebie na oślep w namioty, które należały niegdyś do nich i służyły na wzór szpitala polowego. Nie zważając na to, parł nadal przed siebie, aż w końcu wyłapał ruch za szybą samochodu dostawczego.
Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w tamtą stronę, jednak nie zastał tam niczego szczególnego, oprócz rozkładającego się trupa. Mimo wszystko, drzwi niewielkiego, blaszanego budynku kołysały się lekko i wiedział, gdzie ma się dalej kierować.
Gdy tylko kopnął skrzydło wejścia, z ciemności wyłoniła się postać, która jako ostatnia dojrzała go żywego. Ktoś uderzył z potężną siłą w jego głowę metalową rurką, a następnie wyuczony z manewrów wojskowych — tu skręcił mu kark.
— Zetsu! — huknął Yahiko.
Słyszał rumor i jęk, które mocno go zaniepokoiły. Nie opuszczając broni, począł wracać się do ich auta. Przystanął na chwilę, doglądając, że żołnierz siedzi za kierownicą. Opuścił broń i zdenerwowany podszedł do jeepa. Otworzył drzwi, chcąc opieprzyć towarzysza za lenienie się czy wygłupy, jednak truchło zleciało z fotela i wypadło na ziemię.
— Jebany skurwiel! — syknął i zwrócił się na siebie, słysząc hałas. Wystrzelił kilka kul na oślep, będąc pewnym, że odstrzeli uciekiniera. Jak się jednak okazało, z lasu zaczęli wybiegać zarażeni, zwabieni syreną, strzałami, krzykiem i świeżą krwią, której tak bardzo łaknęli. — Ja pierdolę.
Wskoczył do auta i zatrzasnął drzwi. Sięgnął dłonią do stacyjki, lecz napotkał tam tylko i wyłącznie plątaninę pociętych kabli. Na maskę jeepa wskoczył zainfekowany mężczyzna, który zaczął walić pięściami w szybę, by dostać swoje, jednak żołnierz go odstrzelił.
Wyskoczył z pojazdu i zaczął zdejmować każdego po kolei, odmawiając przy tym ostatnią modlitwę.
***
Sakura siedziała na czerwonej kanapie, obitej złotymi wykończeniami, miętosząc w dłoni materiał swojej sukni. Czuła na sobie spojrzenia dwóch z trzech żołnierzy, którzy mieli za zadanie nie spuszczać z nich oczu. Tanja siedziała obok z głowa opartą na ramieniu Haruno i lekko stąpała po granicy jawy i świata Morfeusza.
Słaba żarówka lampki nocnej oświetlała męskie twarze, uwypuklając ich rysy i dodając im jeszcze mroczniejszego wyglądu. Medyk przestała się bać, wiedziała, że i tak już nic nie zmieni. Poszybowała wzrokiem na Sasoriego, który jako jedyny jej się nie przyglądał. Oparty o ścianę wciąż patrzył w kierunku okna, które ozdabiały smugi gęstego deszczu. Pioruny rozrywały ciemne niebo i przywoływały nieprzyjemne dreszcze.
— Słyszeliście to? — mruknął Tobi, chwilę po kolejnym grzmocie.
— Mamy burzę, idioto — syknął Deidara, który w przeciwieństwie do Akasuny, cały czas wbijał obłąkane spojrzenie w Sakurę.
— Nie, nie… To był jakiś wybuch — drążył brunet — nie wiem, czy nie mina!
— Błyskawica — mruknął Sasori.
— Jestem pewny, że wybuch.
— Dobra, zamknij się — warknął blondyn. Podniósł się na nogi i podszedł do dziewczyn. Złapał Haruno za brodę i próbował odwrócić jej głowę w swoim kierunku, by móc zerknąć jej w oczy, jednak zaparła się i na to nie pozwoliła. Zrezygnował więc i ruszył w kierunku drzwi. — Wyjdę i włączę reflektory.
— P-pójdę z tobą! — jęknął Tobi, spoglądając na Akasunę, który posyłał mu mordercze spojrzenie.
Mężczyźni wyszli z pomieszczenia, a czerwonowłosy podszedł do okna na końcu pokoju, które kryło się pod balkonem sypialni z wyższego piętra i rozglądał się dłuższy czas po okolicy.
Zielone oczy obserwowały wskazówki naściennego zegara, które pokonywały swoją drogę, powoli dobijając północy.
— Sakura… — szepnęła melodyjnie Tenzou — te tabletki chyba działają.
Medyk odsunęła się od dziewczyny, by na nią spojrzeć. Bała się, że mogła jej zrobić krzywdę taką ilością, ale z całego serca nie chciała, by Tanja przez to przechodziła.
— Czuję je… Nie chce mi się spać, jednak… Jest okey, prawda? — Uśmiechnęła się do kobiety, ale jej mina momentalnie zrzedła. Przeniosła spojrzenie na Sasoriego i westchnęła głośno. — Długo ich nie ma, co?
Mężczyzna zerknął na nią, wyczuwając, że słowa kierowane są do niego. Do środka wrócił Tobi, który od razu zajął swoje miejsce.
— Co zrobisz, jeśli nie wrócą? — Sakura przyglądała się blondynce z zaciekawieniem. Ta przeniosła swoje rozbiegane spojrzenie na bruneta. — Zostaniesz dowódcą, jeśli Yahiko nie wróci? Myślisz, że byłbyś od niego lepszy? Tak to u was działa?
— Siedź cicho, małolato — sarknął w odpowiedzi.
— Myślę, że nie wrócą. Myślę, że nie żyją.
— Tanja — szepnęła Haruno.
— Zamknij się! — warknął ponownie i podszedł do okna.
— Są martwi.
Haruno przeniosła spojrzenie na Tobiego i poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Uchyliła usta, by krzyknąć, jednak huk tłuczonego szkła bardzo szybko ją wyprzedził. Brudne, zabłocone ręce zainfekowanego mężczyzny chwyciły bruneta, a pożółkłe, niekompletne uzębienie wbiło się w jego skórę. Krew spłynęła po materiale jasnej koszulki, nasączając ją swoją barwą, a ciszę w całym budynku przeciął wrzask bólu.
— To Kakuzu! — ryknął Akasuna, podbiegając do dziewczyn. — Ktoś go uwolnił!
Adrenalina została wtłoczona do krwi w chwilę. Sakura poderwała się z kanapy i chwyciła Tenzou za rękę, po czym pociągnęła za sobą. Ból w nodze nie ustępował, ale stał się teraz mniej ważny niż szansa na ucieczkę. Wybiegły z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi i pognały w kierunku schodów.
— Musimy się stąd wydostać. Musimy znaleźć Shiro! — krzyczała, ciągnąc za sobą dziewczynę. — Nie odlatuj mi, Tanja!
— Spokojnie! — Zaśmiała się leniwie i potknęła, chwilę później łapiąc równowagę. — Czuję się wyśmienicie. A Shiro jest zamknięty w gabinecie tego skurwysyna, Yahiko.
— Skąd wiesz?! — Sakura skręciła nagle w lewo, poruszona informacją. Wiedziała, gdzie znajduje się owy pokój.
— Podsłuchałam ich.
Korytarzem niosły się wrzaski mężczyzn, którzy prawdopodobnie ginęli jeden po drugim. Słychać było strzały oraz rumor ciężkich butów reszty brytyjczyków, którzy biegli na pomoc.
Gdy tylko postawiły stopy na pierwszym stopniu schodów, ktoś zagrodził im drogę.
— Gdzie się wybieracie? — syknął Deidara.
Zanim zdążył coś powiedzieć, wyłapał jak zakrwawiony Tobi, którego oczy spowite zostały brunatną czerwienią, przecina budynek niesamowicie szybkim sprintem. Charczał, darł się i uderzał pięściami o wszystko co mijał. Zaraz za nim pędził Kakuzu, o którym dziewczyny słyszały tylko od Naruto, a towarzyszył mu Akasuna. Coś ukuło jej serce, gdy spostrzegła, iż Sasori również szuka świeżej krwi. Dostrzegała to, że chłopak zaczął rozumieć jaki błąd popełniają. Miała nadzieję, że w nim, jako jedynym, zyskają jakieś wsparcie.
— Na górę! Raz! Raz! — wrzasnął blondyn, popędzając dziewczyny.
Gdy tylko wbiegli na piętro, pchnął je w kierunku jakiegoś nieznanego im pokoju i zatrzasnął za nimi drzwi, wydając komendy żołnierzom wartującym przy pomieszczeniu.
— Macie bronić tych schodów za cenę własnego życia, rozumiecie?! — wrzasnął.
Haruno traciła wiarę w cokolwiek. Shiro był sam, w niebezpieczeństwie. Nikt z nich nie miał zamiaru dbać o niepotrzebnego im gówniarza. One również znajdowały się w chujowej pozycji; po budynku zaczęli biegać zarażeni, a one stały się zupełnie bezbronne. Żadnej broni, za grosz determinacji, nawet grama wiary. Jej rozchwianą duszę dodatkowo raniły bodźce związane z Naruto i jego śmiercią.
Upadła na ziemię i zasłoniła uszy dłońmi, pochylając się do przodu. Była pewna, że zwymiotuje. Wrzaski mężczyzn, zarówno zdrowych jak i zarażonych, wwiercały się w jej głowę, wnosząc tam zupełne spustoszenie. Tanja znowu płakała, stojąc pod ścianą i dosłownie błagając o szybką śmierć.
— Nie wiem co mogę jeszcze zrobić — szepnęła Haruno, zaciskając palce na różowych puklach. — Nie wiem, nie wiem… Nie wiem!
Zza ściany usłyszała stłumiony głos Yahiko. Przez chwilę była zdziwiona jego powrotem, ale nawet to ją nie obchodziło. Wizja śmierci, która pokrzyżowałaby jego plany była czymś nadzywczaj pięknym.
— Chodźcie tu… Zabijcie nas… — Powtarzała to w kółko, jak mantrę. Miała wrażenie, że krzyczy w eter; jej głos odbijał się w głowie, ubrany w ostre i liczne ciernie. Ranił ją, bo pieprzyła głupoty i dokładnie w tamtej chwili sobie to uświadomiła.
Rozległy się strzały, wrzask bólu i nienawiści. Drzwi zaczęły być forsowane przez zainfekowanych, którzy wydawali z siebie te obleśne, pełne obłędu i głodu dźwięki.
Kolejne strzały.
Jeden, drugi, trzeci.
Drzwi prawie wypadły z zawiasów; farba i tynk kruszyły się, prósząc na panele niczym śnieg.
— Kryj się, kryj się! — Haruno poderwała się z ziemi i złapała blondynkę w pasie. Podbiegła z nią do gigantycznej szafy, na którą pomogła się jej wspiąć.
To nie mógł być koniec. Walczyli o przetrwanie tyle czasu; to wszystko nie mogło się zmarnować. Doszła do wniosku, że uratuje te dzieci, choćby za cenę własnego życia. Naruto pokazał jej jak to zrobić, po prostu musiała uwierzyć. W siebie, w rodzeństwo i w ducha walki Uzumakiego, który nad nią czuwał.
Odbiegła od garderoby, by zwrócić na siebie uwagę intruza. Drzwi otworzyły się szeroko, z hukiem odbijając od ściany.
Światło pioruna wdarło się do środka każdym oknem, mrożąc przy tym krew. Zatrzymała oddech, oczyszczając umysł ze wszelkich zbędnych myśli. Musiała się jedynie dobrze bronić.
— Tylko ty i ja — szepnął Deidara, którego ubrania zdobiła świeża, błyszcząca krew.
Determinacja na chwilę się zatrzymała. Była gotowa zatłuc zarażonego choćby gołymi rękoma, co oczywiście było najprostszą drogą do śmierci, ale gdy zobaczyła znowu tego mężczyznę, pojawiły się nowe blokady.
— Miałam nadzieję, że nie żyjesz! — ryknęła, gdy dobiegł do niej i zaczął zdzierać sukienkę. Brutalnie ranił jej skórę paznokciami, które zmuszony był przez cały czas obgryzać. Walczyła, jednak jej starania szły na marne.
Musiała się poddać.
Musiała mieć siłę na później.
Musiała ratować dzieci.
Przez pokój przebiegł ludzki cień, jakby ktoś poruszał się po balkonie. Zarażeni byli już wszędzie; rozplęgli się jak robaki, wysługując ciałami żołnierzy.
Gdyby tylko dostała w ręce jego karabin, może by im się udało...
— Nie martw się, wydostanę cię stąd — wycharczał do jej ucha — znajdziemy jakieś fajne, spokojne miejsce i będziemy szczęśliwi, co nie?
— Zostaw mnie! — jęknęła, czując jak rana postrzałowa uda zaczyna się otwierać od ciągłego napinania mięśni.
— Założymy sobie cudowną rodzinkę i będzie idealnie!
— ZOSTAW MNIE! — wrzasnęła i z całych swoich sił pchnęła go, lecąc do tyłu.
Huk.
Rozległ się nagle, ogłuszył ją i sprawił, że przez chwilę była na granicy przytomności.
Drobiny szkła zsypały się na ziemię, dzwoniąc melodyjnie, jakby w zwolnionym tempie. Ktoś wskoczył przez świetlik; ciemna smuga opadła w dół, a zaskoczona Haruno zakrztusiła się powietrzem, odzyskując zupełną trzeźwość umysłu i czując, jak panika znowu wstępuje w jej ciało.
Uderzył ciężkimi butami o drewniane panele i wyprostował się, dysząc ciężko, głośno, przerażająco.
— Nie… — szepnęła, widząc go.
Rozpoznała silną sylwetkę, która kryła się w cieniu fragmentu fasady budynku, dzielącego dwie, gigantyczne okiennice.
Opadła na ścianę i przesunęła się po niej, by chwycić do rąk karabin Brytyjczyka, który również mocno przerażony opadł na chłodną powłokę, klamrą spodni rozrywając kwiecistą tapetę.
A on? Był zarażony, nie miała wątpliwości. Jego barki unosiły się od wściekłych wdechów, rysy zaciśniętej od wściekłości szczęki mocno uwydatniały się w cieniu. Zaczął powoli sunąć w ich stronę; była pewna, że zaraz natrze.
I tak zrobił. Rzucił się na Deidarę, obrócił z nim, szarpiąc mocno i cisnął jego ciałem na szczątki drzwi. Doskoczył do jednookiego uderzając pięściami z całych sił w jego ciało. Szarpali się, wyrzucając z siebie świszczące wydechy przy każdym wyprowadzanym ciosie. Upadli na ziemię. Dusił go, aż w końcu złapał za włosy i uderzył jego głową o ziemię.
Raz, drugi, trzeci.
Włożył w to całą swoją nienawiść. Powtarzał ten ruch… Powtarzał, aż zabił.
Zabił ze strachu, zakochania, determinacji i przez niekontrolowaną siłę, którą władała adrenalina.
Sakura stała wciąż oparta o ścianę; rozdarta suknia zsuwała się z jej ciała, a serce waliło jak oszalałe. W myślach powtarzała, że musi strzelić. Że nie ma wyjścia. Że to jedyna chwila, moment, szansa na to, by uciec.
Podniósł się i odwrócił w jej stronę. Celowała prosto w serce, drżąc i wydając z siebie spazmatyczne oddechy. Nie potrafiła nacisnąć spustu, choć pewnie trzymała na nim palec. A może powinna strzelić w głowę? Jaka głupia była, że nie zwróciła na to wcześniej uwagi.
Miała zamiar strzelić i tu i tu.
— Przepraszam — jęknęła; wydawałoby się, że sama siebie.
Pojawiły się wątpliwości.
Znowu.
Ona sama i dwójka dzieci; nie miała szans. Nawet nie mieli gdzie uciekać, żołnierze Stanów wykończą ich tak samo jak zainfekowani. Cóż jej pozostało?
Jeśli miała umrzeć, to z jego rąk; nie ważne w jaki sposób.
Poruszył się gwałtownie i z pomocą dwóch, wielkich kroków ruszył w jej kierunku. Wyszedł z cienia, a światła ustawionych na zewnątrz reflektorów oblały jego twarz. Mokrą, brudną, zakrwawioną.
Medyk jednak patrzyła na błękitne oczy, które znowu się śmiały. Jak przy ich pierwszym spotkaniu. Były czyste jak łza, piękne, szczęśliwe, prawdziwe.
— Powinnaś mnie zabić w ułamku sekundy — szepnął, wyrywając broń z jej rąk. — To trwało dłużej niż ułamek sekundy.
— Naruto — szepnęła i przywarła do jego ciała najmocniej, jak potrafiła.
Głośne oddechy, jakie z siebie wydawali, wypełniały głuchą ciszę, panującą w pomieszczeniu. Przycisnął kobietę do ściany, cholernie mocno, by przypadkiem mu się nie wyślizgnęła i oplótł ramionami w pasie, nie przestając całować jej ust z największą czułością i tęsknotą, której nigdy do tamtej pory nie zaznał. Chciał wlać w nią wszystkie swoje uczucia, o których nie był w stanie wcześniej mówić. Dziewczyna wplątała dłonie w mokre, jasne włosy i roniła gęste łzy, bojąc się, że to tylko chwilowa mara. Że już jest na granicy śmierci, a to głupia wyobraźnia płata jej figle. Łkała przy tym, nie chcąc dać im złapać tchu.
— Posłuchaj mnie — szepnął, odrywając się od niej, na co zareagowała niesamowitym niezadowoleniem i przyciągnęła z powrotem do siebie, nie chcąc by ich usta jeszcze kiedykolwiek zostały rozłączone. On jednak musiał czuł nieodpartą potrzebę mówienia. — Mamy jeszcze szanse, dobrze o tym wiesz. Będzie dobrze, jeszcze nie wszystko stracone. — Głaskał jej głowę, delikatnie i czule, tak jakby się bał, że zrobi jej krzywdę. — Uwierz we mnie, wyciągnę nas z tego. Proszę cię.
— Zamknij się...
— Obiecuję, przysięgam… Uda nam się, zabiorę cię z tego piekła.
— Zamknij się! — pisnęła i ponownie wpiła się w jego usta.
Całowali się bez opamiętania, mając świadomość rychłej śmierci. Nie potrafili przestać, bojąc się, że to ostatni raz. Nie chcieli przerywać tej chwili za nic w świecie. Chcieli być razem, szczęśliwi, spokojni. Od tamtej chwili stało się to jedynym marzeniem, celem, który musiał zostać osiągnięty.
Jednak myśli o tej nadziei przerwał kolejny huk tłuczonego szkła. Jak się okazało, był to porcelanowy wazon, który rozbił się na głowie Uzumakiego.
— Tanja, nie, nie! — krzyknęła Haruno, odrywając od ziemi blondynkę. Odsunęła ją na bezpieczną odległość, kiedy snajper próbował złapać równowagę. — To Naruto! On nie jest zarażony!
— Cooooooooo to kurwa było?! — ryknął, kucając. Schował głowę pomiędzy ramionami, czując niewyobrażalny ból. — No nie mogę, ała!
— Ja pierniczę, myślałam, że cię gryzie! — wybełkotała dziewczyna.
Mężczyzna podniósł się na nogi i podszedł do nich, dysząc wściekle.
— Całowałem ją! CAŁOWAŁEM! — Za drugim razem przeliterował to słowo, by następnie przechylić głowę na bok i się skrzywić. — Jesteś nawalona?!
— Nie… Twoja dziewczyna mnie naćpała.
Lazurowe spojrzenie przeniosło się na Haruno, która wzruszyła ramionami.
— To długa historia — skwitowała krótko.
— Dobra, zwijamy się — syknął. — Musimy iść do naszej sypialni. Mam tam schowane radio, a wy… — Zlustrował je nieprzychylnym spojrzeniem i prychnął głośno. — Macie się przebrać, nie mogę na was patrzeć. Wyglądacie jak...
— Licz się ze słowami żołnierzyku! — Tenzou sprzedała mężczyźnie wątłego mięśniaka.
— Gdzie Shiro? — mruknął, rozmasowując obolałe miejsce z zaciśniętymi zębami.
— Podobno trzymają go w gabinecie Yahiko — odparła medyk, próbując sprawić, by w czasie przemieszczania się nie pozostać w samej bieliźnie.
— Chodźmy.
Złapał je za przeguby i zatrzymał się w wejściu. Uniósł głupkowato do góry brwi i zawrócił po karabin.
— Może nam się przydać — rzucił, przysuwając kolbę do ramienia. Gdy tylko wychylił się z pomieszczenia, był gotowy do oddania strzału. Rozejrzał się i skinął głową, by ruszyły za nim.
— Nawet w takiej sytuacji masz siłę na żarty?! — sarknęła Haruno, która z ulgą doglądała dochodzącej do siebie Tanji.
— Ktoś musi ją mieć. — Zarechotał wesoło, zatrzymał się i cofnął gwałtownie do zielonookiej, by po chwili spontanicznie przywrzeć do jej ust swoimi.
— Musicie tyle memłać jęzorami? — stęknęła blondynka, przewracając oczyma.
— Wolałem, jak byłaś mniej wygadana i przestraszona — sparował snajper. Wyprzedził je, pozostawiając skonsternowaną Haruno i wyjrzał zza rogu na prostopadły korytarz. Ponownie dał znak do pomaszerowania tuż za nim. — Coś ty jej dała za leki?
— To silne antydepresanty, które skutkują czymś w rodzaju głupiego jasia i lekkiej senności. — Haruno zmrużyła powieki, by przypomnieć sobie w którym kierunku mają iść. — Połknęła coś około pięciu tabletek i trzyma ją od kilku godzin.
— T-trzyma i nie puszcza, t-towarzysze!
— Tanja, cicho do cholery…
— To tam… — Naruto wskazał lufą karabinu na dębowe drzwi, spod których wydostawała się smuga światła. — Słuchajcie, naprawdę mamy coraz mniej czasu… Trzeba wydostać stamtąd Shiro, znaleźć nasze rzeczy i spierdalać stąd jak najprędzej.
— Łoo jezu! — wrzasnęła blondynka, omiotając wzrokiem twarze mundurowych.
— Co znowu? — bąknął Uzumaki, opuszczając bezradnie ramiona.
— Kojarzycie taką chińską bajkę? Tam mieli sharingana. — Zaśmiała się, akcentując ostatnie słowo.
— O czym ona pierdoli? — Uzumaki popatrzył na zielonooką, która z niepokojem spoglądała na dziewczynę.
— Naruto, ona ma zaburzenia percepcji słuchowej i wzrokowej… Wszystko o czym mówi jest realne, tylko nazywa to przypadkowymi skojarzeniami…
— Co to jest, kurwa, sharingan?
— O tam! — Tenzou wskazała ręką za nich, a Haruno automatycznie pisnęła i doskoczyła do dziewczyny, gdy Naruto zamachnął się karabinem.
Czerwone ślepia Tobiego, który krył się w ciemnościach tuż za nimi, rozbłysły się złowrogo, jednak chwilę później zostały rozsadzone przez pocisk władowany pomiędzy nie.
— Jak tak dalej pójdzie… — wydyszał blondyn.
Jego wyrzut przerwał krótki, urwany krzyk. Zwrócili się za siebie i tylko przez ułamek sekundy widzieli, jak Yahiko znika za rogiem razem z Shiro. Rzucili się do biegu, by przypadkiem ich nie zgubić. Nawet umysł Tanji został lekko otrzeźwiony.
Trafili za rudowłosym na dach posiadłości, gdzie wiatr nieustannie szarpał ich zmokniętymi od deszczu włosami, a te uporczywie przyklejały się do twarzy.
— Oddawaj Shiro, zasrany pojebie! — ryknęła Tenzou, stawiając krok do przodu, jednak Haruno przyciągnęła ją z powrotem do siebie. — Puść mnie! To mój brat!
— W taki sposób go tylko narażasz — mruknęła kobieta, doprowadzając dziewczynę do porządku. — Zostaw to Naruto.
Obie przeniosły wzrok na snajpera, który patrzył na Yahiko przez wizjer. Zassał dolną wargę i w milczeniu obserwował, jak Brytyjczyk szarpie chłopakiem, który dzielnie czekał na ratunek.
Bał się strzelić. Bał się od chwili, gdy podczas wydania kodu czerwonego zabił swojego kompana. Co jeśli teraz stanie się to samo?
— Chciałem ratować świat, ratować ludzkość! — wrzasnął rudowłosy, stając na krawędzi dachu. — A teraz, przez waszą głupotę, wyeliminuję nas wszystkich!
— Przestań pieprzyć, tylko oddaj nam dzieciaka! — sparował blondyn.
— Ten mały gnój — warknął Tendo, przyciskając krótki pistolet do policzka Tenzou — odpadnie jako pierwszy. Chyba, że pójdziemy na ugodę. Oddasz mi te dwie kobiety i pozwolisz się z nimi oddalić.
— Kpisz sobie ze mnie? — Naruto zaczął powoli zmierzać w jego kierunku. — To moje kobiety i nie oddam ich za nic w świecie.
— Ooaaaa — zawyła Tanja — jakie to było słodkie, co nie?
— Nie zaprzeczę. — Różowowłosa przytaknęła z uznaniem.
Yahiko stanął na wąskim murku i wciągnął za sobą chłopca, który zaczynał odczuwać lekką panikę. Od śmierci dzielił ich w sumie jeden zły krok czy mocniejszy podmuch wiatru. Tendo wygłaszał mowy o odnowie świata, ludzkości do której się przyczyni i cały czas szarpał Shiro za kaptur. Naruto wciąż czekał na jego minimalne potknięcie.
— Teraz — syknął sam do siebie, gdy tylko ręka rudowłosego straciła jakikolwiek kontakt z ciałem chłopca.
Nacisnął spust, a nabój wystrzelił głośno z karabinu, kierując się prosto w stronę dowódcy. Wbił się w bark, a swoją siłą wyrzutu pchnął ciało mężczyzny do tyłu. I gdy wszystko miało się zakończyć właśnie w tym miejscu — Tendo chwycił w palce kaptur Tenzou i spadając w dół pociągnął jego drobne ciało za sobą.
— Boże, nie!
— SHIRO!
Wrzask Tanji i Sakury zadziałał jak zapalnik na ciało Uzumakiego. Rzucił karabin na ziemię i niczym pocisk odbił się od podłoża, by w jak najszybszym czasie dostać się na miejsce. Dobiegł do murku i gwałtownie się za niego wychylił. Zdążył jeszcze dostrzec, jak ciało rudowłosego ląduje na betonowym podjeździe, lecąc w dół około dwudziestu metrów. W dłoni spoczywała czarna dziecięca bluza, która nakryła jego twarz, pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu.
— Mam cię, mały! — syknął, chwytając w dłoń przegub Shiro. — Trzymaj się!
Chłopiec wisiał w powietrzu, ostatkiem sił trzymając się fasady budynku.
— Taki mam zamiar! — jęknął, spoglądając w dół. Chwilę później odwrócił twarz w stronę nieba i zacisnął powieki.
— Kurwa, filmów nie oglądasz?! — stęknął snajper, układając się wygodniej, by móc w ten sposób sprawniej wciągnąć chłopaka. — Nigdy nie patrzy się w dół!
— Zabierz mnie stąd! — pisnął i zaczął wierzgać nogami.
Dopiero teraz mężczyzna spostrzegł, że tuż pod chłopcem znajduje się balkon, a na nim Zetsu, Sasori i Kakuzu, którzy wesoło podskakiwali. by wyrwać drobne nóżki i rozszarpać je na kawałeczki.
Gdy Naruto udało się podnieść go nieco w górę, chwycił drugą dłonią za wątłe przedramię Shiro i zaczął ciągnąć go ku górze.
— Naruto! Zarażeni! — Dotarł do niego krzyk Sakury.
Kolejna dawka adrenaliny wtłoczyła się w jego krew. Stanowczym ruchem wyrwał Tenzou ku górze i wrzucił na dach, opadając z nim na mokrą, kamienną powierzchnię.
Chwilę później dobiegli do dziewcząt, po drodze zgarniając broń.
— Do sypialni! — wrzasnął Uzumaki.
Zdejmował każdego po kolei, prąc w dół na czele grupy.
Mieli tylko siebie. Siebie i nikogo poza nimi; przecież wszyscy pozostali byli już martwi. Nie mogli pozwolić sobie na żadną stratę.
Ż A D N Ą.
Naruto ułożył sobie w głowie plan. Już wtedy, gdy siedział zamknięty i wierzył w to, że ich uratuje. Chciał zrezygnować ze służby, oświadczyć się Haruno, zamieszkać z nią pod jednym dachem i zabrać pod niego również te dzieci, które zostały pozbawione już wszystkiego oprócz nadziei.
— Wchodźcie! — huknął i wpuścił ich przed sobą, strzelając do oddalonego jakieś dziesięć metrów od nich mężczyzny, któremu krew wypływała każdym możliwym otworem.
Sakura i Tanja, nie zważając na obecność chłopaków, zrzuciły z siebie suknie i wskoczyły w swoje ubrania.
— Naruto, muszę zmienić opatrunek — szepnęła zielonooka, obserwując jak mężczyzna zakłada na ucho słuchawkę radia.
— Szybciutko — mruknął na wydechu i włączył urządzenie, z którego doszedł do niego z początku nieprzyjemny szelest. — Kakashi! Kakashi, jesteś tam?! Stary, zgłoś się!
Radio jednak uparcie milczało, a ciszę w budynku rozdarł przeraźliwy jęk i wycie wygłodniałych hien, czyhających na ich krew.
— Jesteście gotowi? — spytał, stając pod drzwiami. — Trzymamy się razem, zbiegamy na dół, wsiadamy w jeepa i wypierdalamy stąd choćby w kosmos, zrozumiano?
Skinęli zgodnie głowami, a chwilę później pędzili krętymi schodami prosto do wyjścia, gdzie czekała na nich zapora nie do przejścia.
Do posiadłości zbiegli się wszyscy zarażeni z okolicy, zwabieni hałasem. Naruto poczuł przez chwilę zupełną niemoc, ale przypomniał sobie o swoim celu.
Wtedy zaczął strzelać. Pewnie, bez obaw, chwil na zastanowienie. Każdy strzał był precyzyjny i zabójczy.
— Tanja? Tanja! — krzyknął Shiro. — Gdzie Tanja?!
Uzumaki obrócił się za siebie, z przerażeniem wbijając spojrzenie w zielone oczy Sakury.
— Stała tu… — jęknęła. — Jeszcze sekundę temu była za mną.
— KURWA! — wrzasnął, widząc, jak grupka zarażonych rozrywa czyjeś ciało nieopodal schodów.
Objęty niesamowitym obłędem zaczął strzelać do nich na oślep, cały czas idąc w ich kierunku. Gdy wszyscy runęli na ziemię, z niesamowitą ulgą dostrzegł, że dobierali się do jednego z żołnierzy.
Dotarł do nich zbawienny warkot silnika, a gigantyczne drzwi wejściowe po chwili runęły na ziemię. Światła wsteczne nieprzyjemnie ich poraziły. Drzwi kierowcy otworzyły się nagle, a ze środka wyskoczyła blondynka.
— Gazu! — ryknęła. — Jest ich coraz więcej!
— Zabiję ją, jeżeli te zasrane leki zaraz nie puszczą! — krzyknął Uzumaki, dosłownie wrzucając Shiro na tylne siedzenia, gdzie czekała na niego siostra.
— Ustaw się w kolejce — syknęła Haruno.
Niebo rozdzierały pioruny, deszcz nie przestawał lać, a wicher miotał autem na lewo i prawo. Naruto pędził przez długą drogę, wyłożoną kamieniami, starając się z całych sił z niej nie zjeżdżać. Trawnik był nafaszerowany minami, w które co chwilę wbiegał jakieś zainfekowane gówno, goniące za nimi na złamanie karku. Wbrew pozorom, było to dosyć zabawne, gdy z nieba oprócz deszczu, sypały się podgniłe kończyny.
Nie mieli pojęcia co dalej, ale na tamtą chwilę, musieli się stamtąd wydostać.
— Naruto… Ja nie wiem, czy już fiksuję… Ja chyba cię słyszałem — rozległo się nagle w słuchawce. Blondyn otworzył szeroko oczy słysząc zapłakany szept swojego przyjaciela. — Proszę, powiedz coś.
— Ty głupia kurwo! Jak mogłeś pomyśleć, że nie żyję?! — ryknął, naciskając odpowiedni guziczek na słuchawce. — Zabiję cię, rozumiesz?!
— Ja pierdole, ty żyjesz… Ty naprawdę żyjesz… Gaara!
— CO?! On też?!
— Naruto? To naprawdę ty? — W słuchawce rozbrzmiał głos Sabaku.
— Jaja wam poupierdalam! — wrzasnął blondyn.
— Naruto! Uważaj! — Sakura pisnęła głośno, zapinając pas. — Dzieci, pozapinać się!
Przed nimi pojawiła się gigantyczna, ozdabiana, stalowa brama. Przecież nikt nie mógł wysiąść, by ją otworzyć, bo stado rozwścieczonych ciot nie schodziło im z ogona.
— Naruto! Nie! — Shiro objął fotel Haruno, zaciskając mocno powieki.
— Nie! Nie rób tego!
— NIEEE! — Tanja nakryła głowę rękoma, pochylając się do przodu.
— Trzymajcie się!
Naruto zacisnął powieki i zęby, po czym docisnął maksymalnie pedał gazu, chwilę później wjeżdżając w kraty. Silny wstrząs w aucie lekko ich poturbował. Maszyna na moment przechyliła się na bok, jadąc tylko na lewych kołach, by moment później opaść na resztę.
Ciężkie oddechy przerażonych pasażerów sprawiły, że lekko spanikował, jednak gdy Tanja zaczęła krzyczeć o nadchodzących zarażonych, ponownie dał gaz do dechy i skierował się prosto do Londynu.
— Naruto, przylecimy po ciebie. — Kakashi widocznie się rozentuzjazmował, bo jego głos nabrał naprawdę stanowczego wydźwięku. — O dziesiątej będziemy na stadionie Wembley!
— Po nas Kakashi. Po nas.
Od autorki: HOOOOOOHOHOHOHOOHOHO. W sumie, to nie wiem czy za bardzo się w tym rozdziale nie poplątałam. Tak, napisałam, że zabiłam dużo ludzi. A czy tego nie zrobiłam? xD I specjalnie wprowadziłam Was trzy razy w błąd. xD Najpierw domniemana śmierć Naruto, potem Shiro prawie skończył jak naleśnik, a Tanja rzekomo podzieliła los gorącej potrawki. xD
Widzicie? Kejża dała radę. Kij z tym, że się kurwa nie wyrobiłyśmy o kilka sekund. xD
No było trochę tej miłości i czułości, co nie? Ale jednak przez tematykę jaką się to ff cechuje, nie jestem w stanie wściubić tam gorącego romansu.
X napisze się szybko. Nie ma sensu czekać tyle czasu na ostatni rozdział, prawda? Zwłaszcza, że przed nimi najgorsze piekło. I nie, nie powiem Wam czy ich wszystkich zabiję. Kochani, mam w głowie dwie wersje i jeszcze nie jestem zdecydowana. Po prostu nie jestem w stanie Wam nawet podpowiedzieć, jak to się wszystko skończy.
Mam tylko nadzieję, że nie zawiodę w jakości tekstu, bo nie wiadomo kto jakiego zakończenia oczekuje.
No, buziaki moi mili! A ja w końcu pójdę pod prysznic, bo jestem cała utytłana farbą. Przez Was jestem śmierdziuchem, niech Was kaczka kopnie.
A tak serio, to Was kocham. Nigdy nie spodziewałam się, że moje opowiadanie będzie cieszyło się aż taką sympatią! Dzięki Wam, chce się człowiekowi pisać.
O! Swoją drogą, przypominam o sondzie na recenzje bloga, którą wykona Neko Fuyu! Tu macie link -> klik. Będę wdzięczna za każdy głosik. Bajoo! <3
Skoro jestem na świeżo, to zacznę komentarzowe nadrabianie od tego bloga. :3
OdpowiedzUsuńGeneralnie trochę żałuję, że zaczęłam to sprawdzać, bo musiałam czytać na szybko, żeby Twoi czytelnicy Cię nie zeżarli, a ta presja nieco zepchnęła odczucia na dalszy plan. Ale nie powiem, było kilka momentów, w których moje serce na chwilę przestawało bić. Chociażby wtedy, kiedy Kakuzu wleciał do pokoju, gdzie siedzieli Sakura, Tanja i Sasori. Albo gdy Naruto wpadł do pomieszczenia przez świetlik. Albo gdy Shiro poleciał w dół z tym pojebem Yahiko. Albo wtedy, gdy Naruto zaczął całować Sakuręęęę. :3
Rozdział wygrywa Tanja. Idealnie opisałaś jej stan - przytomna, ale naćpana w cztery dupy, gadała od rzeczy, stała się pyskata, odważna i... Ojej, jak przywaliła Uzumakiemu w łeb, to ryknęłam śmiechem. xD To chyba najlepszy moment tego rozdziału, bo mogłam na chwilę oderwać się od strachu o naszą czwóreczkę. ;)
Świetnie przedstawiłaś panującą wokół panikę. Strach, krzyki, krew i tak dalej - no cudo! Chyba tylko Ty to potrafisz - napisać coś na tyle sensownie, żeby przekazać ogólne przerażenie i to, jak bardzo rozbiegani byli i zainfekowani, oraz zdrowi. I to, że Deidara do samego końca chciał zgwałcić Sakurę - pewnie gwałciłby ją nawet podczas zżerania przez jebańców. .______. Obrzydziłaś mi Akasiów, a fe! :<
Do samego końca wierzyłam, że Naruto przeżyje. Natomiast wyobrażam sobie, jak wielki ból musiał ogarnąć Sakurę, gdy uwierzyła w jego śmierć. I gdy myślała, że jest zainfekowanym. O Chryste, aż mnie to boli. :(
W ogóle w tym rozdziale tak dużo się działo! Kiecki, gwałty, zombiaki, kopniaki, strzelanina, dach, Kakashi - PŁACZĄCY! O matko matko, no rozczuliłaś mnie. I ich rozmowa - typowo męska, typowa dla otaczającej ich rzeczywistości. Idealnie!
Świetny rozdział Ci wyszedł, Maja. Do samego końca napinałam wszystkie mięśnie; trzymał w napięciu cały czas - może i jest to specyfika tego opowiadania, mamy się bać, ale gdybyś nie była taka zdolniacha, to gówno by z tego wyszło. Brawo! :3
Boję się w ciul zakończenia tego bloga, no ale czekam niecierpliwie. Następnym razem nie dam się wkopać w poprawianie w 30 minut, jak kochają - poczekają! :> A i mi będzie wygodniej, bo nie dam sobie ręki uciąć, czy czegoś nie pominęłam. No i jak nie byłam czegoś pewna, to to zostawiałam, nie mając nawet czasu na sprawdzenie tego w necie. xd Pewnie jeszcze przysiądę nad tym rozdziałem, ale to już nie dzisiaj. ;)
Czekam Maja! Nie skrzywdź nas za bardzo końcówką. :*
Powiem szczerze, że gdy opisywałam momenty z Tanją, to śmiałam się sama do siebie. xD Sama jeszcze nie wiem jak będzie z końcówką i nie mogę niczego obiecać. Dosłownie jestem rozdarta i chociaż jeszcze tego nie piszę, to mnie to, kurwa, boli. Żeby człowiek się tak przywiązał do opowiadania, no halo!
UsuńO broń Boże! X ma być idealne! Nie pozwolę na zepsucie go. xD
Jezu, rozdział świetny, płacz, śmiech i radość <3 Czytałam w takim napięciu, zestresowana co się stało, jak to, czy on żyje i pięknie jest!!
OdpowiedzUsuńSceny NaruSaku, pocałunki ich, aaaaa umarłam ze szczęścia, rozpływam się! Jakie to było słodkie, a rozmowa z Kakashim i Gaarą zajebista :D Naruto zawsze musi pożartować! No po prostu nic dodać nic ująć.
Odczucia Sakury gdy Naruto "umarł" sprawiły, że aż mnie zabolało coś w środku :( Akatsuki pieprzeni.... a ja zawsze tak bardzo lubiłam Yahiko :( teraz taki bleee, aż nie chcę się o nim gadać hahaha
Deidara był okropny, jak cokolwiek o nim czytałam, od razu odruch wymiotny, ten to tylko myśli o gwałcie! Co za zjeb, ale Naruto jak książe na białym rumaku uratował Sakurę :D
Tanja w tym rozdziale mnie DOJEBAŁA, taka świetna, pierdyknięta, naćpana. Jej sceny były takie że uśmiech sam się pojawiał na twarzy. Niby mała dziewczynka a przyjebała Uzumakiemu. HA! Jest moc :D
Jedyna osoba której zaczynało być szkoda to Sasori :( Biedaczysko, tak wstrętnie skończyło, a zaczynał się zmieniać i Hidana też szkoda mi było :D
No, a teraz mam nadzieje że X będzie równie zajebisty i nie będziemy za bardzo na nim płakać. Żeby wszystko skończyło się w miarę dobrze.
Twój styl pisania jest tak specyficzny.... Baaaardzo podziwiam i zazdroszczę
No i czekam niecierpliwie na następny, na ten dreszczyk emocji. Mam nadzieje że się uratują, choć przy tak nieprzewidywalnej autorce wszystko może się stać.:>
Pisz szybko i dużo, dużo weny :*
O w dupę.
OdpowiedzUsuńPoprzedni rozdział mną wstrząsnął... Ten rozdział to... istna miazga!!! Jak ty to robisz, że czytam to twoje opowiadanie i odlatuję do tego wykreowanego przez Ciebie, brutalnego świata? ZDRADŹ MI TĘ TAJEMNICĘ.
Zajebistość nad zajebistościami. Kurcze tyle emocji ;----------;.
Masz szczęście, że nikogo nie zabiłaś, no prócz Sasoriego (którego nawet zaczęłam lubić) i całej bandy Akatsuki.
Przez połowę rozdziału miałam ochotę roznieść Deidarę, jak zwykle blondasa lubię, tak tutaj bym go pozbawiła jego przyrodzenia. Tak mnie skubaniec denerwował. A tylko spróbowałby skrzywdzić Sakurę czy Tanję.
To już koniec? Serioooo, no nie. XDD A ja tak polubiłam to opowiadanie i co najważniejsze znów przekonałam się do NaruSaku i co ja teraz będę czytać???? Napisz jakieś jeszcze NS, bo w twoim wykonaniu jest najlepsze :D <3 Chociażby jakąś partóweczkę (pamiętaj, że na SS też czekam!).
Dobra, przesyłam worek weny i pisz (chociaż już nie chcę zakończenia, to chcę wiedzieć co dalej).
XOXO
Tak oczekiwałam tego rozdziału i się nareszcie doczekałam:) i w końcu Narusaku ,,wyznali swoją tak jakby miłość". Nie mam sie do czego doczepić bo wszystko jest cudnie *.*. Tylko proszę niech Saki i Naru nie umierają- mogą tylko ze starości;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;* <3
Czeeeść, cześć! Jakoż, że jestem tu nowa (z czego cieszę się niezmiernie), pierwszy raz komentuję twojego bloga.
OdpowiedzUsuńUhuhuhuuuu *konfetti leci w górę* Ahhhhh, wstrząsnęłaś mną tym blogiem, jak i rozdziałami, jak ja puszką coli. Haha, marne porównanie - *paca się w łeb*. No, ale cóż. Wracajmy do mojej jakże wyrafinowanej krytyki. Generealnie, cieszę się, ze trafiłem na tego bloga później, bo bym się chyba zatłukła, gdybym musiała czekać na rozdizał! O luju, nie wiem, czmu u ciebie piszę inaczej komentarz. Eheeem, tak jakoś.. poważniej ? Tak, zdecydowanie dobrane słowo. Do rzeczy, nigdy, przeeenigdy nie czytam blogów, które nie są zakończone. No bo, załóżmy. Czytam, czytam jest wszystko hepi, kucyki, tęcza i w ogóle, ale do cholery, nie znoszę, jak ktoś zostawia bloga w połowie.
Uhhhh.. O kurwa. Ależ się zapisałam. Noooo, Iki, dajesz! To twój pierwszy kom, nie spierdol tego! Nieeee, ja musze ochłonąć. *idzie po wodę*. Jestem *pije wodę*. Co do bloga kurwa jego mać, od kiedy Tenzou, to taki... czarny charakterek? !@#$%, do rzeczy, Iki! Ok. Rozumiem, Kaka musi do rodzinki i w ogóle, no ale naszego liska tak zostawić! Co za ciota. Moja ciota<3.
... Tak,wytijmy to.
Danzou, ty stary dziadzie, przejdź na amertye, czy coś! Nikt cie tu nie lubi, piczko płacze w poduszkę*.
Co do Sakurci, cholernie mi sie tu podoba. (Nie szukaj podtekstów, czy coś, zboczuuuuszku, już ja wiem, co ci chodzi po tej pięknej głowce). Chrakter. Taak, chrakter, ale w sumie, wygląd też :D.
Deidara, pizdo, nie zamoczysz! Tylko Naru może!
Ejjj... no ja myślę, że zrobisz takie mini Naruciaki. Nie ? Mam rację ? Mam ?
Wieeem, że mam B). Iki zawsze ma! Hihihihihihi.
Zrobisz hentai ?
Czuję, że to pytanie jest troszeczkę nie na miejscu. Hihihihihi. Na romanse w twoim blogu, raczej miejsca nie będzie, no ale wieeesz, zawsze możesz gdzieś wcisnąć :D. Soraski, jeśli cię uraziłam, albo coś, ale twoje hentai, są takieee... takie.. Magiczne ? Oh, kurwa cholera wie co! są idealnie napisane, że tak powiem :D. Potrafisz podniecić człowieka, niech cię.
Oi,oi,oi myślę, nie chwila. Ja to wiem, że ''marzenie'' Naruto, jak był u schyłku śmierci, sie spełni.
TAAAAK!!! Dwójka przybranych dzieci i trójka swoich. <3 NIE! STOP! Najlepiej jak im wlepisz czwórkę! Ahhh.. *rozmarza się*. Ej, ale wtedy Sakura będzie wyglądać jak ciężarówa. Hihihiihihihihihihihihih
... wytnijmy to.
Niechże wyjdą z kijem bejsbolowym, i im mozgi rozpiździelą! Tak! To jest plan!
Nie, to nie wypali.. Ale to było zajebiaszcze, jak sie lizali na oczach nastolatki <3 Więcej, więcej *przeżywa umysłowy orgazm* :DDD. No i w ogóle, te akcje takie, miażdżące mmmmmm, jak się prawie pocałowali przy pralce, w łazience (chyba) ^^. I czego sie tak broniłaś, Sakurcia? I tak będziesz żoną tego niewyżytego, blondwłosego przystojniaczka. Hehehheheeee na haju.
Kaszalocie, jak mogłeś, w niego zwątpić?! NO JAK, DO KURWY NĘDZY?! Ujebie ci tą pustą makówkę, piczko. Nieeee,nieee!
Stop.
...
Mayako, kochana ty moja, jak ty mi tu jeszcze kogoś uśmiercisz, (Sas może być) to namierzę cię, przyjadę z podręczną patelnią i ubiję ci tę śliczna główkę :******.
To nie była groźba,nie walceee.
No coś ty!
Co do bloga XD
Cóż tu dużo pisać, moje sokole oko nie wypatrzyło.
Miód, cud i narusaku! Ahhh, ta moja wyobraźnia.
Mam nadzieję, że czujesz sie usatysfakcjonowana moim kometarzem. Blog krótko mówiąc, świetny i mam nadzieję, że nie trzeba ci tego uśwaidamiać poprzez komentarze, bo ty już dobrze wiesz, jakiego bloga piszesz Ehhh, no widzisz?! Rozpisałam się. *płacze*. Jestem pewna, że nie chce ci się czytać tego komentarza. NO BO KOMU SIE CHCE CZYTAĆ TAKĄ TRAGEDIĘ SZKSPIROWSKĄ ?! O jezus.
Czekam z zniecierpliwieniem na następną notkę, nie męcz mnie, ty podła diablico.
Za błędy pzrepraszam, pozdrawiam cieplutko!
Ikimayoshi
Czy Ty w każdym opowiadaniu zrobisz z Deidary gwałciciela? xD
OdpowiedzUsuńNo bez kitu, czuję, że na zamknietych też będzie kimś tego pokroju. Jak już kogoś nie lubisz to nie dajesz mu szansy. xD Tylko Sasuke jako taką dałaś. Ale nie, trzeba było go zabić. xD
Podobało mi się, strasznie. Rozdział przez cały czas trzymał w mocnym napięciu. Zabawa z pomieszanie filmów wyszła Ci wyśmienicie. Akcja z tabletkami i wyćpaną Tanją również. :D Szkoda mi było Sasora, bo widziałam, że prawie dostał szansę na bycie lepszym, no ale cos mu nie wyszło. heheheh.
I ten moment NaruSaku *___* Jezu, jak mi się słodko zrobiło, to nie masz pytań. Jeszcze ten tekst z ułamkiem skundy, no miodzio. :D
A sytuacją z Yahiko i Shiro mnie zabiłaś. Miałam wrażenie, że naprawdę go zabije. W ogóle za kazdym razem, jak już prawie ich zabijałaś. I ten sharingan hahhaha xd
Szkoda, że blog się kończy. Wiem, że zostają Zamknięte, że odnawiasz save me i masz jakieś dwa blogi w zanadrzu, ale do każdego Twojego opowiadania człowiek może sie tak emocjonalnie przywiazac, ze potem ma dziure w życiu i nie wie co ze soba zrobić. mam nadzieję, że zakończysz to spektakularnie, :)
Byle do piątku. I do rocznicy. :)
Powodzenia!
Yyyyyyyyyyyyy, cooooo, coooooo, boże coooooooooooooo D: Jestem zakochana w Naruto jakiego stworzyłaś *-* Przepraszam za styranie Ci mózgu! :< Ale Ty w tym rozdziale też nie próżnowałaś! :D I jakoś tak to robisz, że chce do swojego opowiadania wprowadzić NaruSaku . .' i nuty dobre w ch. do tego co piszesz :o
OdpowiedzUsuń